Jego rozmyślania przerwał huk. Podskoczył na krześle i spojrzał w stronę stołu
Ślizgonów, tak jak i cała reszta klasy. Z kociołka Zabiniego unosił się dym, który
chłopak, krztusząc się, odganiał ręką. Snape podszedł do ławki Ślizgona i obrzucił
wzrokiem zrujnowany eliksir.
- Dlaczego nie powiedziałeś, że Finnigan zniszczył także twój eliksir, Zabini?
Ślizgon rozszerzył oczy, jakby nie wiedział o co chodzi, ale szybko się zreflektował.
Zmarszczył brwi i zerknął na Hermionę i Harry'ego:
- Nie chciałem kablować, panie profesorze - odparł niewinnym tonem.
- Godne pochwały - odparł Mistrz Eliksirów, unosząc jedną brew. - Dziesięć punktów
dla Slytherinu, a Gryffindor traci kolejne trzydzieści punktów.
Po stronie Gryfonów rozległ się pełen oburzenia szmer. Harry wytrzeszczył oczy, nie
wierząc w tak jawną niesprawiedliwość.
- Dosyć gadania. Wracać do roboty! - warknął nauczyciel, odwrócił się i podszedł do
swojego biurka.
Harry zacisnął pieści.
Nie, Snape nigdy się nie zmieni...
* "Alright" by Reamonn
--- rozdział 21 ---
21. The Birthday
Harry wziął do ręki czarne, długie, obszyte aksamitnym materiałem pudełko i otworzył
je. W środku leżało eleganckie, nowe pióro, srebrzyście połyskujące w świetle świec.
Widniejący na nim napis był tak mały, że można było go dostrzec tylko wtedy, kiedy
wiedziało się, gdzie szukać. Wziął je do ręki i przybliżył do oczu, aby upewnić się, że
słowo "Harry" jest na swoim miejscu - tuż przy czubku, służącym do pisania – i stanie się zupełnie niewidoczne, kiedy zostanie zanurzone w kałamarzu.
Harry uśmiechnął się do siebie - już nie mógł się doczekać, by zobaczyć minę
Snape'a, kiedy odkryje, w jaki sposób to pióro zostało zaczarowane. Szybko schował
prezent z powrotem do pudełka i zawiązał na nim srebrną kokardką. Następnie
otworzył kufer i wyjął z niego kupiony wczoraj w Hogsmeade, specjalnie na tę okazję,
komplet ubrań. Wszystkie, jakie posiadał, były znoszone i niechlujne, a bardzo chciał
wyglądać dzisiaj wyjątkowo, dlatego wczoraj długo chodził po sklepach, próbując
wybrać coś dla siebie. Zupełnie nie znał się na modzie i nigdy nie kupiłby nic
naprawdę ładnego, gdyby nie pomoc przemiłej ekspedientki, która wybrała dla niego
ten strój. On jedynie dopasował do niego zielony krawat - wiedział, że Snape lubi ten
kolor, ponieważ są to barwy Slytherinu. Do tej pory pamiętał, jak wyszedł z
przymierzalni, a gdy sprzedawczyni spojrzała na niego, jej oczy rozszerzyły się i na
chwilę zaniemówiła. Harry kompletnie nie rozumiał jej reakcji, szczególnie, kiedy
oświadczyła, że jeżeli nie kupi tego, co miał na sobie, to odda mu to za darmo.
Zarumienił się, kiedy dodała, że jego dziewczyna z pewnością oszaleje z zachwytu.
Podziękował i wziął cały komplet.
Wszyscy byli na kolacji, dlatego mógł się spokojnie przebrać. Stanął przed lustrem i
przyjrzał się sobie, czując w żołądku przyjemne łaskotanie z powodu podniecenia i
niewielkiego podenerwowania. Spojrzał na eleganckie, czarne spodnie, które miękko
układały się na jego nogach i szczupłych biodrach - tak inne od tych wytartych,
starych dżinsów, w których zawsze chodził. Zamiast adidasów miał na stopach
połyskujące, czarne buty. Spojrzał wyżej, zatrzymując wzrok na czarnej, niczym
skrzydła kruka, jedwabnej koszuli, rozpiętej nonszalancko pod szyją, na której
swobodnie leżał luźno związany krawat w kolorze szmaragdowej zieleni, takiej
samej, z jaką połyskiwały zza okularów jego oczy. Ciemne włosy, pomimo wszystkich
prób wygładzenia ich, nadal sterczały w nieładzie i Harry uznał to za bardzo duży
mankament.
Uśmiechnął się do swojego odbicia w lustrze i stwierdził, że wygląda chyba całkiem
dobrze. A na pewno zupełnie inaczej, niż zwykle i miał nadzieję, że Snape to
zauważy.
Wziął do ręki pudełko z prezentem, a pod pachę pelerynę niewidkę i wyszedł z
dormitorium, cały czas próbując wyobrazić sobie reakcję Severusa, kiedy da mu
prezent. Nie ten, który trzymał właśnie w ręku, ale drugi, do którego zbierał w sobie
odwagę od dwóch tygodni i nadal nie był pewny, czy uda mu się to zrobić. Ponieważ
Harry’emu udało się już odkryć, co Snape najbardziej lubi, bardzo chciał mu dać coś,
o czym wiedział, że naprawdę go ucieszy…
Kiedy tylko o tym pomyślał, jego żołądek skręcał się samoistnie, a nogi uginały się
pod nim. Harry przystanął w połowie schodów i rozłożył pelerynę, by ją na siebie
zarzucić. Nie był pewien, czy nie spotka kogoś w Pokoju Wspólnym, a nie miał
ochoty, aby ktoś zobaczył go w tym stroju. Jednak zanim zdążył to zrobić, z korytarza
wiodącego do dormitorium dziewcząt wybiegła Ginny i widząc Harry'ego, zatrzymała
się gwałtownie.
- Co ty tu robisz? - zapytali jednocześnie.
- Eee... - wymamrotał Harry, czując, że się rumieni i przeklinając się w duchu za to,
że nie założył na siebie peleryny jeszcze w dormitorium. Ginny stała i wpatrywała się