Dlaczego to było takie trudne? Dlaczego cały świat zdawał się sprzysięgnąć
przeciwko niemu?
Hermiona zastanawiała się przez jakiś czas, po czym powoli skinęła głową.
- Dobrze. Zaczekamy. Ale musisz to zrobić, Harry.
Ponownie pokiwał głową. Czuł, jak ogromny ciężar, przygniatający jego serce,
płuca i żołądek, zanika. Ale wiedział, że to tylko na jakiś czas. Później będzie musiał
coś wymyślić.
- Przepraszam, że zaatakowałam cię tak od razu po tym, jak się ocknąłeś, ale
musiałam to zrobić. Gryzło mnie to przez cały tydzień. Już cię nie będę męczyć -
uśmiechnęła się blado.
Harry nie miał ochoty odpowiadać jej uśmiechem, ale zmusił się, by nieznacznie
unieść kąciki ust. Miał wrażenie, jakby ta rozmowa oddaliła go od przyjaciółki na
bardzo dużą odległość. I już nic nigdy nie pomoże im się do siebie zbliżyć...
- Odpoczywaj w takim razie. Ja... muszę jeszcze coś załatwić.
Pokiwał głową i patrzył, jak odchodzi, dopóki nie zniknęła za drzwiami szpitala.
Spojrzał w sufit i westchnął ciężko.
Wygląda na to, że już zawsze będzie musiał walczyć o to... zafascynowanie. Nie
spodziewał się, że będzie łatwo, ale miał wrażenie, że powoli zaczyna go to
przerastać.
Zamknął oczy, przypominając sobie to rozkoszne ciepło, którego doznał, kiedy
przytulał się do Severusa. I spokój.
To uczucie warte jest każdej bitwy. I każdej ceny.
* * *
Stukot jej kroków odbijał się echem od ścian korytarza.
Przychodzenie tutaj było ryzykowne. Jednak podejrzewała, że Harry tego nie
zrobi... nie sprawdzi Snape'a. A tak się o niego bała... To było jedyne, co mogła
zrobić, aby go ochronić.
Pamiętała jego błagalny wzrok, który ścisnął ją za serce. Uległa i teraz tak
strasznie się bała, że jej słabość negatywnie odbije się na życiu Harry'ego i wszystko
się źle skończy. Była zła na siebie, że nie potrafiła być konsekwentna i stanowcza,
tak jak zawsze. Jednak, gdy w grę wchodziły uczucia, to nie było już takie łatwe.
Może, po jakimś czasie, udałoby jej się pogodzić z faktem, że Harry jej nienawidzi.
Ale może kiedyś by mu przeszło... kiedy zrozumiałby, że ona zrobiła to wszystko, by
go chronić.
Ron był jeszcze dużym dzieckiem. Nie potrafiłby ochronić nawet siebie. To ona
zawsze troszczyła się o nich obu. I nie może teraz przestać. Nie, kiedy Voldemort
jest u szczytu władzy i życie wszystkich bliskich jej osób jest zagrożone.
Przystanęła przed drzwiami i wzięła głęboki oddech, dodając sobie odwagi.
Zapukała.
Po pewnym czasie drzwi otworzyły się i ukazała się w nich wysoka, odziana w
czerń postać.
- Muszę z panem porozmawiać! - wypaliła, zanim mężczyzna zdążył otworzyć
usta. Jego oczy zwęziły się. Gestem zaprosił ją do środka. Czuła, że nogi uginają się
pod nią, kiedy wchodziła do gabinetu, ale nie dała tego po sobie poznać.
Musi grać twardą i zdecydowaną.
Zdziwiło ją to, że nie podszedł do biurka, tylko stanął przy drzwiach i spojrzał na
nią przeszywającym wzrokiem. Uświadomiła sobie, że gdyby chciał coś z nią zrobić,
to nie ma żadnej drogi ucieczki. Poczuła, że strach przejmuje nad nią kontrolę, ale
szybko się opanowała.
Przyszła tu dla Harry'ego!
- Słucham, panno Granger? - głos Mistrz Eliksirów był niezwykle chłodny.
Zaczerpnęła tchu i wypaliła:
- Wiem, co łączy pana z Harrym!
Jeżeli spodziewała się wyrazu zaskoczenia na jego twarzy, to bardzo się
rozczarowała. Surowe rysy nie zmieniły się, jedynie oczy zwęziły się nieznacznie.
- Przyszłam tu, żeby powiedzieć panu... - pomyślała, że nie brzmi zbyt groźnie i
poważnie, kiedy zwraca się do niego w ten sposób, więc szybko się poprawiła. -
...żeby ci powiedzieć, że nie wolno ci go skrzywdzić. Wiem, że już raz to zrobiłeś.
Przez tydzień chodził załamany, a ja nie wiedziałam, dlaczego. Teraz już wiem i
ostrzegam cię... - czy ona naprawdę stała w gabinecie i groziła nauczycielowi?
Zawahała się przez chwilę, jednak szybko powróciła do przerwanego wątku. - Harry
jest naiwny i ma dobre serce. Ufa ci bezgranicznie i nie pozwoli powiedzieć złego
słowa o tobie. Ale ja ci
obserwować. Nie wiem, jakie masz wobec niego zamiary, ale nie pozwolę ci go
skrzywdzić. Jeżeli to zrobisz... to profesor Dumbledore dowie się o wszystkim! -
Wiedziała, że teraz brzmiała jak skarżący się pierwszoklasista, ale nic innego nie
przychodziło jej do głowy. Sama niewiele mogłaby mu zrobić, ale dyrektor mógł
wszystko.
Odetchnęła, kiedy w końcu udało jej się to wszystko z siebie wyrzucić. Czuła się
nieswojo pod wpływem tego przeszywającego spojrzenia. Czekała, podenerwowana,
na jakąkolwiek odpowiedź, ale ta nie nadchodziła.
- To bardzo interesujące, panno Granger... - kiedy Mistrz Eliksirów w końcu się
odezwał, niemal podskoczyła. Jego głos był tak lodowaty, iż mimowolnie zadrżała
- ...ale z przykrością muszę stwierdzić, że twój legendarny intelekt okazał się być
tylko... legendą.
Z przerażeniem zobaczyła, jak mężczyzna wyciąga w jej stronę różdżkę.
Instynktownie złapała za swoją, ale było już za późno...
* "When the wrong one loves you right" by Celine Dion
--- rozdział 15 ---
15. Breaking the walls.