nich płonęła, zaczęła powoli ustępować miejsca czemuś zimnemu i mrocznemu, co
wkradało się do nich niczym cień, przysłaniając bijący z nich blask, ponieważ po raz
pierwszy... po raz pierwszy myśl o tym, że chłopak będzie musiał zginąć, stała się
tak... niepokojąca.
Do diabła, czyżby naprawdę zaczął popadać w szaleństwo?
Nie. Z pewnością nie.
Zmusił ten chłód, by rozrósł się w nim, by stłumił ogień, zasypując go lodem i
zamieniając w trujące opary, które oplotły jego umysł, wyciszając go i kierując na
właściwe tory...
Nie może pozwolić sobie na takie myśli. Nie może pozwolić sobie na to, aby
cokolwiek odciągnęło go od jego celu... Chłopak nie jest przecież ważny.
Najważniejsze jest pozbycie się Czarnego Pana. Raz na zawsze.
Na cienkich wargach pojawił się triumfalny uśmiech.
I to właśnie on tego dokona.
***
Pomieszczenie było niewielkie. Wypełniał je swąd spalonej skóry i mdły blask
rzucany przez jedyną, znajdującą się na ścianie pochodnię.
Do stojącego na środku pomieszczenia krzesła przywiązany był ciemnowłosy
mężczyzna. Magiczne pęta oplatały jego nagą klatkę piersiową i wykręcone do tyłu
ręce. Ciało pokrywały rany. Płytkie cięcia, z których wciąż sączyła się krew,
spływając po klatce piersiowej i brzuchu wyżłobionymi ścieżkami, ciemne plamy
wypalonej, pomarszczonej skóry, otoczonej rozległymi zaczerwienieniami...
opuszczona twarz i opadające na nią, zlepione krwią kosmyki włosów, które nie były
w stanie zasłonić pokrywających ją głębokich rozcięć. Spływający po czole i karku
pot mieszał się z ciemną posoką. Mężczyzna dyszał ciężko, wpatrując się szeroko
otwartymi oczami w podłogę, na którą co jakiś czas spluwał wymieszaną z krwią
śliną.
- Radzę ci współpracować - powiedział wysoki, odziany w czerń mężczyzna,
wkraczając w krąg światła. Jego głos był niski, głęboki i opanowany. Twarz ukryta
była za białą, przypominającą czaszkę maską. Długie, blade palce zaciskały się
wokół różdżki, a czarne, błyszczące za maską oczy wyrażały jedynie zimne
zdecydowanie.
Przywiązany do krzesła mężczyzna uniósł głowę, spoglądając na stojącego przed
nim Śmierciożercę z pogardą i nienawiścią w oczach.
- Nic ci nie powiem - wycharczał, po raz kolejny spluwając krwią. - Możesz mnie
zabić. Wolę umrzeć, niż przyczynić się do waszego zwycięstwa.
- Och, śmierć to przywilej zarezerwowany jedynie dla tych, którzy na nią zasłużyli -
powiedział Severus, powoli okrążając krzesło. - Dla ciebie przygotowałem zupełnie
inne atrakcje. Wszystko, czego doznałeś do tej pory, było zaledwie rozgrzewką. -
Stanął za krzesłem, pochylając się do ucha mężczyzny i wypowiadając mroźnym
szeptem: - Czeka cię bardzo długa noc. Będziesz konał w największych
męczarniach. Doznasz takiego cierpienia, jakiego nie potrafisz sobie nawet
wyobrazić. Będziesz marzył o śmierci, błagał o nią, ale jej nie otrzymasz. Mogę cię
utrzymywać przy życiu tak długo, jak zechcę. Będziesz patrzył, jak twoja skóra
odchodzi płatami, a kości łamią się niczym zapałki i przebijają mięśnie... - Słyszał, jak mężczyzna wstrzymuje oddech. Niemal wyczuwał jego kąsające wnętrzności
przerażenie. Wyprostował się i ruszył dalej. - Ale możesz tego uniknąć. Wystarczy,
że przetłumaczysz dla mnie te kilka zdań... - Wskazał na leżącą w kącie na
niewielkim stoliku księgę. - ...a będziesz wolny.
Zatrzymał się przed mężczyzną, przyglądając się z góry jego drżącym wargom i
bladym policzkom. Severus wyczuwał emanujący od niego strach, ale oprócz niego
było tam coś jeszcze... nienawiść.
Mężczyzna uniósł głowę i... splunął na jego szatę.
- Pierdol się - wycharczał.
Czarne oczy zmrużyły się, rozbłyskując lodem.
Wiele razy zastanawiał się, dlaczego tak wielu głupców uważało zacięty upór za
oznakę odwagi... skoro nie przynosiła im ona niczego poza cierpieniem i śmiercią?
- Lacrima!
Powietrze rozdarł niemal zwierzęcy wrzask. Ciało mężczyzny wpadło w
niekontrolowane drgawki, rzucając się na krześle z taką siłą, iż niemal przewróciło je
na podłogę. Zaczerwieniona skóra okalająca jedną z ciemnych plam zaczęła się
odrywać, odsłaniając mięśnie i nerwy.
I nagle wszystko ucichło. Ciało zwiotczało, a głowa mężczyzny opadła do przodu.
Severus opuścił rękę. Napięcie w jego oczach przygasło. Palce zaciśnięte wokół
różdżki rozluźniły się nieco.
Przez chwilę po prostu przyglądał się nieprzytomnemu mężczyźnie, zastanawiając
się nad następnym ruchem.
Był twardy. Twardszy, niż się spodziewał. Obawiał się, że w jego przypadku tortury
mogły zdziałać niewiele, a nie mógł przesadzić, by nie zmasakrować za bardzo
umysłu tego człowieka, tak jak stało się to z Longbottomami. Potrzebował jego
wiedzy i umiejętności. A tych nie mogły zapewnić mu jednocześnie ani Imperius, ani
Legilimens Evocis. Ani nawet Veritaserum, które otumaniało zbyt bardzo, by pozwolić
na tak skomplikowaną czynność, jak odczytanie run.
Nie, będzie musiał zagrać inną kartą.
Sięgnął do kieszeni szaty i wyjął z niej niewielką buteleczkę. Złapał mężczyznę za
włosy, odchylił jego głowę do tyłu, ścisnął szczękę, otwierając mu usta i wlał do nich
odrobinę płynu.
Odstąpił, gdy mężczyzna zakrztusił się, otworzył szeroko oczy i gwałtownie pochylił