- No... - Harry czuł jak jego umysł paruje od wysiłku. - Kiedy się schyliłem,
zobaczyłem mysz i chciałem ją... ee...
- Złapać? - dokończył Severus głosem ociekającym kpiną.
- Tak, ale uciekła za półki i... nie zdążyłem - wyszeptał, wiedząc już, że przegrał.
- To naprawdę bardzo ciekawe - rzekł mężczyzna. - Nie wiedziałem, że twoim
powołaniem jest łapanie myszy, Potter. Może wobec tego powinieneś zamienić się
kształtem z Panią Norris? Ona z pewnością potrafiłaby kłamać bardziej przekonująco
od ciebie - dokończył, a każde słowo zamieniało się w sopel lodu. - A teraz oddaj to,
co ukradłeś.
- J-ja... - wydukał. Czuł jak grunt usuwa mu się spod nóg.
Snape wyciągnął rękę.
- Nie każ mi cię przeszukiwać - warknął, wbijając w niego groźne spojrzenie.
Harry zagryzł wargę.
Wszystko na nic.
Podszedł do mężczyzny, wyjął z kieszeni eliksir i podał mu go bez słowa. Snape
spojrzał na butelkę i jego twarz przez moment stała się blada, a oczy rozszerzyły się.
Szybko się jednak opanował. Spojrzał na Harry'ego i syknął gniewnie:
- Dlaczego mnie o niego nie poprosiłeś, Potter?
Harry miał wrażenie, że słowa zamieniły się w pociski, że było w nich o wiele więcej
złości, niż się wydawało. Złości i... czegoś jeszcze, co trudno było mu opisać.
Uderzyły w niego i wbiły się głęboko.
Zrozumiał. To był żal. Strach. Niepewność.
Albo coś w tym rodzaju. Albo wszystko naraz.
- J-ja... - próbował się wytłumaczyć. - Nie chciałem cię niepokoić. Dlatego sam
wziąłem ten eliksir. Żebyś... - "nie zadawał pytań", dokończył w myślach, głośno zaś powiedział: - ...się nie martwił.
- Jakież to miłe z twojej strony - prychnął Severus, wbijając w niego przeszywające
spojrzenie. - A więc to nie ma nic wspólnego z tym, że ostatnio wyglądasz jak
lunatyk? I że pewnie znowu śniło ci się coś, o czym chcesz zapomnieć?
Harry poczuł lodowaty dreszcz na plecach.
- Ja... to znaczy... - zająknął się. - Miałem sen, w którym goniło mnie stado pająków,
a bardzo się ich boję. I dlatego chciałem go wziąć.
- Doprawdy? - Jedna z brwi Snape'a uniosła się. - Pająki? A może jeszcze myszy?
Harry zagryzł wargę.
- Wiedziałem, że kiedy ci o tym powiem, to będziesz się ze mnie wyśmiewał -
powiedział Gryfon, spoglądając prosto w oczy mężczyzny. - I dlatego nie chciałem
cię w to mieszać. A teraz, czy mógłbyś dać mi już ten eliksir?
Oczy Severusa zwęziły się. Wyglądało, jakby się nad czymś zastanawiał. Po chwili
jego twarz złagodniała i pojawił się na niej krzywy uśmieszek.
- Dobrze. Tym razem ci daruję, Potter. Ale jeżeli jeszcze raz przyłapię cię na
myszkowaniu w moim gabinecie, to gorzko tego pożałujesz. Następnym razem masz
przyjść i mnie poprosić, jeżeli będziesz czegoś potrzebował - powiedział, oddając mu
buteleczkę z eliksirem.
Harry nie mógł uwierzyć we własne szczęście.
Udało się! Naprawdę się udało!
Nie spodziewał się, że pójdzie tak gładko. Przecież Snape nienawidził, kiedy ktoś
próbował ukraść cokolwiek z jego zapasów. Ale może Harry był lepszym kłamca, niż
samemu mu się wydawało?
- Dziękuję - wymamrotał cicho, czując niewyobrażalną ulgę.
Snape odsunął się i przepuścił go przodem. Harry wszedł do komnat. Usłyszał trzask
zamykanych drzwi. I w tej samej chwili poczuł rękę na karku. Mocne szarpnięcie do
tyłu sprawiło, że niemal się przewrócił. Uderzył plecami o drzwi, a Snape zacisnął
rękę na jego koszuli, podciągając go za nią w górę, i przybliżył płonącą gniewem
twarz do przerażonej twarzy Harry'ego.
Chłopak spojrzał wprost w wycelowaną w swoje czoło różdżkę. Poczuł, że brakuje
mu tchu. Usłyszał niemal wysyczane słowa:
-
I zrobiło się ciemno.
Czuł czyjąś obecność, ale nie potrafił jej zlokalizować. Miał wrażenie, że unosi się w
pustce, a wszędzie wokół rozbrzmiewają echa jego własnych słów. Nie, to nie były
słowa, tylko myśli.
Spojrzał w bok. Tuż obok pojawiło się w powietrzu okno. Nie chciał w nie zaglądać,
ale nie potrafił się powstrzymać. Coś go zmuszało.
Spojrzał.
Zobaczył siebie, przyciśniętego przez Snape'a do ściany. Zobaczył, jak Snape
zamienia się w Voldemorta. Widział, jak mężczyzna oddala się. Usłyszał swój
rozdzierający krzyk:
-
Czuł, jak jego serce zalewa lodowata fala przerażenia. Dokładnie taka sama, jak we
śnie. Nie potrafił się poruszyć. Stał i patrzył na siebie samego, uwięzionego przez
Voldemorta, i chciał krzyczeć tak samo, jak wtedy, ale nie mógł otworzyć ust.
Poprzez mgłę strachu poczuł jakieś inne uczucie - zaskoczenie i poruszenie. Ale nie
należało ono do niego. Było gdzieś obok.
Usiłował zamknąć oczy i zasłonić uszy ale nie mógł tego zrobić. Miał wrażenie, że
steruje nim jakaś obca siła, której nie potrafi zwalczyć.
Okno oddaliło się. Napłynęły głosy. Jego własny głos. Jego własne myśli. Wszędzie.
Coraz głośniejsze.