zasięgu rażenia. Zanim jednak zaszył się w kłębach dymu, ujrzał kolejną czwórkę
Śmierciożerców nacierającą na Weasleyów. - Za mną.
Dym był znakomitą osłoną. Wiedział, że minie sporo czasu, zanim Weasleyowie
rozprawią się z atakiem i zaczną go ścigać. Zresztą w tych warunkach wątpił, czy
uda im się go znaleźć.
Spojrzał na biegnącą koło niego rudowłosą Gryfonkę.
Szczególnie, że miał za żywą tarczę ich córkę i mógł kazać jej zrobić wszystko.
*
Wiedział, że zatrzymywanie każdego napotkanego Śmierciożrcy i pytanie go, czy wie
gdzie jest Malfoy, jeśli oczywiście uda już mu się go powalić albo odeprzeć jego atak,
jest równie bezcelowe, jak pytanie ich o miejsce pobytu Czarnego Pana. Musiał
znaleźć kogoś wyższego rangą. I zmusić go do współpracy.
Bellatriks, Greyback i Nott nie żyli. Kto więc mu pozostał?
Jego oczy zmrużyły się.
Yaxley!
I chyba wiedział, gdzie może go znaleźć...
Spojrzał na unoszącą się w górze, jasną łunę i skierował się wprost w jej stronę. Z
każdym krokiem powietrze wydawało się coraz gorętsze, a dym gęstszy.
Co jakiś czas mijały ich przebiegające w pobliżu grupki czarodziejów, albo
pojedynczy aurorzy, ale za każdym razem Severus zaszywał się w spowijającym
okolicę dymie, pociągając za sobą towarzyszącą mu dziewczynę.
- Ginny? Co ty tu robisz?
Cholera, ukrywając się przed aurorami, nadział się na niewielką grupkę Gryfonów i
Puchonów. Rozpoznał zaskoczoną twarz Lavender Brown i Hanny Abbott, ale nie
miał czasu się zatrzymywać. Minął ich szybkim krokiem, warcząc w ich stronę:
- Zjeżdżajcie stąd!
Żar stawał się coraz wyraźniejszy. Zamiast aurorów, w okolicy pojawiało się coraz
więcej zakapturzonych postaci i Severus musiał naprawdę uważać, aby ominąć ich
bez wykrycia. Chociaż Weasley okazała się być wyjątkowo przydatna w tej kwestii,
odbijając niemal każdą zabłąkaną klątwę i krążąc wokół niego niczym mały,
agresywny psiak, szczerzący kły na wszystkich, którzy mogliby mu zagrozić.
Byłoby znacznie prościej, gdyby uwierzyli, że Severus jest po ich stronie, ale po tym,
co Czarny Pan musiał im o nim powiedzieć, przekonanie do tego choćby jednego z
nich wydawało się niemal niemożliwe, a co dopiero wszystkich...
Z każdym krokiem słyszał coraz głośniejszy, jednostajny huk, przypominający odgłos
znajdującego się niezwykle blisko huraganu. I rozbrzmiewające co jakiś czas okrzyki
rzucanych klątw, przerywane wrzaskami cierpiących.
I ogień. Widział go coraz wyraźniej. Konsumujący wszystko żywioł, pozostawiający
po sobie wypaloną ziemię i zwęglone ciała Śmierciożerców. Ale to, co ujrzał, kiedy
dym rozstąpił się nagle, wypuszczając go ze swych trzewi, przekroczyło jego
wyobrażenia.
Zobaczył hordę odzianych w czerń postaci, otaczających zwartym kręgiem stojącą na
wzniesieniu samotną postać w jasnobłękitnej szacie. Nie mogli jednak podejść bliżej
z powodu ryczącej trąby ognia, otaczającej dyrektora niczym śmiercionośny kokon,
który pożerał każdego, kto próbował się zbliżyć. Ich klątwy rozbijały się o wirującą
pożogę, wchłaniane przez żywioł. Ziemia wokół zasłana była na wpół spalonymi
trupami, wypełniając powietrze cuchnącym odorem zgnilizny i siarki.
Ten widok okazywał się dla wielu Śmierciożerców wystarczającym dowodem na
potęgę Dumbledore'a - jedynego czarodzieja, którego obawiał się sam Czarny Pan.
Lecz często okazywał się także ostatnim widokiem w ich życiu.
Severus rozejrzał się.
Część nie zajętych próbami zmęczenia dyrektora Śmierciożerców stanowiła swego
rodzaju straż, osłaniającą resztę przed mogącymi zjawić się tu aurorami. Severus
widział także i ich trupy, leżące wśród nadpalonych ciał.
Mogli go zaatakować, jeśli spróbuje się zbliżyć. Ale nie miał innego wyjścia. Musiał
tylko... - spojrzał na stojącą obok dziewczynę - musiał wzbudzić w nich niepewność,
co do swoich intencji.
Wolną ręką złapał ją za włosy, przyciągając do siebie i prowadząc przed sobą niczym
tarczę, z przystawioną do głowy różdżką.
- Stój! - usłyszał głos Rowle'a.
Bardzo dobrze. Z takimi idiotami jak on nie powinno być większych problemów.
- Opuść tę różdżkę, Rowle. Szukam Yaxleya. Ścigają mnie aurorzy. Odkryli, że
jestem po waszej stronie i próbują mnie zabić.
Zobaczył na twarzy Śmierciożercy niezdecydowanie i ścierające się ze sobą myśli.
- A po co ci ta mała suka? - zapytał wskazując głową na stojącą spokojnie Ginny.
- Zabezpieczenie - wycedził Severus. - Nie mam czasu ci się tłumaczyć. Gdzie on
jest?
Spojrzenie Śmierciożercy zagłębiło się w oczach Severusa, próbując wyczuć fałsz,
potem przeniosło się na Ginny, a później na ścianę otaczającego ich dymu.
- Na lewo - wymamrotał Śmierciożerca. - Ale jeżeli coś knujesz... - powiedział,
podchodząc bliżej i wyszczerzając bezzębne usta tak, jakby chciał gryźć. - To musisz
być szaleńcem, wchodząc samotnie pomiędzy nas wszystkich.
- Takim samym szaleńcem, jak on? - zapytał Severus, wskazując głową na
Dumbledore'a i wykrzywiając szyderczo wargi.
Po minie Rowle'a wywnioskował, że mężczyzna kompletnie nie zrozumiał jego
riposty. Ale i bardzo szybko przestał zwracać na niego uwagę, kiedy na skraju ściany