w południowej Afryce. Na szczęście wśród rynsztoków Nokturnu można znaleźć
odpowiednich ludzi zdolnych dostarczyć wszystko za stosowną zapłatę. Teraz
pozostało mu już tylko czekanie na wiadomość od nich i przygotowanie dla nich tejże
zapłaty w postaci kilku rzadkich mikstur, które potrafił uwarzyć jedynie Mistrz
Eliksirów. Transakcja wiązała się z ryzykiem, ale Severus był gotów podjąć każde
ryzyko, aby osiągnąć swój cel.
***
Malfoy!
Rozpuszczony gówniarz, tak bardzo zaślepiony gniewem i poczuciem
niesprawiedliwości, że nawet groźba narażenia się Czarnemu Panu nie potrafiła
powstrzymać go przed zaatakowaniem Pottera. Cóż on sobie wyobrażał?
Severus od początku wiedział, że chłopak był zbyt głupi i narwany, by bez sprzeciwu
wykonać rozkaz Czarnego Pana i dopilnować, by szkoły nie zmąciły już żadne plotki.
To było oczywiste, że chłopak będzie sprawiał problemy. Ktoś taki jak on nie potrafi
ot tak zdusić w sobie animozji. Nic do niego nie dociera. Nawet gdyby Severus wyrył
mu na czaszce, że Potter jest nietykalny, to podejrzewał, że i tak by to zlekceważył.
Ma szczęście, że Severus okazał mu litość i potraktował go jedynie Cruciatusem,
ponieważ najchętniej przetrąciłby mu kark.
Niech tylko jeszcze raz spróbuje zbliżyć się do Pottera... jeszcze chociaż jeden raz...
***
- Harry, idziesz? - zapytał Ron, czekając w drzwiach.
Severus, pochylony nad swymi notatkami, usłyszał nagle rumor i podniósł głowę
akurat w chwili, kiedy wszystkie książki i przybory znajdujące się w torbie Harry'ego
wysypały się na podłogę.
- Cholera! - przeklął chłopak. - Muszę to pozbierać. Idź, zaraz cię dogonię.
Severus ponownie pochylił się nad swymi notatkami, uśmiechając się samym
kącikiem ust.
No proszę... Najwyraźniej Potter jest już naprawdę zdesperowany...
Przez ostatnie dni chłopak nie spuszczał z niego wzroku. Wbijał w niego złaknione
kontaktu spojrzenie, pragnąc jakiegokolwiek gestu, który zapewniłby go, że to, co
wydarzyło się w schowku, było prawdziwe. Ale Severus nie zamierzał go w tym
upewniać. Jeszcze nie teraz. Nie miał zamiaru się spieszyć. Wszystko zależało od
odpowiednio zaplanowanych ruchów. Od dodawania dokładnie odmierzonych porcji
w stosownym czasie. Jak przy warzeniu eliksiru.
Jeszcze trochę. Potrzyma go w niepewności jeszcze przez jakiś czas, aż chłopak
zacznie wariować od domysłów i chęci zwrócenia na siebie jakiejkolwiek uwagi, a
kiedy będzie już na granicy desperacji... Severus pozwoli mu wejść w zastawione
przez siebie sidła i z przyjemnością popatrzy, jak znowu się upodli...
- J- ja... - usłyszał ciche, niepewne dukanie.
Poderwał głowę i przeszył Harry'ego lodowatym, odpychającym spojrzeniem.
- Lekcja już się skończyła, Potter. Nie słyszałeś dzwonka?
Chłopak zarumienił się, odwrócił i pospiesznie opuścił klasę. Severus pozwolił sobie
na kpiący uśmieszek.
Już niedługo Potter będzie gotowy do drugiej tury...
***
Wiadomość nadeszła szybciej, niż myślał. Spotkanie o drugiej w nocy, w alejce obok
zrujnowanego przytułku dla psychicznie chorych czarodziejów na Nokturnie, który
kilkanaście lat temu został doszczętnie spalony przez jego pacjentów.
Severus oderwał spojrzenie od wciąż czarnych od sadzy, popękanych murów bez
drzwi i okien i spojrzał w głąb opustoszałej, wąskiej alejki. Znajdował się na
obrzeżach Nokturnu. Alejka znajdowała się pomiędzy spalonym budynkiem a murem
oddzielającym Nokturn od reszty Londynu. Niebo zasnute było ciężkimi chmurami,
nie pozwalającymi na to, by przedarł się przez nie blask księżyca. Mrok wydawał się
tutaj gęstszy niż gdzie indziej. Cienie poruszały się. Fetor rozkładu i fekaliów
nasączał powietrze nutą goryczy i odorem siarki.
Severus zrobił kilka kroków, przechodząc wzdłuż muru i zatrzymał się, wbijając
spojrzenie w pozbawione drzwi wejście do budynku. Czuł ucisk schowanej w rękawie
różdżki. Musiał ją mieć jak najbliżej swojej dłoni, a sięganie do kieszeni szaty
mogłoby mu zabrać zbyt dużo cennych sekund, których, w razie jakiegokolwiek
nieporozumienia, mogłoby mu zabraknąć.
Zmrużył oczy, nie odrywając spojrzenia od czającego się w budynku mroku.
- Jakże to miło z pańskiej strony, że przybył pan punktualnie - usłyszał przed sobą
przeciągający sylaby, lekko zachrypnięty głos. Zza rogu budynku wyszedł mężczyzna
o długich, zlepionych w strąki włosach sięgających ramion, ubrany w krótką,
przypominającą płaszcz szatę o postrzępionych brzegach. W lewej ręce trzymał
zawinięty w jakąś szmatę, przypominający róg kształt. Prawa spoczywała na
oplatającym jego chude biodra, skórzanym pasie, za który miał wetkniętą różdżkę.
- Nie przyszedłem tu wymieniać uprzejmości - odparł Severus, spoglądając w jego
ledwie widoczne w ciemności, przypominające szpary oczka. - Przyszedłem po swoje
zamówienie.
- Cóż za niecierpliwość - westchnął czarodziej, wykrzywiając wargi w bezzębnym
uśmiechu.
- Sądziłem, że to spotkanie w interesach, a nie na popołudniowej herbatce - syknął
Snape. Nie miał ochoty z nim rozmawiać. Ludzie tacy jak on przypominali szczury
taplające się w najbardziej trujących ściekach. Po pewnym czasie samo ich
dotknięcie mogło skończyć się śmiercią.