Читаем Desiderium Intimum полностью

spojrzeniem po otaczających go, uśmiechniętych twarzach. Dostrzegł wśród nich

Seamusa, który nie uśmiechał się, ale z pewnością nie patrzył już na niego z taką

nienawiścią, a w jego spojrzeniu można było dostrzec nawet niewielką iskierkę...

uznania.

- To było wspaniałe, ale naprawdę nie chciałbym być teraz na twoim miejscu -

kontynuował Ron, spoglądając na przyjaciela ze zmartwieniem. - Przecież jeżeli

dzisiaj pójdziesz do niego na szlaban, to nie wyjdziesz stamtąd żywy.

- Ron! - ofuknęła go Hermiona. - Przestań go straszyć! Snape jest nauczycielem i nie

może Harry'emu zrobić krzywdy.

"No nie wiem, Hermiono..." - pomyślał Harry.

- Na twoim miejscu znalazłbym jakąś wymówkę.

To była niezwykle kusząca propozycja, ale Harry wiedział, że i tak nie udałoby mu się

uniknąć tego szlabanu. A próby ucieczki skończyłyby się jeszcze gorzej...

- Nie, muszę pójść, bo Snape wścieknie się jeszcze bardziej - powiedział,

uśmiechając się uspokajająco. Ale bardziej po to, by uspokoić samego siebie, a nie

przyjaciół.

- W takim razie będziemy trzymać za ciebie kciuki - odezwał się Neville. - Nie martw

się, Harry. Dasz sobie radę.

- Uhm - mruknął w odpowiedzi, wcale nie będąc tego taki pewny.

Popołudnie minęło błyskawicznie. Dlaczego zawsze, kiedy się na coś czekało z

niecierpliwością, godziny wlokły się gorzej od gumochłonów, a gdy miało nastąpić

coś, czego bardzo się obawiało, to pędziły niczym stado centaurów na polowaniu?

O umówionej godzinie Harry pomógł Ginny wymknąć się z Pokoju Wspólnego,

zagadując Rona i pokazując mu najnowsze karty z członkami drużyny Armat. Nie

potrafił znieść pełnych współczucia spojrzeń Hermiony i okazjonalnego poklepywania

po plecach przez przypadkowych Gryfonów, którzy przechodzili w pobliżu niego i

próbowali dodać mu otuchy.

W końcu nadeszła pora szlabanu. Hermiona życzyła mu szczęścia, Ron zapytał, czy

może zatrzymać jego miotłę, gdyby Harry nie wrócił (za co Gryfonka przyłożyła mu

książką w głowę), Neville uśmiechnął się niepewnie, kilka osób pomachało mu na

pożegnanie (dlaczego miał wrażenie, że patrzą na niego tak, jakby naprawdę miał

już nie powrócić?), po czym odetchnął głęboko i ruszył w kierunku lochów.

Kiedy schodził niekończącymi się schodami nie odczuwał jednak przerażenia. Był

zdenerwowany, a strach zdawał się pożerać jego żołądek od środka, ale to wszystko

na dalszy plan spychała złość, która nadal w nim pulsowała i nie pozwalała myśleć o

niczym innym. Z każdym krokiem wmawiał sobie, że dobrze postąpił i że nie może

pozwolić Snape'owi zmieszać się z błotem. Miał rację i cokolwiek się wydarzy, będzie

jej bronił!

Przystanął przed wejściem do gabinetu i kilka razy odetchnął głęboko, zbierając się

na odwagę. Był dziwnie podniecony. Pewnie to samo odczuwa hazardzista, który

stawia wszystko na jedną kartę. A teraz okaże się, czy przegrał, czy też wręcz

przeciwnie...

Dotknął drzwi, a te otworzyły się z cichym skrzypieniem. Odetchnął jeszcze raz,

zacisnął pięści i szybko przeszedł pomieszczenie, a kiedy przejście do komnaty

Mistrza Eliksirów stanęło przed nim otworem i Harry przekroczył próg, zorientował

się, że Snape'a nie ma nigdzie w salonie. To było dziwne. Przecież zawsze na niego

czekał. Przystanął, rozglądając się. Drzwi za nim zaskrzypiały cicho, przerywając

panującą w pokoju ciszę, i same się zatrzasnęły. Harry poczuł powiew chłodu i

dziwne odczucie niebezpieczeństwa. Kątem oka dostrzegł ruch za plecami, ale

zanim zdążył się odwrócić, silne ręce złapały go za szatę i rzuciły na ścianę. Uderzył

o nią plecami, tracąc na chwilę oddech w piersi, ale już w tej samej chwili Severus był

przy nim. Serce Harry'ego szarpnęło się gwałtownie, kiedy ostre jak brzytwa, płonące

wściekłością spojrzenie przecięło przestrzeń i trafiło prosto w jego rozszerzone w

wyrazie zaskoczenia oczy.

- Co ty sobie wyobrażasz, Potter? - Severus wysyczał głosem zimniejszym, niż

oddech Dementora. Jego oblicze znajdowało się milimetry od twarzy Harry'ego, z

ogarniętych płomieniami źrenic strzelały iskry, z ust sączył się jad. - Chciałeś odegrać przed nimi bohatera? Na mojej lekcji? - Ciepły, przyspieszony oddech Snape'a

owiewał twarz Harry'ego, rozdmuchując w nim ogień. Ściana, w którą wgniatał go

mężczyzna była twarda i chłodna. Niemal tak samo, jak przygniatające go ciało. - Jak

śmiałeś mi się sprzeciwić? Jak śmiałeś podważyć mój autorytet? Powinienem bardzo

surowo ukarać cię za twoją bezczelność, arogancję i...

- Nie! - krzyknął Harry, kiedy udało mu się w końcu odzyskać oddech i głos, który

trochę za bardzo drżał. - Nie musiałbym tego robić, gdybyś zachowywał się

normalnie! To ty zacząłeś! Ja tylko broniłem Hermiony. Ona jest moją przyjaciółką i

nie mogłem pozwolić, żebyś ją tak traktował! Nie mogłem patrzeć na to, jak

upokarzasz moich przyjaciół!

Oczy Snape'a rozbłysły jadowitym blaskiem. Harry poczuł, że wstrzymuje powietrze,

a w jego podbrzuszu coś zamiera.

- Nie będę dłużej tolerował twojej bezczelności, Potter! Już nigdy więcej nie

ośmieszysz mnie na oczach moich uczniów!

- Nie możesz wyżywać się na nich, kiedy masz zły humor! - odparował Harry. Czuł

Перейти на страницу:

Похожие книги