Читаем Desiderium Intimum полностью

gardłowy śmiech przypominający charczenie.

Obsydianowe oczy nie poruszyły się. Ale coś ukrytego za nimi szarpało się jak w

amoku, jakby próbowało wyrwać się i rzucić stojącemu obok mężczyźnie do gardła. I

rozerwać go na strzępy.

Severus widział to już oczami wyobraźni. Widział, jak Blackwood wije się u jego stóp

w męczarniach, poddawany najstraszniejszym torturom. Widział, jak powoli ulatuje z

niego życie, a wraz z nim także i pragnienie, które ośmielił się poczuć.

Nigdy go nie dotknie. Nigdy nawet się do niego nie zbliży. W ogóle nie ma prawa

oddychać tym samym powietrzem, co Potter. Chodzić po tej samej ziemi. Istnieć tuż

obok niego.

W momencie, w którym go zapragnął, sprowadził na siebie śmierć. I Severus

najchętniej zadałby mu ją już teraz, w tej właśnie chwili, żeby już nawet przez jedną

sekundę nie mógł pomyśleć o tym, co jeszcze zrobiłby z jego Potterem... ale musiał

się powstrzymać. W pobliżu było zbyt wielu świadków.

- Będzie? - zapytał Severus, nie odrywając zamyślonego spojrzenia od Blackwooda,

ale mężczyzna całkowicie je zignorował, dalej snując swój wywód z błyszczącymi

mściwym podekscytowaniem oczami:

- Ustawię się jako pierwszy w kolejce do jego dziewiczej dupy...

Snape zrobił krok w jego stronę. Zamarznięta trawa zaskrzypiała pod jego butami.

Jesteś już trupem, Blackwood... to tylko kwestia czasu.

- Nie mogę się wprost doczekać, kiedy to zobaczę.

***

Chciał po prostu wrócić do swych komnat i odpocząć. Zmyć z siebie cały ten smród

oraz pokrywające jego szatę plugastwo. Oczyścić umysł z obrazów, pozbyć się

wypełniającego go brudu, którym obrósł niczym skorupą, a potem z butelką whisky w

dłoni, stanąć nad żarem buchającym z myślodsiewni i pić łyk za łykiem, pić tak długo,

dopóki nie będzie mu już wszystko jedno i dopóki nie będzie gotów, aby znowu

rzucić się w ogień...

Lecz kiedy tylko przekroczył próg swych komnat i usłyszał za sobą szelest... i

odwrócił się z różdżką przygotowaną do obrony... ujrzał Pottera.

Pottera, którego nie chciał widzieć. Nie teraz, nie w tej chwili, kiedy konstrukcje jego umysłu po całym dniu udawania, mordowania i grania kilku różnych ról były mocno

już nadwątlone... kiedy wiedział, że wystarczy jeden mocniejszy wstrząs, aby nie dał

rady ich już utrzymać... i aby wszystko skończyło się katastrofą.

Próbował się go pozbyć. Próbował wszystkiego. Ale Potter nie wychodził. Nie chciał

iść, nie chciał zostawić go w spokoju. Wciąż tylko uparcie prawił te swoje naiwne,

niedorzeczne brednie i nawet gdy Severus zaczął ciskać w niego klątwami, wciąż

tylko... był. Jak światło, którego nie można w żaden sposób zgasić, a które przez cały

czas razi, aż w końcu pozostaje tylko zakryć przed nim oczy i udawać, że to, co

zostało przez nie wydobyte z mroku, wcale nie istnieje.

I że ten pogłębiający się ucisk w klatce piersiowej także nie istnieje.

- Nie chcę umierać... - szept Harry'ego był niezwykle cichy, ale wystarczył, aby

dokonać pustoszących zniszczeń i obudzić demony. Martwe ciało u jego stóp...

ciemne włosy rozsypane na trawie... nieruchome, pozbawione blasku oczy... i po

wszystkim...

...próżnia.

I nic poza nią.

Zdołał wynurzyć się w ostatniej chwili. Skupił swój wzrok na siedzącym na podłodze

Potterze i jeszcze mocniej zacisnął dłoń na różdżce, którą celował mu między oczy.

- Nie ty jeden jesteś ofiarą w tej wojnie, Potter - wycedził, z trudem panując nad

głosem. - Nie ty pierwszy i nie ostatni. Myślisz, że ci wszyscy, którzy zginęli, także nie pragnęli żyć? Myślisz, że chcieli złożyć swoje życie w ofierze? Myślisz, że tylko ty

musisz poświęcić coś, co jest ci najbliższe?!

Niemal się zachłysnął, kiedy zdał sobie sprawę z tego, co właśnie powiedział, a

właściwie wykrzyczał w twarz Pottera.

Ale na szczęście chłopak najwyraźniej tego nie zauważył... albo nie zrozumiał.

To dobrze.

- Nie o to chodzi! - Potter również odpowiedział krzykiem. - Jeszcze niedawno

zrobiłbym to bez wahania. Nie zależało mi. Ale teraz... teraz mam... coś. Ciebie. I

boję się, bo nie chcę tego stracić. Kiedyś zabicie Voldemorta było dla mnie

najważniejsze. Teraz... teraz ty jesteś najważniejszy! Nie rozumiesz tego? -

dokończył cicho.

Severus zacisnął usta, starając się nie zwracać uwagi na otwierającą się pod nim

przepaść.

Jak mógłby tego nie rozumieć? Rozumiał aż za dobrze...

Ale z pewnością tego nie zaakceptuje. Nie zaakceptuje niczego, co mogłoby zagrozić

jego największemu pragnieniu. Pragnieniu, które do tej pory utrzymywało go przy

życiu... Choćby miał to wyrwać z siebie gołymi rękami, niezależnie od tego, jak

bolesne to będzie i jak wiele krwi przy tym straci...

- Czasami priorytetem jest to, co ważne, a nie to, co osobiste - wypowiedział

zachrypniętym, odległym głosem. - I należy się z tym pogodzić, Potter.

- Nie! Nigdy się z tym nie pogodzę! Można to połączyć...

- Połączyć? - przerwał mu Snape. - Wierz mi, że nie można. Jeżeli dopuścisz do

priorytetów osobiste uczucia, to już jesteś przegrany.

Ten głupi chłopak niczego nie rozumiał! Nie, on po prostu wpieprzał się w jego życie,

nie bacząc na nic i naiwnie myśląc, że uczucia to coś, co można nosić w sobie jak

Перейти на страницу:

Похожие книги