Severusie. Kiedy Czarny Pan się Ciebie pozbył, to właśnie mnie wybrał na swą
prawą rękę. I zdradził mi wszystko. O tym, jak zabawiałeś się z Potterem i o tym, co
miałeś z nim zrobić. I o tym, jak zawiodłeś. A to, że Dumbledore i cała jego armia
zjawili się tutaj niemal od razu po przybyciu chłopaka i to, że byłeś na tyle
zdeterminowany, że udało Ci się do mnie dotrzeć, dowodzi tylko jednego... że
naprawdę okazałeś się zdrajcą. - Przerwał na chwilę, tak jakby oczekiwał reakcji
Severusa, ale mężczyzna przyglądał mu się tylko ze zmarszczonymi brwiami i twarzą
pozbawioną jakichkolwiek odczuć, kompletnie nieporuszony jego słowami. - Jak ten
nędzny chłopak zdołał cię aż tak omotać, że zdradziłeś Czarnego Pana, nas
wszystkich i spadłeś na samo dno... tego nigdy nie pojmę. Ale to już nieważne.
Potter jest już martwy i mam nadzieje, że będzie konał w długich męczarniach.
Żałuję, że nie będzie mi dane słuchać jego rozpaczliwego wołania: "Severusie!
Pomóż mi! Nie wytrzymam dłużej! To tak strasznie boli!" Będzie wierzgał i szamotał
się w rozpaczy, szukając cię, ale ty nie przyjdziesz mu na ratunek. Już nigdy cię nie
zobaczy. Zdechnie jak żałosne, kwilące stworzenie, którym jest.
Na twarzy Severusa nie drgnął nawet jeden mięsień. Jego twarz przypominała
kamienną maskę, a w oczach płonął wyłącznie lód. Cała jego postawa wyrażała
jedynie bezwzględne opanowanie i tylko pulsująca na czole żyła zdradzała targające
nim emocje.
Kiedy spodziewana reakcja nie nadeszła, na obliczu Malfoya pojawiło się gniewne
rozczarowanie.
Obrał tę samą strategię, ale najwyraźniej zapomniał, z kim ma do czynienia...
- Niezła próba - odparł spokojnie Severus, nasączając swój głos leniwą dominacją. -
Nie przyszedłem z tobą dyskutować. Mam eliksir. I doskonale wiesz, że dobrowolnie
ci go nie oddam. Ja z kolei doskonale wiem, że jesteś gotów nawet złamać rozkazy
Czarnego Pana, by pomścić śmierć żony i szaleństwo syna. Cokolwiek zrobię, i tak
czeka nas walka. Wiesz, że ja nie odpuszczę, ale ty również nie zamierzasz. Co
prowadzi do impasu, który jeden z nas i tak będzie musiał w końcu przerwać.
Na twarzy Malfoya pojawił się okrutny uśmiech.
- Zapominasz jednak o jednym, Severusie. O czymś, co stanowi moją przewagę.
Jeżeli mnie zabijesz, nigdy nie dotrzesz do Pottera. Którykolwiek z nas zginie w tej
potyczce, ja i tak zwyciężę.
Oczy Severusa zmrużyły się, przypominając dwie wypełnione ciemnością szpary.
- A myślisz, że dlaczego wciąż jeszcze oddychasz? To ty najwyraźniej zapomniałeś,
że zabicie przeciwnika nie jest jedynym sposobem na zwycięstwo. Kiedy już
wyciągnę z ciebie wszystkie informacje, z przyjemnością sprawię, że dołączysz do
swojego syna - powiedział, robiąc krok w jego stronę. - Ale nie spotkasz go w swoich
koszmarach. O nie... Ty Lucjuszu masz zupełnie inne lęki, prawda? Poznałem je
wszystkie i nie zawaham się, by je wykorzystać.
Twarz Malfoya odrobinę pobladła, ale bardzo szybko się opanował.
- O nie, Severusie. To ty zapłacisz mi dzisiaj za wszystkie swoje uczynki. Zapłacisz
za wszystko, co mi odebrałeś i za wszystkie błędy, które popełniłeś.
- Ty za swój błąd zapłaciłeś najwyższą cenę. - Severus spojrzał sugestywnie na rękę
Lucjusza, na której znajdował się Mroczny Znak - Ale ja nie zamierzam tego zrobić.
Twarz Malfoya wykrzywiła się boleśnie i Severus już wiedział, że udało mu się
zburzyć tamę, a fale gorejącej nienawiści, które spiętrzyły się w szarych oczach,
wylały się z gardła Lucjusza donośnym, przeszywającym do szpiku kości okrzykiem:
- LACRIMA!
- Protego Maxima! - wykrzyknął Severus, osłaniając się przed oślepiającym
rozbłyskiem rzuconej przez Malfoya klątwy.
Najsilniejsza magiczna tarcza rozpadła się jednak niczym szkło pod naporem
nasączonej pragnieniem zemsty siły zaklęcia.
Severus zachwiał się i zrobił kilka kroków w tył, próbując złapać równowagę, kiedy
dokładnie w tej samej chwili z gardła Lucjusza wydobył się ogłuszający ryk:
- AVADA KEDAVRA!
Nie zdążył złapać równowagi, aby móc się uchylić lub odskoczyć. Zielony promień
klątwy uderzył w Severusa z siłą rozpędzonego pociągu, podrzucając jego ciało w
górę i obracając je kilka razy w powietrzu, zanim upadło na ziemię, twarzą do niej.
Zapadła ogłuszająca cisza. Wszystko się zatrzymało, zamarło w całkowitym
bezruchu, jakby nawet wiatr obawiał się zbliżyć do otoczonej czernią, leżącej na
ziemi sylwetki.
Lucjusz opuścił różdżkę, szeroko otwartymi oczami wpatrując się w nieruchome
ciało. Wyglądał, jakby nie był w stanie uwierzyć w to, czego dokonał. Ale bardzo
szybko zastygłe na jego twarzy zaskoczenie zaczęło się rozpływać, wypierane przez
wyraz absolutnego triumfu.
Ruszył w kierunku leżącego na ziemi ciała, uśmiechając się do siebie z okrutną
satysfakcją. Czarna, ubłocona peleryna okrywała je niczym całun, kiedy Lucjusz
przystanął nad nim i pochylił się, wypowiadając kpiącym tonem zwycięzcy:
- Mówiłem, że mi za to zapłacisz. Uważałeś się za takiego sprytnego, co? Gdzie
teraz jest ta twoja przebiegłość, ty żałosny zdrajco? Nigdy nie byłbyś w stanie mnie
pokonać. Nigdy. A Czarny Pan z pewnością odpowiednio mnie wynagrodzi, kiedy