stronie stolika Snape także trzymał w ręku książkę, chociaż nie wyglądało na to, że
ma zamiar ją czytać, ponieważ Harry przez cały czas czuł na sobie jego nachalne
spojrzenie. Starał się nie zwracać na to uwagi, ale ten wzrok całkowicie wybijał go z
rytmu i nie pozwalał mu się skupić.
W końcu nie wytrzymał. Poderwał głowę i zapytał:
- Tak? O co chodzi?
- O nic, Potter. Czekam na moment kiedy w końcu się złamiesz i pokażesz, po co tu
naprawdę przyszedłeś.
Harry poczuł ciepło gniewu rozgrzewające jego policzki.
- Przyszedłem na szlaban - wycedził. - Sam mówiłeś, że mam się uczyć, więc to
robię. A poza tym w sobotę jest mecz i do tego czasu nie mogę...
- Ach, a więc to jest ten powód, dla którego na tym stoliku leżą książki, a nie ty,
rozebrany do naga i błagający o to, abym w ciebie wszedł.
- Przestań! - Harry niemal krzyknął, czując, jak jego serce rusza galopem.
Snape uśmiechnął się szyderczo.
- Wiedziałem, że prędzej Longbottom uwarzy poprawny eliksir, niż ty zmądrzejesz,
zaczniesz myśleć i odpowiadać za swoje czyny. Mecz! - prychnął mężczyzna i
spojrzał w ogień.
- Nie chcę się z tobą kłócić - powiedział Harry, próbując zapanować nad sercem. - Po
prostu... czy nie moglibyśmy... porozmawiać?
- Porozmawiać? Nie mam o czym z tobą rozmawiać, Potter.
Harry zacisnął pięści. Wiedział, że nie będzie łatwo. Ale w końcu poświęcił na to cały
wieczór...
- Możemy porozmawiać o cechach i zastosowaniu leukocytów występujących w krwi
buhorożców w nowatorskim programie wzbogacania zawartymi w niej limfocytami
typu T eliksirów odtruwających, dzięki ich nietypowym właściwościom
odpornościowym i samouzdrawiającym - wyrecytował z pamięci, po czym wziął
głęboki oddech.
Snape patrzył na niego bez słowa, mrugając lekko. Wyglądał na całkowicie
zaskoczonego i zbitego z tropu. Siedział tylko i patrzył.
Harry speszony przeciągającą się ciszą odezwał się pierwszy.
- No co? Przecież chciałeś o tym rozmawiać.
Snape chyba w końcu odzyskał głos:
- I mam rozumieć, że coś o tym wiesz?
- Jasne! - Harry rozpromienił się. - I uważam, że to naprawdę świetny pomysł.
Buhorożce są praktycznie niezniszczalne. W ich krwi zachodzą tak skomplikowane
reakcje, że wykorzystanie jej w celu stworzenia eliksirów odtruwających na każdy
rodzaj trucizny, to naprawdę świetny pomysł. Szkoda, że Fidgeus Protas zginął,
zanim dokończył badania. Próbował zmusić limfocyty do połączenia się z neutrofilami
pochodzącymi z krwi bachantek ognistych, ale zapomniał, że krew buhorożców jest
silnie wybuchowa i to doprowadziło go do zguby. W dodatku neutrofile zapewniają
ochronę jedynie w stanach zapalnych, a trudno zaliczyć do nich zatrucia. Moim
zdaniem powinien spróbować zanurzyć w niej beozar, który również jest
uniwersalnym środkiem na wszystkie zatrucia, ale o wiele trudniej go zdobyć.
Snape nadal patrzył. Wyglądał jak ktoś, kto próbuje dojść do siebie.
- Słuszna uwaga, panie Potter - wydusił w końcu nieco niepewnym głosem. - Ale
dlaczego nie spróbować z bazofilami? W końcu to one mają wpływ na pobudzanie
limfocytów.
Harry zaczerpnął tchu. Miał wrażenie, jakby zdawał egzamin, a od tego, czy go
zaliczy, zależy cała jego przyszłość.
- One się do niczego nie nadają, ponieważ nie posiadają zdolności do... do...
Cholera! Co to było za słowo?
Czuł, że robi mu się gorąco.
- Przepraszam, rozwiązała mi się sznurówka - powiedział, po czym szybko pochylił
się i wyciągnął z rękawa zapisaną karteczkę. Błyskawicznie przeszukał ją wzrokiem,
po czym wyprostował się i dokończył, starając się brzmieć pewnie: - Ponieważ nie
posiadają zdolności do fogo... do fagocytozy. Poza tym jest ich zbyt mało. To
limfocyty są odpowiedzialne za niszczenie wszelkich zagrażających życiu...
związków, które dostają się do krwi człowieka.
Snape uniósł jedną brew.
- Skoro tak mówisz...
Harry zawahał się. Czyżby coś pomylił?
Spojrzał na swoje kolana, próbując odczytać coś z zaciśniętej w dłoni kartki.
- Druga sznurówka? - zapytał Snape drwiącym głosem.
Cholera! Nie mógł się przecież zorientować!
- Skoro granulocyty nie wchodzą w grę, to można by spróbować z... - zaczął
mężczyzna i zawiesił głos.
- Eee... - Harry poczuł, że z przejęcia wszystko zaczyna wyparowywać mu z umysłu.
- Z... eee...
Szybko spojrzał w dół na kartkę. Kiedy podniósł głowę, zobaczył, że Snape zasłania
usta dłonią. Wyglądał, jakby próbował ukryć uśmiech.
- Gwideon Lange twierdzi, że...
- Nie obchodzi mnie, co twierdzi ten pseudo-czarownik - przerwał mu Severus. -
Chciałbym się dowiedzieć, co ty o tym sądzisz.
- Ja... to znaczy... - Harry miał wrażenie, że stoi nad przepaścią, a każdy kolejny krok poprowadzi go tylko w jedną stronę.
W dół.
- Myślę, że... trzeba spróbować połączyć razem bezoar, limfocyty wydobyte z krwi
buhorożców i krew trytonów, która złagodziłaby jej wybuchowe właściwości, a
dopiero, jeżeli uda się je razem zmieszać, próbować dalej.
Snape uniósł brwi. Wydawał się być... zaskoczony.
- To... słuszne spostrzeżenie, panie Potter.
Harry miał wrażenie, że słyszy w uszach dźwięk grających fanfar.
- Może jednak nie jesteś taki głupi, na jakiego wyglądasz - dodał Severus.