Toje samaje skiemiŭ i Piatroni. A tym časam dzianiočki ŭciakali za dniami. Amfiteatry byli ŭžo hatovyja. Razdavali ŭžo tesary, jak nazyvali ŭvachodnyja znaki, na ludus matutinus[72]. Henym razam «ranišniaje ihryšča» z pryčyny nadta vialikaje kolkasci achviar miełasia rasciahnucca na dni, tydni i miesiacy. Nie było ŭžo dzie zmiaščać achviar. Viaznicy byli napchanyja až da bierahoŭ, i haspadaryła ŭ ich haručka. Putykuły, heta značyć supolnyja jamy, u jakich chavali niavolnikaŭ, pačali pierapoŭnivacca. Bajazno było, kab chvaroby nie raspaŭsiudzilisia pa cełym horadzie, dyk zahadana pryspiešvacca.
A ŭsie henyja viestki dachodzili da vušej Vinicija, hasiačy ŭ im apošnija prabłyski nadzieji. Pakul byŭ čas, moh jon paciašacca nadziejaj, što jašče niešta zdoleje zrabić, ale ciapier nie było ŭžo času. Vidoviščy voś-voś mieli ŭžo raspačacca, Lihija chutka mahła zjavicca ŭ cyrkavym kunikulumie, adkul vychad byŭ užo tolki na arenu. Vinić, nie viedajučy, kudy kinie jaje niaščasnaja dola j dzikaje nachabstva, pačaŭ abchodzić usie cyrki, padkuplać vartaŭnikoŭ i biestyjaryjaŭ, damahajučysia ad ich rečaŭ niemahčymych. Časami spachaplaŭsia, što ŭžo pracuje tolki nad tym, kab choć joj smierć ablehčyć, i tady jakraz čuŭ, što zamiest mazhoŭ maje ŭ čerapie raspalenyja vuhli.
Ale ž nie dumaŭ jaje pieražyć i vyrašyŭ zhinuć z joju razam. Ale dumaŭ: bol vypalić u im žyccio, pakul padyjdzie strachotny toj termin. Jahonyja pryjacieli j Piatroni dumali taksama, što niedaloki toj dzień, kali adčynicca pierad im krajina cieniaŭ. Tvar Vinicija ŭčarnieŭ, staŭsia padobnym da tych vaskovych masak u lararyjach. Na jahonym vyhladzie adbiłasia zdumlennie, asłupiełasć, maŭlaŭ nie ciamiŭ, što stałasia i što moža stacca. Kali chto-niebudź zviartaŭsia da jaho z hutarkaj, chapaŭsia miechaničnym žestam za hołaŭ i hladzieŭ žachlivym pytajučym zoram. Nočy načavaŭ razam z Ursusam pad dzviaryma Lihiji ŭ viaznicy, a kali zahadała jamu adyjsci j supačyć, viartaŭsia da Piatronija j vałendaŭsia až da ranicy pa atryjumie. Niavolniki bačyli jaho časta klenčučaha z padniatymi rukami abo nicma lažačaha na ziamli. Maliŭsia da Chrysta, bo heta była apošniaja nadzieja. Ništo nie dapamahło. Lihiju ŭcalić moh tolki cud, dyk Vinić biŭ łbom ab kamiennuju pasadžku i błahaŭ cudu.
Ale apošnaja kroška prytomnasci dyktavała jamu, što malitva Piatra bolš značyła, čym jahonaja. Piotr abiacaŭ jamu Lihiju, Piotr achrysciŭ jaho, Piotr sam tvaryŭ cudy, dyk chaj ža dasć jamu ratunak i ŭspamohu.
I pajšoŭ raz nočču šukać jaho. Chryscijanie, jakich niamnoha ŭžo zastałosia, ukryvali jaho ciapier rupliva, nat adny pierad druhimi, kab časam chto słabiejšy charaktaram nie zdradziŭ jaho mimachoć abo znarok. Vinić u ahulnaj sumiatni j pahromie, zaturbavany pry tym całkam ratavanniem Lihiji, zhubiŭ Apostała z vačej, tak što pasla svajho chrostu spatkaŭ jaho adzin tolki raz, jašče pierad posciham. Ale ad taho fosara, u chacie jakoha byŭ achryščany, daviedaŭsia, što ŭ Pudensavaj vinnicy za Porta Salaryja adbudziecca schodzišča chryscijan. Fosar padručaŭsia ŭviesci jaho na hety schod, zapeŭnivajučy, što zastanuć tam i Piatra.
I vyjšli na pryciemku. Za murami horadu, za suchadołami, zarosłymi trysniahom, znajšli na dzikim uzboččy vinnicu. Zboryšča adbyvałasia pad paviecciu, u jakoj abydna vyrablałasia vino. Da Vinicijevych vušej pry ŭvachodzie daniossia prycišny homan malitvy, a ŭvajšoŭšy, uhledzieŭ pry mutnym asviatlenni latarańkaŭ kolkidziesiat asob na kaleniach, zatoplenych u malitvie. Adhavorvali jany niešta padobnaje da litaniji. Chor hałasoŭ, pospał mužčynskich i žanočych, raz za razam paŭtaraŭ: «Chryscie, zmiłujsia!» Vibravaŭ u henych hałasoch hłyboki sum i žal.
Piotr byŭ prysutny, stajaŭ na kaleniach pierad draŭlanym kryžam, prybitym da sciany pavietki, i maliŭsia. Vinić paznaŭ zdalok jahony bieły hołaŭ i padniatyja ruki. Pieršaju dumkaj maładoha patrycyja było pracisnucca praz hramadu, kinucca da noh apostałavych i kryčać: «Ratuj!», ale ci to nastroj malitvy, ci asłablennie ŭvahnuła pad im kaleni, i pačaŭ razam z usimi jenčyć, zharnuŭšy mocna ruki: «Chryscie, zmiłujsia!» Kab byŭ prytomny, dyk sciamiŭ by, što nie tolki ŭ jahonaj prośbie zyčeŭ jenk, što nie jon tolki prynios siudy svoj bol, svoj žal i svaju tryvohu, nie było ŭ henym zboryščy anivodnaj dušy ludskoje, jakaja b nie straciła darahich sercu asob, a kali najščyrejšyja dy najadvažniejšyja z vyznavalnikaŭ byli ŭžo zakratavanyja, kali kožnaja chvilina prynosiła viestku pra zniavahi j pakuty ŭ viaznicach, kali hrom niaščascia pieraros usie zdahady, kali zastałasia ŭžo tolki hetaja žmieńka — nie było siarod jaje anivodnaha serca, jakoje b nie chisnułasia ŭ viery i nie pytała z sumlivam: dzie Chrystus? Čamu dazvalaje, kab zło stałasia mahutniejšym za Boha?!