- Dziękuję ci - powiedział cicho, pocierając policzkiem wnętrze dłoni - za
uratowanie mi życia. Otworzył oczy i spojrzał na twarz Snape'a, która w tej chwili
wyrażała jedynie głęboką konsternację. - Ja... niewiele pamiętam, ale Ron i
Hermiona mówili mi, że nie mogłem oddychać, a ty... użyłeś jakiegoś zaklęcia
uzdrawiającego... i mnie ocaliłeś. - Oderwał dłoń od policzka i przyłożył do swoich
ust, wciąż nie spuszczając wzroku z twarzy mężczyzny i przyglądających mu się z
uwagą ciemnych oczu, w których dostrzegł iskierkę nieokreślonej emocji. - Dziękuje
ci - wyszeptał, spuszczając wzrok i całując delikatnie długie, smukłe palce.
Niezwykle przyjemne, ciepłe uczucie zalało jego serce. Nieważne, co było
wcześniej. Nieważne, jak bardzo został zraniony. Wszystko stało się takie bez
znaczenia. Teraz miał dowód, że Snape'owi na nim zależy. Uratował go. To
wymazywało wszystkie jego winy. I nawet, jeżeli Snape nadal będzie go źle
traktował, jeżeli nadal będzie go ranił, żadna z tych ran już nie zagłębi się w jego
sercu, ponieważ teraz otaczała je niezwykle silna bariera wiary i świadomości, że
Severusowi zależy na nim. Że
Ta wiedza dawała Harry'emu siłę, aby rozpocząć długą i żmudną wspinaczkę na
otaczające serce Snape'a zimne, nieprzystępne mury. A może kiedyś pomoże mu
nawet rozbić te mury? Kiedy on sam stanie się silniejszy i twardszy...
Ucałował jeszcze raz chłodną dłoń i kiedy w końcu ją wypuścił, poczuł, jak dotyka
jego podbródka i unosi jego twarz w górę. Jego spojrzenie napotkało błyszczące
dziwnym blaskiem oczy Mistrze Eliksirów. Usłyszał wypowiadane cichym, łagodnym
szeptem słowa:
- Nie ma za co, panie Potter.
Oczy Harry'ego rozszerzyły się, a uśmiech ponownie powrócił na jego twarz.
Snape cofnął dłoń i wyprostował się.
- Ale zrób mi tę przysługę i przestań się tak głupkowato uśmiechać, bo obawiam
się, że mój wzrok już dłużej tego nie wytrzyma - dodał kwaśno mężczyzna i Harry
pomyślał, że jeszcze nigdy w życiu szyderczy komentarz Mistrza Eliksirów nie wydał
mu się tak... uroczy.
* * *
- Jak się czujesz, Harry? - zapytała Hermiona, kiedy spotkał się z nią i Ronem
przed wejściem do Wielkiej Sali.
- W porządku - odparł, wzruszając ramionami.
Od napaści Hermiona zachowywała się gorzej niż pani Weasley. Matkowała mu,
chuchała na niego i ciągle pytała o jego samopoczucie, wciąż przypominając, że
według niej, powinien przeleżeć w szpitalu jeszcze kilka dni. Na szczęście Ron
stawał w jego obronie, co prawie zawsze kończyło się zwyczajową kłótnią.
"Oni nigdy się nie zmienią" - pomyślał z ciepłym uczuciem w sercu.
Już teraz planował, jakim sposobem mógłby wyrwać się spod ich skrzydeł. Harry
tak bardzo chciał dłużej porozmawiać z Severusem, a wcześniej nie mógł tego
zrobić, ponieważ musiał szybko wyjść, gdyż czekali na niego przyjaciele. Nie zdążył
się nim nacieszyć. Dlatego męczył go tak długo, aż ten w końcu zgodził się, aby
chłopak wpadł do niego wieczorem, ale pod warunkiem, że nikt go nie zobaczy. To
nie było trudne. Harry miał pelerynę niewidkę. O wiele trudniejsze było oszukanie
przyjaciół, którzy, najwidoczniej, postanowili nie spuszczać go z oczu nawet na
chwilę, jakby się bali, że Harry zostanie napadnięty za pierwszym zakrętem.
- Jesteś zdenerwowany, Harry? - zapytała Hermiona, odrywając go od tych
rozmyślań.
- Co? Nie. Dlaczego? - wymamrotał, nieco zaskoczony.
- Przestań go zamęczać! - warknął na nią Ron. Hermiona nabrała powietrza, jakby
chciała mu coś odpowiedzieć, ale rudzielec złapał przyjaciela za ramię i pociągnął za
sobą do Wielkiej Sali.
Większa część znajdujących się już w pomieszczeniu głów zwróciła się w stronę
Harry'ego, jednak nie speszyło go to. Uznał, że to przecież nic nowego w tym roku.
Nawet już się przyzwyczaił do tego, że przez cały czas znajduje się w centrum
zainteresowania. Rozglądając się, dostrzegł trzy wolne miejsca przy stole Ślizgonów.
Przełknął ślinę.
Wszyscy trzej uczniowie, których podejrzewano o napaść na niego, zniknęli bez
śladu. Poczuł mimowolny dreszcz. To było dziwne uczucie wiedzieć, że Malfoya i
jego goryli nie ma. I, prawdopodobnie, nigdy już nie wrócą. Nierozwiązana tajemnica,
o której jeszcze przez długi czas będą krążyły przekazywane szeptem domysły i
plotki, które po pewnym czasie przerodzą się w legendę.
Harry mógłby zapytać Snape'a, czy coś o tym wie, ale w głębi serca wcale nie
chciał poznać prawdy. Najważniejsze teraz było to, że jest już bezpieczny. A po
przestraszonych minach Ślizgonów można było domyślić się, że w najbliższym
czasie nikt nie odważy się go ani zaczepić, ani cokolwiek mu powiedzieć. Nie po tym,
jak trójka jego wrogów dosłownie rozpłynęła się w powietrzu.
Harry poczuł dziwną satysfakcję, kiedy padały na niego ich zatrwożone spojrzenia.
Pansy Parkinson zbladła, jak ściana i zagryzając wargę, natychmiast odwróciła
głowę.
- Harry! - Jego uwagę przyciągnęła rudawo złota burza włosów i piegowata twarz.
- Cieszę się, że w końcu mogłeś wyjść! - powitała go Ginny, zrywając się ze swego
miejsca. - Nie mogliśmy się doczekać twojego powrotu! - Stanęła przed nim i
uśmiechnęła się szeroko.