Harry spędził w szpitalu kolejny tydzień. Leczony wszelkiego rodzaju eliksirami,
maściami i wywarami, powoli wracał do zdrowia. Złamane kości zrosły się, a rany
zasklepiły. Zarówno te zewnętrzne, jak i wewnętrzne. Żywiony tylko mlecznymi
zupami i kleikami, stał się osłabiony i wycieńczony, a Pomfrey absolutnie zabroniła
mu wychodzić z łóżka. Uważała, że powinien przeleżeć w skrzydle szpitalnym
jeszcze jeden tydzień, ale po gwałtownych protestach Harry'ego i interwencji profesor
McGonagal pozwolono mu w końcu opuścić szpital. Musiał jednak przysiąc, że nie
będzie się przemęczał ani denerwował.
Dyrektor i profesor McGonagall dokładnie wypytali go o okoliczności napaści,
jednak on powtarzał tylko, że nic nie pamięta. Nie okłamywał ich, była to prawda. Z
tego, co mówili mu Ron i Hermiona, także oni musieli wiele razy opowiedzieć o
wszystkim, co się wydarzyło. Nie tylko nauczyciele byli tego ciekawi. Uczniowie
wręcz wchodzili im na głowy, żeby się czegoś dowiedzieć.
Harry kilka razy próbował nawiązać do rozmowy, którą on i Hermiona
przeprowadzili pierwszego dnia po jego przebudzeniu. Ale przyjaciółka zdawała się
starannie omijać ten temat. Kiedy w końcu zapytał ją wprost, czy powiedziała
Dumbledore'owi o nim i o Snapie, ku zdziwieniu Harry'ego odparła spokojnie, że
wyjawiła mu wszystko, co wie. Kiedy Harry prawie zemdlał z przerażenia, dodała, że
musiała powiedzieć o tym także wszystkim uczniom i nauczycielom. Widząc, że
przyjaciel krztusi się i nie może złapać tchu, poklepała go po plecach i dodała z
uśmiechem, że każdy, komu to wyjawiła, był bardzo zaskoczony, że Snape uratował
Harry'ego, ale nikt nie próbował umniejszać jego zasługi.
Dopiero po chwili osłupiałej konsternacji Harry zrozumiał, o co chodzi. Kiedy
próbował wyciągnąć od niej coś więcej, opowiadała tylko o napaści, o szukaniu go i
uratowaniu. Jakby zupełnie zapomniała o tym, o czym wtedy rozmawiali, jakby
wszystkie podejrzenia wyparowały z jej umysłu. Harry nie wiedział, jak to się stało,
ale po trwających pół nocy przemyśleniach doszedł do wniosku, że to nie mógł być
przypadek, a Hermiona na pewno nie oszukiwałaby go. Kolejne przepytanie
przyjaciółki tylko utwierdziło go w przekonaniu, że rzucono na nią zaklęcie Obliviate. I na pewno Mistrz Eliksirów musiał maczać w tym palce. Nic innego nie przychodziło
Harry'emu do głowy. Jedno było pewne - kiedy tylko nadarzy się okazja, będzie
musiał zapytać o to Snape'a.
Na razie mógł odetchnąć z ulgą. Nie przyznałby się do tego, ale niewielka część
umysłu także podpowiadała mu takie rozwiązanie. Teraz, kiedy problem został
zażegnany, poczuł się tak, jakby spadł mu z serca ogromny kamień. Od tej chwili
będzie musiał być bardzo ostrożny i uważać, by Hermiona ponownie nie zaczęła
czegoś podejrzewać.
Nie tylko Hermiona i Ron przychodzili go odwiedzać. Często zjawiała się też Luna
("Przyniosłam ci zdechłą, suszoną żabę, Harry! Powieś ją na szyi - uśmierza ból i
zmęczenie!"), Neville, a nawet Ginny. Siostra Rona była nieco małomówna, ale
uśmiechnięta. Najwidoczniej złość już dawno jej minęła. Przyniosła mu naręcze
stokrotek. Harry nie miał pojęcia, skąd wzięła je o tej porze roku - był już w końcu
listopad - ale nie pytał o to. Był zadowolony, że Ginny ponownie jest dla niego miła i
cieszyło go to, że powrócił jej dobry humor. Hagrid przyniósł mu słoik swoich
twardych jak pancerze Krakwatów ciasteczek. Harry po raz pierwszy był wdzięczny
pani Pomfrey za to, że pozwoliła mu jeść tylko kleiki. Dzięki temu mógł wymigać się
od przyjęcia podarunku bez ryzyka, że pół olbrzym poczuje się urażony.
Jednak w całym tym tłumie odwiedzających go osób, brakowało mu tej jednej, na
którą czekał z największą niecierpliwością.
Snape nie przyszedł ani raz przez cały tydzień. Jakby w ogóle nie interesowało go,
jak Harry się czuje, jakby nic go to nie obchodziło. A przecież uratował mu życie...
Harry próbował odsunąć od siebie gorzkie uczucie zawodu, które kłębiło się w
jego sercu każdego dnia, w otaczającym go tłumie roześmianych przyjaciół i
zatroskanych nauczycieli. Z dnia na dzień tęsknił coraz bardziej i nic nie potrafiło
ukoić tego uczucia. Codziennie wpatrywał się w drzwi, w nadziei, że pojawi się w nich
wysoka, ciemna sylwetka, ale za każdym razem zamiast niej, pojawiało się tylko
rozczarowanie.
Kiedy nadszedł piątek i Harry'emu udało się wywalczyć wyjście ze szpitala,
jedyne, o czym potrafił myśleć, to odwiedzenie Snape'a. Ta wizyta była dla niego
priorytetem i nic nie potrafiłoby go zatrzymać. Dlatego powiedział Ronowi i
Hermionie, że będzie wolny dopiero w porze kolacji, a tak naprawdę miał wyjść nieco
wcześniej. Chciał zapewnić sobie trochę czasu bez zamęczających go przyjaciół i
kolegów.
Jego odzwyczajone od chodzenia nogi nieznacznie uginały się pod nim, kiedy