co ja myślę, Potter? Że ty i Snape naprawdę...
- Zamknij się! - warknął nagle Malfoy, co sprawiło, że Crabbe i Goyle również
prawie natychmiast ucichli. Zabini urwał i spojrzał podejrzliwie na Malfoya, który
wbijał w niego twarde jak stal spojrzenie. - Nic nie widziałeś. Rozumiemy się? -
wycedził, nie odrywając wzroku od wykrzywionej grymasem niezadowolenia twarzy
Ślizgona. Zabini otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ale Malfoy podniósł drżący od
tłumionej wściekłości głos. -
W korytarzu zapadła całkowita cisza. Zabini zacisnął zęby i powoli, z wysiłkiem
skinął głową.
- Chodźcie - rzucił Malfoy i ruszył do klasy, potrącając Harry'ego ramieniem, kiedy
przechodził obok, jednak nie spojrzał na niego ani razu. Crabbe i Goyle podążyli za
swoim przywódcą. Zabini rzucił Harry'emu jeszcze jedno, pełne wściekłości
spojrzenie, po czym dołączył do pozostałych.
Harry stał na środku korytarza, całkowicie oniemiały. Myśli w jego głowie pędziły
szaleńczo i prześcigały się w próbach wyjaśnienia tego, co przed chwilą zaszło.
Co to miało znaczyć? Dlaczego Malfoy go bronił? Przecież powinien przyłączyć
się do Zabiniego i swoich goryli. Zawsze tak robił. Dlaczego zamiast szydzić z
Harry'ego, wściekł się na Zabiniego i kazał mu o wszystkim zapomnieć? Co się
zmieniło? Czyżby planował coś ze Snape'em? Ale jeżeli byliby w zmowie, to Snape
nie ukarałby go wtedy, kiedy napadł na Harry'ego. A może to miała być tylko zasłona
dymna, żeby Harry myślał, że oni są po przeciwnych stronach? Ale jak mieliby być po
przeciwnych stronach, skoro obaj służą Voldemortowi? Co prawda Snape jest
szpiegiem, ale przecież Malfoy o tym nie wie.
Co się, do cholery, dzieje?
Najgorsze jest to, że Zabini zauważył zachowanie Harry'ego. Wiedział, że
ryzykuje, ale wtedy zupełnie nie myślał o konsekwencjach. Był całkowicie zaślepiony.
Ale skoro Zabini zauważył, to ile jeszcze osób mogło to widzieć? A Gryfoni? Czy oni
też się zorientowali?
Harry'ego ogarnęła panika.
Może jednak nikt więcej nie widział. Nikt go wczoraj nie zaczepił. Dzisiaj na
śniadaniu też nie. Ale może zauważyli, jednak nie dali tego po sobie poznać. Pewnie
nadal boją się Snape'a, który niewątpliwie zemściłby się, gdyby dotarło do niego, że
nadal tworzą insynuacje na temat jego i Harry'ego.
Olśniło go.
No właśnie! To pewnie dlatego Malfoy tak się zachował. Bał się, że Snape się
dowie. Takie rozsądne zachowanie nie było może domeną Ślizgona, ale kto wie, co
Snape mu wtedy zrobił albo powiedział... Ale czy Malfoy aż tak się go boi? To by
wyjaśniało, dlaczego zaatakował Lunę, a nie Harry'ego.
- Harry, wyglądasz, jakbyś zobaczył Sam-Wiesz-Kogo. Dobrze się czujesz? -
zatroskany głos Tonks przebił się przez jego galopujące myśli i sprowadził go na
ziemię. Nauczycielka stała obok niego, trzymając w rękach teczkę i przypatrując mu
się z uwagą.
- Och nie, nic. Wszystko jest w porządku, naprawdę - uśmiechnął się blado.
* * *
Przez kilka kolejnych dni Harry zachowywał się tak, jakby był całkowicie nieobecny
duchem. Snuł się po korytarzach, pogrążony w myślach, nie odzywając się niemal do
nikogo. Popołudniami przesiadywał w bibliotece lub czytał książki w dormitorium.
Hermiona i Ron byli nieco skonfundowani zmianami, które w nim zaszły. Próbowali z
nim porozmawiać, ale ich przyjaciel był nad wyraz milczący i cichy. Rzadko się
uśmiechał, rzadko coś mówił. Wykręcał się od treningów Quidditcha, zasłaniając
bólem głowy. Zamiast trenować, zaczął popołudniami odwiedzać Hagrida i pomagać
mu w hodowli Krakwatów Jadowitych.
Z punktu widzenia Rona i Hermiony stał się zamkniętym w sobie, wiecznie zajętym
samotnikiem, z którym ciężko było się porozumieć, nawet w kwestii tego, czy do
kurczaka woli sos pomidorowy, czy czosnkowy. Oboje bardzo się o niego martwili,
jednak nie potrafili zrobić nic, co wyciągnęłoby go z przygnębienia, jakie wokół niego
wyczuwali.
Żadne z nich nie wiedziało, że samopoczucie Harry’ego wynika z postanowienia
zajęcia się czymkolwiek, byle by nie myśleć o Snape’ie i tym, co między nimi zaszło.
Wymagało to od niego ogromnej siły woli, a i tak wspomnienia powracały niczym
bumerang, uderzając w najmniej odpowiednich momentach. Chciał o wszystkim
zapomnieć, a co jest lepszym sposobem, niż głowa zajęta zupełnie innymi
sprawami?
Harry nie planował, co będzie robił. Wszystko przychodziło tak samo z siebie. Po
prostu rzucał się w wir zajęć, które pozwalały mu nie myśleć o tym, jak został
potraktowany. Szczególnie, że karmienie Krakwatów i równoczesne uważanie na ich
jadowite kolce było zajęciem wybitnie niesprzyjającym ponurym rozmyślaniom.
Z Quidditcha musiał chwilowo zrezygnować, ponieważ nie byłby w stanie
usiedzieć na miotle... Ale nauka była także świetnym sposobem na odciągnięcie
myśli od niebezpiecznych terenów.
Wszystkie te zajęcia znakomicie wypełniały pustkę, którą pozostawiły w nim słowa
Mistrza Eliksirów.
Zdawał sobie sprawę z tego, że poddał się całkowicie.
Unikał Snape'a tak skutecznie, jak tylko się dało. Przestał już umykać z posiłków,