szepcząc mu do ucha: „Już niedługo znowu będzie twój...”
Piątkowy wieczór w końcu nadszedł. Severus siedział w fotelu, nieświadomie
bębniąc palcami w poręcz i wpatrując się w przesuwającą się wolno wskazówkę
zegara.
Jeszcze dziesięć minut. Potter zjawi się tutaj za niecałe dziesięć minut...
A kiedy tylko wejdzie... nie pozwoli mu nawet zaczerpnąć tchu, zanim zatopi w nim
swe dłonie, swe usta i swego penisa...
Gdzie go weźmie? Przy drzwiach, tak jak ostatnio? Nie, okazałby w ten sposób zbyt
dużą niecierpliwość... chłopak sam musi do niego przyjść.
Na podłodze? Mógłby zacisnąć dłonie na tych gładkich pośladkach, rozszerzając je,
by mieć jak najdoskonalszy widok, a potem obserwować, jak jego penis wsuwa się w
ten mały, ciasny tyłek, jak zagłębia się w zaczerwienionej, pulsującej otchłani i jak
Potter skamle, drapiąc paznokciami podłogę...
Nie, jakkolwiek kusząca wydawała się ta wizja, to nie pomoże mu zrobić kolejnego
kroku w pożądanym kierunku.
Może tutaj, na fotelu? Mógłby obserwować, jak Potter porusza się na nim, zataczając
biodrami koła na jego kolanach... mógłby obserwować jego twarz w chwili
największego uniesienia... mógłby znowu zobaczyć ten moment... moment, w którym
wszystko odpływało z jego twarzy, pozostawiając jedynie czyste, promieniujące z niej
spełnienie... Otwarte od krzyku usta, czarne kosmyki przyklejone do zroszonego
potem czoła, zaciśnięte, drgające pod powiekami oczy... W tym jednym, jedynym
momencie Potter zmieniał się. Już nie był Chłopcem, Który Przeżył ani krnąbrnym
szesnastolatkiem... był czymś doskonałym.
Severus zamrugał i szybko poprawił szatę, zasłaniając napierającą na materiał
spodni erekcję. Ponownie zerknął na zegar i w tym samym momencie usłyszał...
odległy trzask otwierających się drzwi.
Powietrze wypełniło się czerwienią i żarem płomieni, a cienkie wargi rozciągnęły się
w lekkim uśmiechu. Zdążył go jednak ukryć, zanim drzwi komnat otworzyły się i do
środka wszedł Potter, ściskając w rękach... kilka podręczników.
Płomienie natychmiast zgasły, zastąpione wpełzającym na ściany mrokiem,
pachnącym chłodnym rozczarowaniem i ciągnącym się za nim, niczym ogon komety,
mroźnym gniewem.
*
Powietrze wydawało się syczeć. Nie było widać niczego, poza parującą, wypełnioną
żarem czerwienią. Przesiąkała przez skórę, więziła oddech, wpływała do ust.
Wypełniała całą przestrzeń, przynosząc ze sobą serię różnych dźwięków.
Bum. Bum. Bum. Bum. Bum.
Przypominało to odgłos szaleńczo bijącego serca. I... były też oddechy. Dwa
mieszające się ze sobą oddechy, płytkie i niemal zachłanne. I... jęki. Odbijające się
echem, przenikające przez siebie i tworzące całą feerię odgłosów spełnienia.
Promieniująca ciepłem, wilgotna skóra, ślizgająca mu się pod palcami. Gorący
oddech, łaskoczący jego szyję. Słodki, mdlący zapach rozczochranych włosów,
zmieszany z wonią emanującej pragnieniem skóry. Duszące opary jęków i to drobne
ciało, napinające się i drżące przy każdym pchnięciu.
Był w nim. Szybkimi, płynnymi ruchami torował sobie drogę przez zaciskające się
wokół niego mięśnie, smakując wargami tę ciepłą, gładką skórę. Potter był wszędzie.
Czuł go każdym zmysłem, każdym oddechem, każdym pchnięciem. Jego naprężone
ciało wznosiło się i opadało, dając mu tak wielką przyjemność... nie pamiętał, by
kiedykolwiek przedtem...
I te zielone, rozszerzone oczy... zamglone, pogrążone w agonii przyjemności,
uwięzione za okrągłymi okularami, zaparowanymi teraz i lekko przekrzywionymi. I...
upojony, zachrypnięty szept:
- Doprowadzasz mnie do szaleństwa...
Tak, słodki Merlinie, tak!
Miał ochotę mu powiedzieć: Tak, tylko ja potrafię to robić. Tylko ja potrafię cię
okiełznać, zniewolić, sprawić, że wciąż będziesz wracał po więcej i więcej... a potem,
omdlewając z rozkoszy, będziesz sączył do mych uszu te słodkie zapewnienia, od
których będę robił się jeszcze twardszy i będę pieprzył cię jeszcze mocniej, by
wydobyć z ciebie kolejne wyznanie...
Szaleństwo? Istotnie, można powiedzieć, że to właśnie ono staje się naszym
udziałem...
Sięgnął po okulary, zdejmując je z nosa Harry'ego. Pragnąc zobaczyć te oczy w całej
swej okazałości, nie za kawałkami zaparowanego szkła. Musiał je widzieć. Musiał
widzieć to spalające pragnienie, skierowane ku niemu. Tylko i wyłącznie ku niemu.
Dotknąć go...
Złapał twarz Harry'ego i przyciągnął ku sobie, gładząc jego ciemne włosy. Czuł, jak
miękkie kosmyki prześlizgują mu się pomiędzy palcami. Widział, jak powieki
Harry'ego opadają niczym zasłony, oddzielając go od tego, co pragnął oglądać. Ale
wiedział, że to wciąż tam jest. Coś, czego nigdy wcześniej nie widział w żadnych
innych oczach.
Pochylił się i pocałował te powieki. Rozżarzona czerwień zamigotała, zmieniając
barwę na ciepłą biel, ale w tej samej chwili wszystko utonęło w eksplozji, sypiących
się iskrach i syczących płomieniach. A kiedy zasłona żaru opadła, odsłoniła dwie
wyczerpane, rozluźnione sylwetki, przyciśnięte do siebie niczym stopione ze sobą
figury woskowe. Dłoń Severusa gładziła plecy Harry'ego.
Minęła dłuższa chwila, zanim mężczyzna otworzył oczy. Jednak satysfakcja, która w