Pa chvilinie Piotr, adkryŭšy tvar, pačaŭ raskazvać dalej, ale Vinicija znoŭ apanavaŭ haračkavy vobmarak. Usio, što ciapier čuŭ, pamiašałasia jamu z tym, što havaryŭ Apostał papiaredniaje nočy ŭ Ostryjanumie, jak Chrystus zjaviŭsia na bierazie Tyberyjskaha voziera. Voś ža bačyŭ byccam šyroka razlituju vadzianuju roŭniu, na joj rybackuju łodku, a ŭ łodcy Piatra j Lihiju. Jon sam płyŭ za imi z usich sił, ale bol u złamanaj ruce pieraškadžaŭ jamu ich dasiahnuć. Bura pačała bić jamu chvalaju ŭ vočy, i pačaŭ tanuć, kličučy ratunku. Tady Lihija ŭklenčyła pierad Apostałam, a jon zaviarnuŭ łodku j vyciahnuŭ da jaho viasło, pry dapamozie jakoha vydabyŭsia ŭ łodku i ŭpaŭ na jejnaje dno. Pasla jamu zdałosia, byccam, padniaŭšysia, bačyć mnoha ludziej płyvučych za łodkaju. Chvali nakryvali pienaju ichnija hałovy; niekatorych adno ŭžo tolki ruki byli vidać z vady, ale Piotr raz za razam ratavaŭ tonučych i zabiraŭ ich u svaju łodku, jakaja pašyrałasia, bolšała, jak by cudam. Chutka napaŭniała jaje vialikaja tałaka ludziej, padobnaja jak u Ostryjanumie, a pasla jašče bolšaja. Vinić dziviŭsia, jak jana mahła ŭ joj stoŭpicca, i braŭ jaho strach, što pojduć na dno. Ale Lihija supakojvała jaho, pakazvajučy niejkaje sviatło na dalokim bierazie, da katoraha płyli. Tut Vinicijevy mary znoŭ pamiašalisia z tym, što kazaŭ Apostał u Ostryjanumie ab zjavie Chrysta nad vozieram. Ciapier oś vyrazna bačyŭ u tym uzbiarežnym sviatle niejkuju postać, da jakoje Piotr skiroŭvaŭ łodku. I čym bolej da jaje nabližaŭsia, tym nadvorje rabiłasia cišejšym, vodnaja pavierchnia hładziejšaj, a sviatło jasniejšym. Hramada pačała piajać miłahučny himn, pavietra załunała pacham nardu, vada jhrała viasiołkaju, kazaŭ by z dna prahladali ružy dy lileji, a ŭrešcie łodka cicha nosam šurchnuła ŭ bierahavy piasok. Tahdy Lihija ŭziała jaho za ruku i prahavaryła: «Chadzi, zaviadu ciabie!» I paviała jaho ŭ jasnahlad.
Vinić znoŭ pračnuŭsia, ale mary nie adrazu razyjšlisia, i nie adrazu pryjšło pačuccio realnasci. Praz chvilinu mrojiłasia jamu jašče, što jon nad vozieram siarod nataŭpu, dzie, sam nie viedaje čamu, šukaje Piatronija j dzivicca, što nie moža jaho znajsci. Žyvy vodblisk ad kaminku, pry jakim nikoha ŭžo nie było, acviareziŭ jaho, adnak, zusim. Aliŭnyja karčy laniva tlilisia pad ružovym pryskam, ale zatoje ščepy piniji, niajnačaj sviežapadkinutyja, stralali jasnym połymiem, i ŭ hetym blasku Vinić dahledzieŭ Lihiju, siadziačuju la łožka. Prysutnasć jejnaja rasčuliła jaho da hłybini dušy. To ž minułuju noč była ŭ Ostryjanumie, a ceły dzień uvichałasia kala pieraviazki, i ciapier, bačyš, kali ŭsie pajšli spać, jana adna nie adstupała ad łoža. Lohka było zdahadacca, što była zniamožanaj, bo siadzieła biez ruchu z zapluščanymi vačyma. Vinić nie viedaŭ, ci spić, ci zadumałasia. Vyvučaŭ jejny profil, spuščanyja viejki, ruki, złožanyja na kaleniach, i ŭ jahonaj pahanskaj ujavie z ciažkasciu pačało vysnoŭvacca paniaccie, što vobak nahaje, samapeŭnaje j samahordaje hreckaje j rymskaje krasy josć na sviecie inšaja, novaja, biezzahanna čystaja, u jakoj žyvie duša.
Niemahčyma jamu było nazvać jaje chryscijanskaju, dumajučy, adnak, ab Lihiji, nie moh jaje ŭjavić apryčona ad navuki, jakuju vyznavała. Razumieŭ navat, što kali ŭsie inšyja palahli spać, a Lihija adna, jana, katoruju kryŭdziŭ, siadzieła nad im, dyk mienavita tamu, što hetaja navuka tak vučyć. Dumka henaja, choć prajmajučaja jaho podzivam da navuki, była, praŭdu skazać, jamu i prykraj.
Chacieŭ by, kab Lihija rabiła heta bolš z lubovi da jaho, da jahonaj uradlivasci, tvaru, vačej, statnaj fihury, adnym słovam — z tych usich pryčyn, z jakich nie raz abnimali jaho sniežnyja ručańki hrečanak i rymlanak.
Nahła, adnak, ujaviŭ, što kab jana była takoju, jak inšyja žančyny, dyk jamu b užo čahoś u joj nie chapała. Tady sumieŭsia i sam nie viedaŭ, što z im dziejecca, bo skiemiŭ, što i ŭ im rodziacca niejkija novyja pačucci dy novyja ŭpadoby, niasvomyja svietu, u jakim dahetul žyŭ.
Tym časam jana raspluščyła vočy i, bačačy, što Vinić na jaje hladzić, zbližyłasia da jaho z słovami: — Ja pry tabie.
A jon joj: — Bačyŭ ja ŭ snie tvaju dušu.
XXVI
Nazaŭtra pračnuŭsia asłablenym, ale z hałavoju chałodnaju i biez harački. Zdavałasia jamu, byccam prabudziŭ jaho šept hutarki, ale jak raspluščyŭ vočy, nikoha nie bačyŭ pierad saboju, Lihiji nie było pry im, tolki Ursus, nahnuŭšysia nad kaminkam, razhrabaŭ popieł, šukaŭ žaru i, znajšoŭšy, pačaŭ razdźmuchvać jaho tak, jak by rabiŭ heta nie vusnami, a kavalovym miachom. Vinić, prypomniŭšy sabie, što čałaviek heny zadaviŭ učora Kratona, z cikavasciu cyrkovaha smakuna pryhladaŭsia mahutnym plačam, moŭ cykłopavym, i padobnym da kalumnaŭ sciohnam.
— Dziakuju Merkuramu, što nie skruciŭ karku, — padumaŭ u dušy. — Na Pałuksa! Kali ŭsie lihi da jaho padobnyja, dunajskija lehijony miecimuć z imi kaliś ciažkuju rabotu!
A ŭhołas adazvaŭsia: — Ej, niavolnik!