Читаем Żmija полностью

Tym, który ich powitał, był niezawodnie ów Salman Amir Jusufzaj, szczupły aż do chudości Pasztun odziany w pakistankę, wojskową pakistańską kurtkę na podpince ze sztucznego futra, z nowiutkim belgijskim FN FAL na ramieniu, kindżałem u pasa i lornetką firmy Nikon na piersi. Towarzyszył mu nie kto inny, a osławiony Czarnomor, Hadżi Hatib Rahiqullah, spoglądający wrogo, z zapadniętymi policzkami i haczykowatym nosem nad śnieżnobiałą, sięgającą pasa brodą, w wielkim turbanie i czarnej kamizeli wdzianej na długą koszulę, uzbrojony w AKMS, kałach ze składaną metalową kolbą. Też miał u pasa kindżał, broń pięknie zdobioną, niezawodnie zabytkową i niezawodnie wielkiej wartości. Pozostali, wszyscy co do jednego Pasztuni, wyglądali jak bracia bliźniacy, w pakolach, chałatach, szerokich luźnych portasach i sandałach, nawet uzbrojeni byli jednakowo, w chińskie karabinki typ 56, podróbki kałasznikowa.

Do rozmów siedli w kręgu. Barmalej przedstawił Lewarta i Łomonosowa. Salman Amir Jusufzaj patrzył w milczeniu. Jego czarne oczy były żywe, bystre, złowróżbne jak u drapieżnego ptaka. Mówił po rosyjsku bez najmniejszego akcentu ani jakiejkolwiek naleciałości.

– Nowy praporszczyk – przewiercił Lewarta wzrokiem. – Nowy komandir na zachodnim blokpoście. Ten, który kazał blokpost wysprzątać, usunąć blaszanki po konserwach, połyskujące tam w słońcu od miesięcy. Ha, niby mała rzecz, a ileż mówi o człowieku.

Lewart podziękował skinieniem głowy. Salman Amir przez chwilę wpatrywał się w Łomonosowa. Potem przeniósł wzrok na Barmaleja. A na dany przez niego znak mudżahedin z US ARMY na chlebaku wytaszczył z przyczepki motocykla dwa wypchane woreczki.

– Prezent dla was – wskazał Salman Amir. – Oprawiony baranek, kukurydziane placki, inne rozmaitości. Żadne delikatesy, jadło proste, ale zdrowe. Bo tym, co jecie na zastawie, ja bym i psa nie nakarmił.

– Taszakor – podziękował Barmalej. – Trzeba ci przyznać, Salman, potrafisz zaimponować wielkodusznością. Nawet wrogowi.

– Wróg – odrzekł bez uśmiechu Pasztun – winien umierać w walce. Wtedy jest to honor i zasługa w obliczu Allaha. Pozbawicie mnie honoru i zasługi, jeśli tam na zastawie pomrzecie od zatruć pokarmowych.

– Tak czy inaczej, taszakor, dzięki wielkie za podarek. Za wielkoduszność i rycerskość.

– Tak mnie wychowano. – Salman Amir wlepił w niego swe drapieżne oczy. – W moim rodzie tradycje rycerskiego wojowania sięgają setek lat wstecz. Tylko żałować, że wam tego nie wpojono. Rycerskości w was za grosz. Nie ma nic rycerskiego w rozsiewaniu min na drogi i przełęcze. Wasze miny zabijają nasze dzieci.

– Trwa wojna – odparł beznamiętnie Barmalej. – W czasie wojny dzieci winny siedzieć w domu. W czasie wojny dzieci należy strzec, a nie posyłać je na przełęcze z paczkami opium i haszyszu. Ale chyba nie po to się spotykamy, co, Salman? Bo co się tyczy min, to nie nasz z tobą szczebel i nie nasze kompetencje. To jakoś tak bardziej ONZ.

Czarnomor słyszalnie zgrzytnął zębami i zawarczał, w gardle zagrało mu jak rozwścieczonemu psu.

– Względem zaś toczonej wojny – Barmalej w ogóle nie zwrócił nań uwagi – rozstrzygnięcia przynieść mogą trójstronne rozmowy zainteresowanych. Tymi zaś są Czernienko, Reagan i Zia ul-Haq. A my? My jesteśmy maluczcy. Rozmawiajmy o problemach maluczkich.

– Rozmawiajmy o problemach – zaakcentował Salman Amir Jusufzaj. – O waszych problemach, komandir Samojłow. Bo to wy macie problem, wy, wasza zastawa. Z Kunaru nadciąga tu Razâk Ali Zahid. Z silnym oddziałem. Oprócz naszych także pakistański specnaz, Saudyjczycy, Jemeńczycy, podobno nawet jacyś kitajcy z Malezji. Słyszałeś o Razâku Alim, nieprawdaż?

– Ty mnie straszysz? Czy ostrzegasz? I o co tak naprawdę idzie, a?

– Jeśli twoja zastawa będzie uciążliwą zawadą, Razâk Ali z całą pewnością będzie chciał tę zawadę usunąć. Takim czy innym sposobem, prędzej czy później, ale będzie chciał was wykurzyć.

– A ty z twoimi się do niego przyłączysz.

Salman Amir Jusufzaj wzruszył ramionami. Rzucił okiem na Czarnomora.

– W odróżnieniu od Razâka Alego Zahida – powiedział – ja tu mieszkam. Mieszkają tu moi krewni. Jeśli was wybijemy, co mi z tego przyjdzie? Wasze lotnictwo zbombarduje kiszłaki, zrówna okolicę z ziemią, spopieli wszystko napalmem jak w Baba Ziarat, Deh-e Gada i Sara Kot. Myślę, że lepiej wyjdę, jeśli przekonam Razâka Alego, że wasza zastawa zawadą nie jest.

Barmalej uniósł brwi. Salman Amir Jusufzaj uśmiechnął się. Uśmiechem kupca z bazaru w Bagdadzie, żywcem z ilustracji do Baśni z Tysiąca i Jednej Nocy.

Перейти на страницу:

Похожие книги

1. Щит и меч. Книга первая
1. Щит и меч. Книга первая

В канун Отечественной войны советский разведчик Александр Белов пересекает не только географическую границу между двумя странами, но и тот незримый рубеж, который отделял мир социализма от фашистской Третьей империи. Советский человек должен был стать немцем Иоганном Вайсом. И не простым немцем. По долгу службы Белову пришлось принять облик врага своей родины, и образ жизни его и образ его мыслей внешне ничем уже не должны были отличаться от образа жизни и от морали мелких и крупных хищников гитлеровского рейха. Это было тяжким испытанием для Александра Белова, но с испытанием этим он сумел справиться, и в своем продвижении к источникам информации, имеющим важное значение для его родины, Вайс-Белов сумел пройти через все слои нацистского общества.«Щит и меч» — своеобразное произведение. Это и социальный роман и роман психологический, построенный на остром сюжете, на глубоко драматичных коллизиях, которые определяются острейшими противоречиями двух антагонистических миров.

Вадим Кожевников , Вадим Михайлович Кожевников

Детективы / Исторический детектив / Шпионский детектив / Проза / Проза о войне