ubrany w spodnie, koszulę i sweter stanął przed lustrem, aby się sobie przyjrzeć. Z
ulgą stwierdził, że nie wygląda najgorzej. Na jego twarzy wciąż widniały niewielkie,
delikatne zadrapania, na policzku i wardze, a łuk brwiowy był zaczerwieniony. Jednak
poza tym, wyglądał całkiem dobrze jak na kogoś, kto otarł się o śmierć. Był tylko
nieco wychudzony, a jego cera miała blady, niezdrowy kolor. Cienie pod oczami nie
chciały zniknąć, pomimo tego, że naprawdę długo sypiał. Wciąż czuł się
przemęczony i wyczerpany, jakby ktoś wyssał z niego całą energię.
Odwrócił się od swojego odbicia, poszedł podziękować za wszystko pani Pomfrey
i ruszył w kierunku lochów, starając się pozostać niezauważonym. Na szczęście,
uczniowie mieli jeszcze ostatnie popołudniowe lekcje i Hogwart sprawiał wrażenie
opustoszałego.
Serce biło mu szybko, kiedy schodził do lochów. Miał wrażenie, że to stało się już
regułą. Czy kiedykolwiek będzie mógł przebywać tu bez tego nieprzyjemnego
zdenerwowania, które sprawiało, że z trudem stawiał kolejne kroki? Ale musiał go
zobaczyć! Chociaż przez chwilę. Nie wiedział, czy go zastanie, czy nauczyciel nie
miał teraz jakichś zajęć, ale warto było spróbować.
Starając się uspokoić trzepoczące w piersi serce przystanął przy drzwiach
prowadzących do gabinetu Mistrza Eliksirów i zapukał. Po chwili usłyszał kroki, a
krew zawrzała w nim z podniecenia.
Drzwi otworzyły się. Harry wstrzymał oddech.
Prawie zapomniał, jak piękne jest spojrzenie tych cudownych, czarnych oczu,
które rozszerzyły się teraz w wyrazie zaskoczenia. Harry nie potrafił powstrzymać
uśmiechu, który wypłynął mu na twarz. Snape spoglądał na niego przez chwilę, a
widoczne na jego twarzy zdumienie szybko przerodziło się w niepokój. Brwi ściągnęły
się, a zmarszczki na twarzy pogłębiły.
- Co ty tu robisz, Potter? - zapytał cierpko, widząc, że Harry najwyraźniej zamarł z
maślanym uśmiechem na ustach i chwilowo nie jest w stanie mówić. - Nie
powinieneś być jeszcze w szpitalu?
- Wyszedłem. - Harry nie był w stanie wydusić z siebie czegoś składniejszego. -
Dzisiaj. Czy mogę... wejść? - zapytał nieśmiało.
Snape zmrużył oczy, ale odsunął się i wpuścił go do środka. Kiedy zamknął drzwi,
Harry nie potrafił się już dłużej powstrzymywać. Gwałtownie dopadł do niego i
przyparł go do drzwi, owijając ramiona wokół jego pasa. Z głośnym westchnieniem
oparł głowę na otulonej w czarny materiał piersi i zamknął oczy. Przycisnął policzek
do szorstkiego materiału i wyszeptał:
- Tęskniłem za tobą...
Westchnął jeszcze raz, wdychając cudowny aromat cynamonu i delikatnie
wyczuwalną woń ziół. Przylgnął do szczupłego ciała jeszcze bardziej i usłyszał...
bijące głośno serce.
- Czekałem na ciebie. Ale ty nie przyszedłeś. - Nie potrafił zapanować nad
goryczą, która niepostrzeżenie wkradła się do jego głosu. - Dlaczego mnie nie
odwiedziłeś?
Snape, który do tej pory był najwyraźniej całkowicie zaskoczony jego
zachowaniem, spiął się i wyprostował, jednak nie próbował go odsunąć.
- Byłem zajęty, Potter - wycedził doskonale opanowanym głosem. - Zresztą, nie
miałem ochoty przepychać się przez oblegające cię tłumy - dodał kwaśno.
Harry oderwał rozgrzany policzek od unoszącej się miarowo piersi mężczyzny i
spojrzał w górę, na zaciśnięte w wąską kreskę usta, na blade, napięte oblicze,
aksamitne, czarne włosy, okalające twarz i na ten cudowny, duży nos, który wydawał
mu się najpiękniejszym nosem na świecie.
- Tak bardzo... za tobą tęskniłem, Severusie - powtórzył cicho, spoglądając
głęboko w przypatrujące mu się uważnie oczy Mistrza Eliksirów, które na dźwięk jego
imienia zapłonęły przez moment dziwnym blaskiem.
- Nie dramatyzuj, Potter - powiedział chłodno Snape. - Nie widziałeś mnie
zaledwie przez tydzień. Nie licząc tych kilku dni, kiedy leżałeś nieprzytomny.
Harry'ego uderzyła nagła myśl. Zmarszczył brwi i odsunął się od mężczyzny,
mierząc go przeszywającym, podejrzliwym spojrzeniem.
- Skąd wiesz, kiedy się obudziłem?
Zobaczył, że twarz Mistrza Eliksirów spochmurniała, jakby był zły sam na siebie.
Harry zrozumiał.
- Jednak byłeś! - Jego oczy rozbłysły, a na twarzy pojawił się radosny uśmiech. -
Mogłeś mi powiedzieć.
Twarz nauczyciela przypominała teraz chmurę gradową.
- Skoro już muszę zaspokoić twoją ciekawość, Potter, to zanosiłem Pomfrey
eliksiry - powiedział tak obojętnym tonem, na jaki go było stać, ale Harry był tak
szczęśliwy, że nie uwierzył w ani jedno jego słowo. To znaczy w powody, które nim
kierowały.
- Nie martw się, nikomu nie powiem - wyszeptał żarliwie, nie próbując nawet
zmusić swoich ust, żeby przestały się szczerzyć.
- Czyżby Pomfrey napoiła cię jakimś wywarem rozśmieszającym, Potter? -
warknął Mistrz Eliksirów. Harry nie zwrócił uwagi na zgryźliwy ton nauczyciela.
Przypomniał sobie, dlaczego tutaj przyszedł. Podziękować mu.
Uśmiech powoli znikł z twarzy chłopca. Snape zmarszczył brwi. Harry westchnął
głęboko i wyciągnąwszy rękę, złapał smukłą dłoń Mistrza Eliksirów. Uniósł ją i z
namaszczeniem przyłożył do swojego policzka, wtulając w nią twarz i zamykając na
chwilę oczy. Dotyk chłodnych palców posłał przyjemny dreszcz wzdłuż jego ciała.