zaznał żadnych ciepłych uczuć; ktoś, kto tyle razy musiał walczyć o przetrwanie, już
od najmłodszych lat; ktoś, kogo życie tak wiele już razy wisiało na włosku; ktoś, kogo
imię znał cały Czarodziejski Świat, składając na jego barki ciężar, którego
prawdopodobnie nie dałby rady udźwignąć niejeden doświadczony czarodziej... że
ktoś taki pozostał... nieskażony? Jak to możliwe, że zdołał zachować w sobie tę
niezwykłą uczuciowość? Że wciąż jaśniał blaskiem, w całym tym wszechobecnym
brudzie? Że nie dopuścił do siebie mroku? Każdy inny na jego miejscu już dawno
pogrążyłby się w ciemności.
On sam miał jej w sobie aż nadto i doskonale zdawał sobie z tego sprawę, ale nie
miał zamiaru z nią walczyć. Była częścią niego. Tak głęboko wrosła w jego duszę, że
za nic nie dałoby się jej wyrwać, chyba że wraz z życiem. Akceptował ją. Czasami
pozwalał jej przejmować nad sobą kontrolę, a wtedy zadawał ciosy i ranił, upajając
się tym. Karmił ją, dopóki, nasycona, nie wycofywała się, by po pewnym czasie
znowu napełnić go głodem... To zawsze wystarczało, aby trzymać wszystkich na
dystans... ale wtedy zjawił się Potter. Szesnastoletni chłopak z blizną na czole, który
pozwalał mu się sobą pożywiać... oddawał mu siebie do woli, przyjmował cios za
ciosem, karmiąc jego mrok i... nie odchodził. Wciąż wracał. Razem ze swym
światłem.
To było... niepojęte.
Ale musiało zostać przerwane. Jak najszybciej, dopóki nie było jeszcze za późno.
Musi się tego pozbyć. Tej towarzyszącej mu wszędzie obecności Pottera,
wyzierającej z każdego kąta jego komnat. Tego bezwarunkowego oddania. Tego
mdlącego zapachu, który wdzierał się do nozdrzy za każdym razem, kiedy Potter
przytulał się do niego. Tej... słabości.
Musi postawić tamę, która powstrzyma wodę przed dalszym nieproszonym
wdzieraniem się coraz głębiej i głębiej. Odciąć ją. Osłabić jej siłę. Wzmocnić
pokruszone mury. I już więcej nie pozwolić jej się przedrzeć, ponieważ nawet
najmniejsza szczelina w połączeniu z napierającym na nią ciśnieniem... może
zamienić się w wyrwę, której nie uda już mu się zatamować.
***
Severus przechylił szklankę, aby wypić resztę whisky, ale w tej samej chwili usłyszał
szelest i zbliżające się do niego kroki. Potter znalazł się przy nim momentalnie. Już
wyciągał ręce, żeby go objąć, już pochylał się, żeby usiąść mu na kolanach, po raz
kolejny bez skrępowania wkraczając w jego przestrzeń razem ze swym ciepłem i
zapachem... ale Severus był szybszy.
Zerwał się z fotela, odtrącając wyciągnięte ręce i odpychając go ramieniem, po czym
bez słowa skierował się w stronę barku, gdzie złapał butelkę i zaczął nalewać sobie
kolejną porcję alkoholu.
- Co się stało? - usłyszał za plecami zduszony szept. - Dlaczego mnie unikasz?
Dlaczego przede mną uciekasz?
W powietrzu pojawiły się kryształki lodu. Mężczyzna zacisnął rękę na szyjce butelki.
- Co ty za bzdury znowu wygadujesz, Potter? - zapytał tak kpiącym tonem, na jaki go
było stać. - Masz chyba zbyt wybujałą wyobraźnię, ponieważ widzisz rzeczy, które
nie istnieją. Możesz sobie w takim razie podać rękę z panną Lovegood.
Przez chwilę panowała cisza. Wyglądało na to, że udało mu się go uciszyć. Nie na
długo jednak. Wiedział, że Potter tak łatwo nie zrezygnuje, ale nie sądził, że...
zaatakuje. To tak jakby odkryć, że owca zaczęła... gryźć.
- Masz mnie za idiotę?! Myślisz, że nie zauważyłem, jak mnie traktujesz? Że nie
zauważyłem, w jaki sposób unikasz bliskości, nie chcesz mnie objąć, nie chcesz
nawet na mnie spojrzeć w sposób nieprzesiąknięty drwiną? Myślisz, że nie
zauważyłem, że wszystko się zmieniło? Nie rozumiem tylko, dlaczego. Co się stało?
Chcę, żebyś mi to wyjaśnił!
Kryształki lodu zamieniły się w płomienie. Tak zimne, że niemal czarne. Na ściany
wpełzał mrok. Gęsty i duszący.
Jakim prawem ten dzieciak żądał od niego wyjaśnień? Co miał mu wyjaśnić? Że na
własne życzenie zadał się z bestią, którą w swej naiwności próbował oswoić, a potem
dziwi się, że bestia wciąż ma kły, którymi potrafi ukąsić? Że jest tylko przeznaczoną
na rzeź ofiarą, której Severus nigdy nie powinien uwalniać z więzów i pozwalać
chodzić wolno, bo to doprowadziło do tego, że podeszła zbyt blisko? I teraz musi z
powrotem zagnać ją do klatki, choćby oznaczało to użycie kija. Musi z powrotem
pokazać jej, gdzie jest jej miejsce.
Odwrócił się powoli, pozwalając, by mrok wniknął w niego i by płomienie stały się
jeszcze chłodniejsze, zamieniając się niemal w sople.
- Nie muszę ci niczego wyjaśniać, Potter - wycedził. - Nie przyszło ci do głowy, że
mogę po prostu nie mieć na to ochoty?
- I kto tu opowiada stek kłamstw?! - Harry prawie krzyczał. - Dopóki nie zechcesz mi
tego wyjaśnić, to nie mam tu czego szukać. Daj mi znać, kiedy się zdecydujesz. -
Odwrócił się, ze złością zgarnął z oparcia swoją pelerynę i ruszył w stronę wyjścia.
- Wracaj natychmiast, Potter! - ryknął Severus. Chłopak przystanął i odwrócił się
niepewnie. - Nie pozwoliłem ci wyjść. Siadaj!
Przez chwilę Potter po prostu przyglądał mu się z malującym się na twarzy
przestrachem i niezdecydowaniem, które powoli zwyciężały nad kipiącą w nim