zdążyliśmy się czegokolwiek od nich dowiedzieć, popełnili samobójstwo.
- Och - powtórzył Harry, ale uznał, że to trochę za mało, dlatego po chwili dodał: -
Czy mógłbym coś zrobić, profesorze? Może byłbym w stanie pomóc w...
- Nie, Harry. Twoje miejsce jest teraz w Hogwarcie. To zbyt niebezpieczne. Musisz
skończyć naukę i wyszkolić się w wielu dziedzinach, zanim...
- Ale przecież już walczyłem - odparł chłopak, marszcząc brwi. Miał wrażenie, że
Dumbledore traktuje go jak dziecko. - Od pierwszej klasy, kiedy...
- Nie - przerwał mu ostro dyrektor. - Przeżyłeś tylko dlatego, że miałeś dużo
szczęścia. Jesteś dla nas zbyt cenny. Musisz się jeszcze wiele nauczyć, zanim
będziesz mógł stanąć do walki.
- Ale nie mogę bezczynnie siedzieć, kiedy ginie tyle osób! - Harry podniósł głos,
zdenerwowany podejściem Dumbledore'a.
Mężczyzna pochylił głowę i spojrzał na niego ponad okularami.
- Harry... Wszyscy, którzy walczą na tej wojnie, nie robią tego jedynie po to, aby
pokonać Voldemorta i jego popleczników. Walczą także o to, aby chronić ciebie.
Jesteś naszą... że się tak wyrażę... bronią ostateczną. Niektórzy... oddają życie, abyś
mógł nią zostać, dlatego powinieneś uszanować ich poświęcenie i uczyć się jak
najpilniej.
Harry zacisnął zęby. Nie podobał mu się ten ton. Nie podobały mu się te słowa.
Dlaczego wszyscy decydowali za niego? Dlaczego nie mógł tego zrobić na swój
sposób? Dlaczego musiał ciągle tylko siedzieć bezczynnie i patrzeć, jak...
- Nie zgadzam się - wycedził. - Nie zgadzam się na to. Chcę walczyć. Już teraz.
Skoro takie ważne jest, abym się wyszkolił, to dlaczego nikt nie chce uczyć mnie
tego, co jest naprawdę ważne? Uczę się o bezsensownych roślinach, o wojnach
czarodziejów, o gwiazdach i o tym, jak wróżyć z herbacianych fusów. Dlaczego nikt
nie może nauczyć mnie czegoś pożytecznego? Czegoś, co
wygrać? A przynajmniej nie dać się zabić.
Dumbledore patrzył na niego bez słowa. Harry czuł, że jego serce bije bardzo
szybko, a ręce drżą.
- Co masz na myśli, Harry? - zapytał łagodnie mężczyzna.
- Czarną Magię! - krzyknął, zaciskając dłonie w pięści. - Mam na myśli Czarną Magię.
Zaklęcia, które unieszkodliwią Śmierciożerców, a nie tylko ich ogłuszą. Klątwy, na
które nie ma przeciwzaklęć. Jeżeli mam pokonać Voldemorta, to muszę walczyć tak,
jak on! Muszę... - urwał nagle, kiedy uświadomił sobie, co chce właśnie powiedzieć.
Jego serce przeszył gwałtowny ból. Usiadł na krześle i wbił wzrok w podłogę.
"...rzucać Niewybaczalne..."
Po kilku chwilach ciszy, wypełnionych jedynie jego przyspieszonym oddechem i
cichym trzaskaniem ognia, Harry usłyszał skrzypienie krzesła Dumbledore'a.
Zobaczył, że dyrektor wstaje i podchodzi do kominka. Założył ręce z tyłu i zapatrzył
się w wiszący nad nim portret.
- Nie potępiam cię za takie myśli, Harry - odezwał się po chwili. - Ja także, kiedy
byłem w twoim wieku... myślałem, że to jedyna droga, jedyny sposób. Że pokonać
przeciwnika można tylko jego własną bronią. Jakże się myliłem... Uświadomiła mi to
twoja matka. - Harry poczuł ukłucie w sercu. Zagryzł wargę. - Uświadomiła mi, że
największą bronią, jaką posiadamy... jest miłość. I że ona, jako jedyna potrafi
przeciwstawić się największemu złu. Że tylko ona potrafi nas ocalić. Ponieważ jest to
broń, której nasz przeciwnik nie posiada i nigdy nie zdobędzie. - Dumbledore
odwrócił się w stronę siedzącego na krześle Harry'ego i posłał mu smutny uśmiech. -
Proszę cię, abyś dokładnie przemyślał moje słowa. A kiedy uznasz, że już wiesz,
którą drogą chciałbyś podążyć... nie będę cię powstrzymywał. To będzie twój wybór.
Zezwolę ci na to, czego najbardziej pragniesz. - Harry poczuł chłód, który ześlizgnął
się po jego skórze. Zadrżał i pokiwał głową. - A teraz idź już. Nie chcę cię
zatrzymywać. Masz lekcje.
Gryfon ponownie pokiwał głową. Czuł się dziwnie... Jakby zostało powiedziane o
wiele więcej, niż wymówiły usta. Jakby w tych słowach zostało coś ukryte.
Wstał i ruszył w kierunku drzwi.
- Jeszcze jedno. - Głos dyrektora zatrzymał go na miejscu. Odwrócił się. - Uważaj na
siebie, chłopcze.
- Dobrze - odparł cicho Harry. - Do widzenia, profesorze.
Dumbledore skinął głową i odwrócił się ponownie w stronę kominka. Harry,
wychodząc, zerknął na portret, któremu przyglądał się dyrektor. Na obrazie widniał
młody, jasnowłosy młodzieniec o szerokim uśmiechu. Zdecydowanie wyróżniał się
spośród wszystkich siwowłosych i siwobrodych dyrektorów Hogwartu, których
portrety pokrywały wszystkie ściany gabinetu. Harry nie miał pojęcia, kim mógł być
ów chłopak i nie zastanawiał się teraz nad tym. W uszach dźwięczały mu słowa
Dumbledore'a. Czuł zamęt w głowie. Nie potrafił jasno myśleć. Zatrzymał się i
potrząsnął głową, czując zawroty. Oparł się o ścianę, zamknął oczy i westchnął.
Dwie drogi... to nie był łatwy wybór.
Ale czyż... nie dokonał wyboru już dawno temu?
***
Harry przysypiał niemal na każdej lekcji. Test z Historii Magii zawalił całkowicie, a
podczas reszty zajęć skrupulatnie zapisywał każde słowo Binnsa. Wszystko po to,