Читаем Desiderium Intimum полностью

Severus wyprostował się i spojrzał na rozwiewający się powoli dym. Dzięki niemu

szala przechyliła się na stronę zwolenników Czarnego Pana. Wszędzie widział

poruszające się ciemne sylwetki i rozbłyski rzucanych przez nie klątw.

Jeżeli ktokolwiek ocaleje, aby ją znaleźć...

Twarz Severusa wyostrzyła się, a do jego oczu napłynęła gęsta ciemność,

wchłaniająca wszelkie światło. Zacisnął usta i odwrócił się powoli, aby odejść, ale w

tej samej chwili do jego uszu dopłynął głuchy tumult, jakby rozpędzonego stada

bawołów. Severus obejrzał się i ujrzał armię centaurów, zbiegającą z jednego ze

wzgórz i szarżującą wprost na ustawiającą się pospiesznie w bojowy szyk grupę

odzianych w czerń sylwetek. Niebo zaroiło się od strzał i różnobarwnych rozbłysków

zaklęć.

Zanim jednak obie armie wymieszały się ze sobą, Severus odwrócił głowę z

powrotem i spojrzał na wskazane mu przez Yaxleya wzgórze.

Nie miało znaczenia, kto zwycięży w tej bezsensownej wojnie. Kompletnie nie miało

to znaczenia.

Ponieważ dla niego zwycięstwo mogło mieć tylko jeden, jedyny smak.

Wanili z domieszką czekolady.

***

Drzewo było niskie i ponure. Z daleka wyglądało niczym czarna, wynurzająca się z

ziemi dłoń o długich, ostrych szponach. Pozbawione liści i rozłożystej korony,

przypominało zaledwie upiorny cień. Jakby krew wszystkich, którzy dzisiaj zginęli

wniknęła w ziemię, zatruwając korzenie każdej rosnącej w okolicy rośliny i

zamieniając je w coś, co mogło w każdej chwili ożyć i owinąć swoje wilgotne gałęzie

wokół nóg, wciągając w swe trzewia wszystko, co żywe.

I u stóp tego właśnie tworu natury stała samotna sylwetka. Jej długie, jasne włosy

falowały na wietrze, kiedy wpatrywała się w zbliżającego się Severusa.

Lucjusz Malfoy, nawet w takim miejscu jak to, nie zamierzał rezygnować z

lakierowanych butów i podbitej aksamitem peleryny. Jakby tylko czekał na to, aby

dumnym krokiem zwycięzcy przejść się pomiędzy trupami pokonanych wrogów,

kiedy tylko bitwa dobiegnie końca i kiedy będzie mógł wyruszyć, aby wykonać swe

zadanie. Zadanie, które wyznaczył mu sam Czarny Pan, a które z pewnością nie

obejmowało sytuacji, w której ścigana przez niego zwierzyna, która już dawno

powinna leżeć na wpół żywa wśród pozostałych zdrajców i czekać na jego przybycie,

sama do niego przyjdzie. I to w wyjątkowo dobrym stanie.

Różdżka znalazła się w jego dłoni zanim w ogóle jeszcze pomyślał o tym, aby ją

wyciągnąć.

Severus zobaczył to już z daleka, ale on nie musiał wyciągać swojej. Miał ją w dłoni

przez cały czas.

Nie zamierzał pertraktować. Nie zamierzał się z nim dogadywać. Miał tylko jeden cel.

I jeżeli Malfoy jest jedyną osobą, która zna drogę do tego celu, to Severus już

znajdzie sposób, aby mu ją pokazał. Choćby miała to być ostatnia rzecz jaką Malfoy

będzie w stanie zrobić, zanim sczeźnie u jego stóp. Ale Severus nie zamierzał go

lekceważyć. Wiedział, że z tego spotkania tylko jeden z nich będzie w stanie wyjść o

własnych siłach.

Zatrzymali się naprzeciw siebie, celując w siebie różdżkami. Ich oczy zmrużyły się, a

każdy mięsień ciała napiął się, przygotowując się do rzucenia klątwy na najlżejszy

nawet, nieprzewidziany ruch przeciwnika.

Szare oczy Malfoya zdawały się płonąć od wewnątrz czymś zimniejszym i twardszym

niż jakiekolwiek inne oczy, które Severus dzisiaj ujrzał. I Severus doskonale wiedział,

co to takiego. Coś, co napędzało znacznie bardziej niż strach przed gniewem

Czarnego Pana albo prymitywna żądza mordu. Coś, co dawało znacznie większą

siłę, niż można było przewidzieć.

- Czyżbyś się zgubił, Severusie? - zapytał cicho Malfoy, układając wargi w szyderczy

grymas.

Severus nie odpowiedział. Zamiast tego zmarszczył brwi i wyszeptał groźnie:

- Czy zdajesz sobie sprawę z tego, Lucjuszu, że wypowiadanie tego typu żałosnych

komentarzy przed pojedynkiem jest oznaką panicznego lęku?

Szare oczy zapłonęły, a dłoń Lucjusza mocniej ścisnęła trzymaną w ręku różdżkę.

- Nie wiem, jak ci się udało dotrzeć aż tak daleko, ale tutaj twoja droga się kończy -

odparł, wkładając w słowa wypełnioną jadem aluzję. - A teraz oddaj mi eliksir.

Wargi Severusa zadrgały lekko, tak jakby Lucjusz właśnie opowiedział zaskakująco

dobry żart.

- Wiesz, że tego nie zrobię. Zabierzesz mnie do Czarnego Pana. To twoje jedyne

wyjście, w przeciwnym wypadku nawet nie zobaczysz fiolki.

- Jest tylko jedno miejsce, w którym chciałbym cię zobaczyć. I tylko tam mogę cię

zabrać. Do grobu - powiedział Lucjusz, patrząc na Severusa z nienawiścią. -

Pamiętasz chyba moją obietnicę?

- Jakże mógłbym zapomnieć... - odparł lodowato Severus, mocniej zaciskając palce

na swojej różdżce. - A czy ty, Lucjuszu, pamiętasz jak skończyli ci, którzy weszli mi w

drogę?

To podziałało. W szarych oczach ponownie pojawiło się to emanujące porażającym

chłodem uczucie.

Doskonale. Musi go sprowokować, doprowadzić do utraty panowania nad sobą. To

Malfoy musi być tym, który zaatakuje jako pierwszy. W przeciwnym wypadku

wszystko legnie w gruzach.

- Myślisz, że jesteś taki przebiegły? - powiedział cicho Lucjusz. - Że twoje marne

umiejętności są w stanie mierzyć się z prawdziwą potęgą? Coś ci powiem,

Перейти на страницу:

Похожие книги