kiedy pojawiał się na nich Mistrz Eliksirów, ale przez cały ten czas ani razu nie
spojrzał na czarną sylwetkę. Harry wyczuwał podskórnie, że Snape go przez cały
czas obserwuje. Jednak prędzej zjadłby fasolkę o smaku wymiocin, niż dał
mężczyźnie w jakikolwiek sposób do zrozumienia, że nie potrafi zapomnieć...
Kolejna lekcja eliksirów zbliżała się wielkimi krokami i z każdą mijającą chwilą
Harry popadał w coraz większą panikę. Przez cały tydzień próbował przygotować się
do niej psychicznie, jednak na samą myśl o tym, że miałby spotkać się ze Snape'em,
na dodatek w
Ku uldze Harry'ego Snape nie pojawił się na piątkowym śniadaniu, jednak
przyszedł na obiad, co skutecznie odebrało mu apetyt. Zaraz po obiedzie miała
odbyć się lekcja eliksirów, której tak bardzo się obawiał. Wszystko to sprawiło, że nie
przełknął nawet kęsa, co nie uszło uwadze Hermiony.
- Harry, musisz coś zjeść! Ostatnio jadasz mniej niż skrzat. Nie będziesz miał sił
do nauki - nagabywała go, kiedy wraz z innymi uczniami wychodzili z Wielkiej Sali i
kierowali się w stronę lochów.
- Co to za zapach? - przerwał jej Ron, pociągając nosem i rozglądając się na
wszystkie strony.
- Jaki zapach? - za trójką przyjaciół przystanął Neville. Hermiona także zatrzymała
się i pociągnęła nosem. - Pachnie jak... bardzo duża ilość soku pomarańczowego.
- Na Merlina! - sapnął Ron, wpatrując się wielkimi oczami w coś podążającego
korytarzem. Pozostali odwrócili się i oniemieli.
W ich stronę zmierzała Luna. Na głowie miała ogromny kapelusz, na którym leżał
stos na pół zmiażdżonych, przepołowionych, albo wyciśniętych pomarańczy. Na
samym czubku stała misa pełna soku pomarańczowego, który przy każdym kroku
wylewał się na boki i chlapał na kamienną podłogę.
Uczniowie omijali ją szerokim łukiem i pokazywali palcami, chichocząc pod nosem.
Hermiona wyglądała, jakby poraził ją piorun, a Ron na przemian otwierał i zamykał
usta. Kiedy Krukonka przechodziła obok nich, kilka pomarańczy spadło z kapelusza i
z mlaśnięciem wylądowało u ich stóp. Harry poczuł, jak od kwaśnego zapachu jego
usta wypełniają się śliną.
Luna miała na sobie także naszyjnik z mandarynek i pomarańcze poupychane w
kieszeniach szaty. Posłała im nieprzytomny uśmiech i poszła dalej, nucąc coś pod
nosem. W dłoni ściskała kopertę.
Pierwsza otrząsnęła się Hermiona.
- Czy ktoś potrafi mi wytłumaczyć, dlaczego ona miała TO na głowie?
- To przeciwko Szpiczajkom Długouchym - odparł gładko Harry, błądząc w swoich
myślach.
- Przeciwko CZEMU? - Hermiona wyglądała, jakby miała za chwilę stracić nad
sobą panowanie.
- Żeby nie podsłuchiwały - wyjaśnił Gryfon nieobecnym głosem, wciąż coś
analizując. Nie widział spojrzeń, które w niego wlepiali.
- Harry - zaczęła Hermiona, siląc się na spokój. - Czy możesz mi wyjaśnić...
- Nie idę na eliksiry - oświadczył nagle Harry. Było to tak niespodziewane, że
zaskoczyło nawet jego.
- Co? - Ron przerwał milczenie, które zapadło po tych słowach. Patrzył na
Harry'ego tak, jakby nagle wyrosła mu druga głowa.
- Nie możesz, Harry! - odezwał się Neville. Jego głos drżał ze strachu. - On cię
zabije! Przecież to Snape!
- Boli mnie głowa i źle się czuję. Nie mogę iść na eliksiry - odparował Harry
zdecydowanym głosem.
- No to idź do pani Pomfrey, żeby ci coś na to dała. Musisz być na eliksirach! -
przekonywał go Ron. - Wiesz, jaki jest Snape. Wścieknie się na ciebie i może zrobić
ci to samo, co Malfoyowi.
- Nie - odparł Harry, czując, jak wzbiera w nim gniew.
Oni nic nie rozumieli!
- Ale Harry... - Ron nie chciał dać za wygraną, gdy nagle przerwał mu ostry głos
Hermiony, stojącej do tej pory z boku i tylko mierzącej Harry'ego nieodgadnionym
spojrzeniem.
- Przestańcie! Harry'ego boli głowa, nie słyszeliście? - Ron i Neville zamknęli usta,
patrząc na dziewczynę ze zdumieniem. - Wróć do dormitorium, Harry. Powiem
Snape'owi, że źle się czułeś i nie mogłeś przyjść.
- Odbiło ci? - syknął Ron. - Przecież on nigdy w to... - urwał jednak, widząc
spojrzenie, które skierowała ku niemu Gryfonka.
- Chodźcie już, bo się spóźnimy - rzuciła w stronę Rona i Neville'a.
Harry spojrzał na przyjaciółkę z wdzięcznością, po czym zawrócił i ruszył w stronę
pokoju wspólnego. Chciał się znaleźć jak najszybciej w zacisznym schronieniu
dormitorium.
To nie było mądre posunięcie, ale co innego mógł zrobić? Jak miałby siedzieć
spokojnie na lekcji i patrzeć na biurko, na którym on i Snape...
Nie, miał o tym nie myśleć!
Przez te dwie godziny poczyta jakąś książkę, a potem może zejdzie na kolację.
Nie obchodziły go konsekwencje. Najważniejsze było to, że uniknie spotkania i
konfrontacji.
O ile Snape w ogóle zauważy jego nieobecność, skoro jest dla niego
"Nie! Przestań!" - skarcił się w myślach, kiedy przemierzał opustoszały pokój
wspólny i wchodził po schodach do sypialni. Wyciągnął z kufra pomiętą od
wielokrotnego czytania książkę "W powietrzu z Armatami" i pogrążył się w lekturze, przysięgając sobie, że nie pomyśli o Snapie i eliksirach ani razu przez całe dwie
godziny.