Читаем Desiderium Intimum полностью

poczuł. Snape nie ma żadnego prawa go szantażować i znęcać się nad jego

przyjaciółmi!

- Harry - cichy głos Hermiony z trudem przebił się przez burzę szalejącą w umyśle

Gryfona. Dziewczyna patrzyła na niego z uwagą, a wyraz jej twarzy był niezwykle

poważny. - Wydaje mi się, że wiem, o czym myślisz, ale nie możesz zrobić tego drugi

raz. Musisz iść na następną lekcję - zniżyła głos do szeptu, by Ron i Neville niczego

nie usłyszeli. - Cokolwiek on ci zrobił, proszę cię, idź w poniedziałek na eliksiry. Jeżeli nie pójdziesz, to się może dla ciebie naprawdę źle skończyć.

Harry zagryzł wargę.

- Snape nic mi nie zrobił - warknął cicho, starając się, by jego głos brzmiał

obojętnie i nie drżał tak bardzo, zdradzając tajfun uczuć, który wywołały w nim jej

słowa.

- Skoro tak twierdzisz... - zawiesiła głos, po czym spojrzała na niego ze smutkiem,

odwróciła się i wyszła.

* * *

Harry nie poszedł w sobotę na śniadanie. Stwierdził, że to będzie bardziej

wiarygodne, jeżeli głowa poboli go jeszcze przez jakiś czas. Do obiadu zgłodniał

jednak tak bardzo, że nawet groźba spotkania ze Snape'em nie mogła go zatrzymać.

Szczególnie, że Hermiona zabroniła Ronowi i Neville'owi przynosić mu posiłki.

Stwierdziła, że Harry powinien w końcu ponieść konsekwencje swojego

wczorajszego zachowania i stawić czoła temu, przed czym tak ucieka.

Harry przeklinał jej spostrzegawczość i celowe uderzanie w czułe punkty. Czasami

marzył, by Hermiona była trochę mniej inteligentna.

W czasie obiadu miał wrażenie, że wszyscy się na niego gapią. W niezbyt

zachęcający i przyjazny sposób. Szczególnie cały szósty rok Gryffindoru i Slytherinu.

Snape nie oszczędził na wczorajszej lekcji nikogo, pomimo, że Slytherin zwyczajowo

był traktowany nieco lepiej. Ślizgoni rzucali mu gniewne spojrzenia, ale nie mogli

zrobić nic ponadto, gdyż opiekun ich domu także był obecny na posiłku.

Harry czuł wyraźnie wbijające mu się w plecy, sztyletujące spojrzenie, ale

postanowił, że za żadne skarby świata nie spojrzy na Snape'a. Nawet, jeżeli zacząłby

tańczyć kankana na stole nauczycielskim...

Jednak obecność Mistrza Eliksirów jak zwykle wyprowadziła go z równowagi i

skutecznie odebrała apetyt. Wmusił jednak w siebie część posiłku i razem z resztą

uczniów opuścił Wielką Salę. Nadal zdenerwowany, ale teraz przynajmniej z pełnym

żołądkiem.

- Potter! - ostry głos przeszył powietrze, kiedy Harry wraz z przyjaciółmi wracał do

pokoju wspólnego. W pierwszym odruchu zesztywniał cały, sparaliżowany strachem i

dopiero po chwili dotarło do niego, że to nie jest głos Snape'a. Odwrócił się i zobaczył

zmierzającą w jego stronę grupkę Ślizgonów, z Zabinim na czele. Ich miny nie

wyrażały bynajmniej chęci zaproszenia Harry'ego na popołudniową herbatkę.

Najeżył się, gotów odeprzeć każdy atak słowny i zaczepkę. Pamiętając, jak

patrzyli na niego podczas obiadu, spodziewał się, że nie dadzą mu spokoju,

szczególnie po tym, przez co musieli przejść na wczorajszej lekcji eliksirów. Miał

wrażenie, że cała szkoła ma do niego pretensje.

Dziwiło go, że teraz to Zabini był głównym prowodyrem zaczepek, a nie Malfoy.

Jednak, zanim którykolwiek ze Ślizgonów zdążył choćby otworzyć usta, wyrosła

przed nimi wysoka, szczupła sylwetka.

- Wracajcie do lochów - warknął Malfoy, mierząc ich władczym spojrzeniem. - Sam

zajmę się Potterem.

Przez chwilę patrzyli na niego, rozważając możliwości, po czym pokiwali głowami i

niczym stado posłusznych węży zawrócili, zostawiając sprawę swojemu przywódcy.

Kilkoro odwracało się jeszcze, by popatrzeć, jak Malfoy gnoi Pottera, jednak

blondwłosy czekał, aż wszyscy znikną na schodach wiodących do lochów. Następnie

odwrócił się w stronę Harry'ego i obrzucił go nienawistnym, pełnym wściekłości

spojrzeniem.

Jednak w tych niebieskich oczach było coś jeszcze. Opór.

Wyglądało to tak, jakby Malfoy walczył ze sobą. Ale o co walczył i z czym - tego

Harry nie potrafił odgadnąć.

- Potter - wycedził Ślizgon, mrużąc oczy. - Musimy pogadać.

- Czego od niego chcesz? - wtrącił się Ron, którego głos aż wibrował od tłumionej

nienawiści.

- To sprawa pomiędzy nami - wysyczał Malfoy.

Harry czuł się... zaintrygowany. Malfoy chce z nim o czymś porozmawiać? Na

osobności? Nic mu tutaj nie zrobi. Za dużo osób kręci się w pobliżu. Może warto

zaryzykować? Chętnie dowiedziałby się, czego może od niego chcieć jego

największy wróg.

- W porządku - zwrócił się do Rona i Hermiony. - Idźcie przodem. Dogonię was -

widząc, że Ron otwiera usta, żeby zaprotestować, ubiegł go. - Nic mi nie będzie,

Ron. Muszę z nim pogadać.

Kiedy przyjaciele zniknęli za zakrętem, Malfoy rozejrzał się po korytarzu i podszedł

o krok bliżej do Gryfona, wbijając w niego chłodne, a jednocześnie płonące dziwnym

blaskiem spojrzenie.

- O co chodzi? - zapytał Harry, siląc się na spokojny ton. Jednak ciekawość

buzowała w nim, niczym hormony.

- O twoje debilne zachowanie, Potter! - twarz Malfoya zmieniła się w lodowatą

maskę. Jedynie jego oczy zdradzały szalejącą w nim wściekłość. - Jesteś tak głupi,

że czasami mam ochotę się nad tobą ulitować. Jeżeli już musisz tak biegać za

Перейти на страницу:

Похожие книги