I, vyrvaŭšy tabličku z ruk Vinicijevych, adbiŭ pakłon adzin chryscijanam, druhi chvoramu i chiłkom, paŭz samuju scianu, vylecieŭ za dzviery.
U vaharodčyku, jak aharnuła jaho ciemra, znoŭ padstupiŭ strach, bo byŭ peŭny, što Ursus vybiažyć za im dy zabje siarod nočy. Daŭ by drała z usich sił, dy, na žal, nohi nie słuchali, a cieraz momant i zusim paprutnieli, bo Ursus sapraŭdy stajaŭ pry im.
Chiłon kinuŭsia tvaram na ziamlu j pačaŭ skamlić: — Urbanka… U imia Chrysta… A toj adzyvajecca: — Nie bojsia. Apostał kazaŭ mnie vyviesci ciabie za bramu, kab nie zbłudziŭ u ciemry, a kali zniamožany, dyk adviadu ciabie dadomu.
Chiłon padniaŭ hołaŭ.
— Što kažaš? Što?.. Nie bicimieš mianie?
— Nie, nie zabju! A kali zamocna ciabie chapiŭ i narušyŭ kosci, dyk vybačaj.
— Dapamažy ŭstać, — skihliŭ hrek. — Nie zabješ mianie? Ha? Vyviedzi mianie na vulicu, dalej sam pajdu.
Ursus padniaŭ jaho by piarynku i pastaviŭ na nahach, pasla pravioŭ praz ciomny prachod na druhi nadvorak, z jakoha vychodziłasia ŭ siency j na vulicu. U kalidory Chiłonu znoŭ maročyłasia: «Prapaŭ ja!», i až tolki na vulicy supakojiŭsia.
— Dalej sam pajdu.
— Z Boham! Pax tabie!
— I tabie, i tabie!.. Daj mnie addychnuć.
I pa adychodzie Ursusa adatchnuŭ cełymi hrudźmi. Macnuŭsia rukami la papruhi j pajasnicy, jak by maniŭsia spraŭdzić, ci žyvie, i rušyŭ borzdym krokam napierad. Padyjšoŭšy siahnioŭ kolkidziesiat, zatrymaŭsia i davaj razvažać: — Čamu jany, adnak, mianie nie zabili?
I pamima pavučalnaje hutarki z Eŭrycyjem ab chryscijanskaj navucy, pamima indahacyi Urbana nad rakoju dy ŭsiaho, što čuŭ u Ostryjanumie, nie ŭmieŭ znajsci na hetaje pytannie adkazu.
XXV