Читаем Desiderium Intimum полностью

idealizmowi i wierze, że uda mu się zwyciężyć w tej potyczce.

Został pokonany. Pokonany i złamany. Nie miał już siły do dalszej walki. Wiedział,

że gdyby spróbował, odniósłby tylko kolejną bolesną porażkę. Nie chciał znowu tego

przeżywać. Na samo wspomnienie poczucia klęski i zdrady, które wczoraj odczuwał,

jego ciałem wstrząsały dreszcze, a żołądek ścisnął mu się boleśnie. Oddał wszystko,

a w zamian otrzymał tylko ból i upokorzenie.

Wiedział, że nie powinien tak myśleć. Dostał w zasadzie to, czego pragnął. Znał

Snape'a. Nie powinien więc mieć do nikogo pretensji. Jednak poczucie

niesprawiedliwości i zawodu było silniejsze. Pamięć o tym, jak się wczoraj poczuł,

wymazała wszystkie inne uczucia i wspomnienia, zastępując je jedynie

rozczarowaniem i goryczą.

Nigdy więcej!

Minął zakręt i zatrzymał się nagle. Na końcu korytarza dostrzegł znajomą,

jasnowłosą sylwetkę. Podszedł bliżej i przystanął, zaintrygowany. Luna najwyraźniej

czekała na kogoś, kto w najbliższym czasie miał przejść korytarzem, znajdującym się

niedaleko klasy, do której Harry zmierzał.

Ruszył w stronę Krukonki, starając się podejść do niej tak, żeby jej nie wystraszyć

i nie narobić zbyt dużo hałasu.

- Mógłbyś chodzić trochę ciszej, Harry - usłyszał nagle, kiedy znalazł się zaledwie

kilka kroków od niej.

Do licha! Skąd ona wiedziała, że to ja?

- Co tu robisz? - zapytał szeptem, stając za nią.

- Nie mogę ci powiedzieć - odparła również szeptem dziewczyna, odwracając

głowę w jego stronę. Następnie rozejrzała się po korytarzu, spoglądając z uwagą na

ściany i sufit. - Szpiczajki Długouche nas podsłuchują.

- Co? - Harry zamrugał, podążając spojrzeniem za wzrokiem Luny, jednak korytarz

był całkowicie pusty. - Przecież tu nikogo nie ma.

- One chcą, żebyś tak myślał. Dlatego tak łatwo mogą podsłuchiwać. Ponieważ

nikt ich nie może zobaczyć. - wyjaśniła Luna.

Harry zamyślił się przez chwilę nad tą pokrętną logiką. Luna gestem wskazała,

aby się przybliżył. Pochyliła się do jego ucha i wyszeptała:

- Masz może przy sobie jakieś pomarańcze?

- Co? - tym razem Harry czuł się już całkowicie zbity z tropu. - Jakie pomarańcze?

Po co?

- To je odstrasza - wytłumaczyła Krukonka konspiracyjnym szeptem. - Zapach i

kolor pomarańczy. Chociaż mandarynki też mogą być.

Harry zrezygnował z prób zrozumienia dziewczyny. To było ponad jego siły. Nawet

tajemnicza koperta, którą ściskała w dłoni, nie była warta umysłowego wysiłku,

któremu musiałby podołać, aby przestawić swój mózg na sposób myślenia Krukonki.

Zostawił Lunę w korytarzu i poszedł dalej. Był pod klasą pierwszy, nic zresztą

dziwnego, skoro opuścił śniadanie w połowie. Bardziej zaskakujące było zachowanie

Luny. Przecież zaledwie wczoraj wieczorem wyszła ze szpitala. Przez to wszystko

zapomniał zapytać, jak się czuje.

Zawrócił, aby jeszcze chwilę z nią porozmawiać, skoro i tak chwilowo nie miał co

robić. Jednak zanim dotarł do końca korytarza, zamarł, widząc wyłaniające się zza

zakrętu trzy znajome sylwetki. Od razu rozpoznał Crabbe'a i Goyle'a. Jednak razem z

nimi, zamiast Malfoya, szedł Zabini.

Harry zjeżył się mimowolnie, przygotowując się na szyderstwa i postanowił minąć

ich jak najszybciej.

Może go nie zaczepią...

- Potter, co ty tu robisz? - zarechotał Zabini, zagradzając mu drogę. - Czekasz na

tę różowowłosą wiedźmę? W niej też się zabujałeś?

Co?

Harry wciągnął gwałtownie powietrze, zatrzymując się i wbijając ostrzegawcze

spojrzenie w uśmiechającego się złośliwie Ślizgona.

O czym on, do diabła, mówi?

- Och, widzę, że nie rozumiesz - Zabini zdawał się czytać w jego myślach. - Czy

twoja wielka miłość nie będzie zazdrosna, Potter?

O kim on mówi? O Lunie?

- Zejdź mi z drogi - warknął Harry, starając się go wyminąć, jednak Crabbe i Goyle

zdawali się blokować swoimi wielkimi cielskami cały korytarz.

- A co zrobisz? Pójdziesz poskarżyć się Snape'owi? Robiłeś wczoraj do niego

takie maślane oczy na lekcji, że na pewno spełni każdą zachciankę swojej małej

dziwki, prawda, Potter?

Harry poczuł, jak cały sztywnieje, a lodowata fala przerażenia zalewa jego rozbity

umysł.

Zauważył to! Skoro on to widział, to pewnie cały Slytherin już wie... I Malfoy...

- Co jest, Potter? Odebrało ci mowę, czy może wspominasz właśnie wasze

wspólne gorące chwile? Zważywszy na to, jak wczoraj na niego patrzyłeś, musiał cię

porządnie...

- Co tu się dzieje? - wysoki, chłodny głos przerwał potok tnących jak brzytwa słów,

płynących z ust Ślizgona. Zza pleców Zabiniego wyłonił się Malfoy. Jego oczy

zmrużyły się, kiedy zobaczył Harry'ego. Zapłonęła w nich nienawiść. Trująca i

nieokiełznana.

Gryfon skrzywił się nieznacznie, jednak za wszelką cenę postanowił nie dać się

sprowokować. Cokolwiek Malfoy powie...

- Właśnie opowiadałem Potterowi o tym, jak cudownie było podziwiać jego

wczorajsze wyczyny na lekcji eliksirów. Ten rozmarzony wzrok, te uwodzicielskie

gesty... - drążył Zabini. Crabbe i Goyle rechotali, trzymając się za brzuchy. - Wiesz,

Перейти на страницу:

Похожие книги