- Dobry wieczór, panie profesorze - odezwał się lekko zachrypniętym głosem.
Przez wargi Mistrza Eliksirów przebiegł nikły uśmieszek.
- Czy będzie dobry, Potter, to się jeszcze okaże...
Harry zamrugał. To była dziwna odpowiedź.
Snape odsunął się, żeby go przepuścić. Gryfon wkroczył do gabinetu i rozejrzał
się. Był tu już kilka razy, ale widok różnych dziwnych, nieprzyjemnych rzeczy,
pływających w stojących na półkach słojach, zawsze przyprawiał go o dreszcze. W
pomieszczeniu panował półmrok. Ściany były zastawione butelkami, słoikami i
książkami. Wszystko było tu w ciemnych, przygaszonych i przygnębiających
barwach. Wzrok Harry'ego zatrzymał się na stojącym na środku pomieszczenia
biurku. Przez chwilę nie mógł oderwać od niego oczu.
Czy wszystkie, należące do Snape'a biurka, będą teraz tak na niego działać?
- Widzę, że podoba ci się moje biurko, Potter - nuta rozbawienia w głosie
mężczyzny była aż nazbyt wyczuwalna.
Harry skrzywił się.
"To jest gra" - pomyślał. Ale nie pozwoli się w nią wciągnąć. Przyszedł tu tylko odrobić szlaban.
- Może przejdziemy już do rzeczy? - warknął w stronę nauczyciela. Mistrz
Eliksirów spojrzał wprost na niego, a w oczach zapłonęły mu złośliwe iskierki.
- Jaki niecierpliwy...
Lubieżny uśmiech pojawił się na twarzy mężczyzny. Widząc go, Harry uświadomił
sobie nagle, jak mogła brzmieć jego odpowiedź w kontekście wcześniejszej uwagi
Snape’a o biurku. Oblał się rumieńcem.
Był zły na siebie, że dał się wciągnąć w pułapkę. Zastanawiało go, czy Snape ma
zamiar przez cały szlaban wypowiadać takie dwuznaczne kwestie. To było wredne i
wyrachowane. Ale przecież Mistrz Eliksirów taki właśnie był...
Harry chciał właśnie zapytać, co ma robić, gdy Snape odwrócił się od niego i rzucił
ostro:
- Za mną, Potter!
Te słowa zaskoczyły Harry'ego. Myślał, że szlaban będzie się odbywał w
gabinecie. Ale jeżeli nie tutaj, to gdzie? Przecież w pobliżu nie było żadnego innego
pomieszczenia, poza - Harry patrzył z przerażeniem, jak Snape podchodzi do
zamkniętych drzwi, znajdujących się po drugiej stronie gabinetu - prywatnymi
komnatami Mistrza Eliksirów.
Poczuł, jak krew uderza mu do głowy, kiedy Snape otworzył drzwi i spojrzał na
niego wyczekująco.
Nie! Nie wejdzie tam! Nigdy w życiu! Musi coś wymyślić...
- Może da mi pan jakieś kociołki do czyszczenia? - wydukał. - Będę je sobie tutaj
czyścił. Nie chcę panu przeszkadzać, panie profesorze.
Skrzywił się, kiedy nagle uświadomił sobie, gdzie i kiedy wypowiedział ostatnio te
słowa. Wspomnienia uderzyły w niego, ale szybko je powstrzymał i wepchnął
głęboko w najdalszy kąt swojego umysłu.
Snape uniósł jedną brew.
- Mam dla pana zupełnie inne zadanie, panie Potter - złośliwy wyraz nie znikał z
jego twarzy. Harry poczuł, że ogarnia go panika.
- Źle się czuję. Czy moglibyśmy przełożyć szlaban na kiedy indziej? - wymamrotał,
chwytając się ostatniej deski ratunku. Zmysły podpowiadały mu, że jeżeli przejdzie
przez te drzwi, to stanie się coś, czego bardzo się obawiał.
Snape nie zmienił wyrazu twarzy.
- Jakieś kłopoty z sercem, panie Potter?
Harry poczuł, że się rumieni. Szybko się jednak opanował i zaczął obrzucać go w
myślach potokiem przekleństw. Kiedy nadal stał bez ruchu, Snape zmrużył
niebezpiecznie oczy i warknął w jego stronę:
- Rusz się, Potter. I nie każ mi tego drugi raz powtarzać.
Harry poczuł, że cierpliwość Mistrza Eliksirów zaczyna się wyczerpywać. Wolał nie
przekonywać się na własnej skórze, co będzie, kiedy całkowicie się skończy...
Zacisnął pięści i powoli przeszedł przez drzwi.
Pierwsze, co rzuciło mu się w oczy, to duży, zielony fotel, stojący naprzeciwko
kominka, w którym płonął ogień, trzaskając cicho i rzucając rozedrgane cienie na
stojące wzdłuż ścian półki z książkami. Obok fotela stał niski stolik, a dalej kolejny
fotel, ale mniejszy i obity ciemniejszym materiałem. Na jednej ze ścian, pomiędzy
biblioteczkami, znajdował się mały barek, na którym stało wiele butelek, różnego
kształtu i wielkości. Coś podpowiadało Harry'emu, że nie są to jednak eliksiry. W
odległym kącie pokoju stała czarna myślodsiewnia. Harry zauważył, że w tej chwili
nie zawierała żadnych myśli. Po przeciwnej stronie pomieszczenia znajdowały się
kolejne drzwi. Zapewne do sypialni.
Harry poczuł znajomy prąd, przeszywający jego ciało, kiedy to sobie uświadomił.
Znajdował się w prywatnych komnatach Mistrza Eliksirów. Nigdy przedtem tu nie był i
nawet nie marzył, że kiedyś będzie. Był prawie pewien, że jest pierwszym uczniem,
któremu Snape pozwolił je zobaczyć. To uczucie było całkiem miłe. Zawsze
wyobrażał sobie, że będzie tu równie ponuro, jak w jego gabinecie. Pokój jednak
okazał się niespodziewanie przyjemny... i przytulny. Może nie był urządzony w jakiś
szczególnie wyszukany sposób, ale było tu o wiele milej, niż w surowym,
przygnębiającym pomieszczeniu, przez które właśnie przeszli.
Snape zamknął drzwi i podszedł do barku. Harry stanął pod ścianą, niepewny i
onieśmielony. Spoglądał na wysoką, odzianą w czerń sylwetkę mężczyzny i