Przyszli Miszczuk i Wasiak, prowadząc gestapowca. Wasiak od razu przyskoczył do szuflady biurka.
- O Matko Boska! - Wpychał sobie pod pachy zakamuflowane butelki bimbru. - Jest kontrola z Warszawy. Połowa komendy wylewa wódę do kibla i tłucze butelki.
- Na twoim miejscu bym się nie przejmował. Kontrola jest z Wilna, potem z Krakowa, a teraz z Wrocławia - uśmiechnął się Borowicz, tym razem przyjaźnie. - Tak się układało życie kontroli. Jest bardzo mobilne.
Miszczuk zrozumiał pierwszy.
- Jezusie i Maryjo! Coś ty nawyrabiał?
- Ja tylko bawiłem się konsolą.
Obaj byli przerażeni paniką na korytarzach.
- Ale teraz komenda wylewa wódę do sracza! I tłucze butelki.
- I bardzo dobrze. Picie jest szkodliwe. Ale wy swoje butelki zostawcie, bo to cenna waluta.
- Ty se normalnie jaja robisz! - wrzasnął Miszczuk.
- Nie. Jaja to robi kura. A ja tylko sprawiłem, że wasz bimber będzie teraz sto razy cenniejszy. Najlepsza waluta skoczyła nagle w górę na giełdzie.
Wasiak położył rękę na ramieniu Miszczuka.
- On chyba wie, co robi - powiedział. - Dajmy mu działać.
- Sanacyjny oficerek?
- Nie mów „oficerek”. To prawdziwy oficer, który szkoły ma za sobą. On umie trochę więcej niż paraszę wynosić z celi jak my. Albo bałandę pić. Jego nauczyli przed wojną. Zawodu policjanta.
Miszczuk zapalił rosyjskiego papierosa. Eleganckiego. Najpierw zgniótł tekturową tutkę dwa razy, żeby mu się tytoń do płuc nie dostał, potem odpalił zapalniczką zrobioną z karabinowej łuski.
- Dobra. Dajmy mu mówić.
Borowicz zwrócił się do gestapowca:
- Drogi panie. Nie jestem tu po to, żeby ścigać pana za zbrodnie wojenne ani nic innego. Pogadajmy jak oficer z oficerem. Chodzi wyłącznie o sprawę kryminalną.
- Niczego wam nie powiem!
- Oj tam, zaraz „nie powiem”. - Borowicz odchylił się na fotelu. - Kanapeczkę z tuszonką? Herbaty? No przecież my tu nie bijemy.
- Nie? - Gestapowiec odwrócił się, podniósł kurtkę i koszulę. - Nie?
- Oj Boże. Upadł pan na kaloryfer i tyle.
Sine pręgi na plecach tamtego były tak regularne, że naprawdę mogły przypominać bicie kaloryferem.
- Niczego wam nie powiem!
- Za pańskie zbrodnie będzie pana sądził sąd radziecki. Z góry współczuję. Lecz my od pana chcemy tylko informacji.
- Niczego nie powiem!
- Ma pan rodzinę? To przecież nie jest tajna informacja.
- Mam. Żonę i córkę. Zabijecie je?
Borowicz zapalił angielskiego playersa. Podał gestapowcowi paczkę, ale tamten odmówił. Zapadła cisza.
- My nikogo nie zabijamy, w przeciwieństwie do was. To teraz... - Borowicz przerwał, by tym dobitniej zabrzmiało to, co zamierzał powiedzieć: - Chce pan jechać do Rosji z rodziną? Czy sam?
Facet był twardy. Zrozumiał szantaż i odpowiedział, decydując się na ryzyko:
- Sam.
- No to proszę współpracować.
- Niczego wam nie powiem.
- A ja nie chcę słuchać o tym, co pan zrobił. Interesuje mnie wyłącznie sprawa kryminalna. Nie polityczna, nie partyjna, nie polsko-niemiecka, tylko kryminalna!
Borowicz położył nogi na stół niczym Amerykanie i zaciągnął się dymem z papierosa.
- Kuger. Do dzieła.
Ten pochylił się do współwięźnia.
- Stary, proszę cię, pomóż.
- W czym?
Kuger zawahał się.
- Jak widzisz, jestem inwalidą. Byłem w kripo. Nic do mnie nie mają i dali papier, że mogę jechać do Niemiec. Tym wózkiem, który stoi pod ścianą... I z tą niemiecką rodziną...
- Daleko nie zajedziesz.
- Nie śmiej się. Wózkiem tylko na dworzec. - Kuger przeczesał włosy palcami. - Kolego, uwierz mi. To nie jest sprawa nazistowska ani o zbrodnie wojenne. Zwykła, kryminalna.
- Mam ci wierzyć? Przekupili cię.
- Nie! Posłuchaj. Wiem, że ciebie czeka straszny los. Ale pomóż mi, kalece. Co cię to kosztuje? - Kuger wykazał się znajomością psychiki. Był dobrym podoficerem śledczym. - Doskonale rozumiem, że mi zazdrościsz i najchętniej powiedziałbyś „pocałuj mnie w dupę”. Ale proszę, okaż łaskę niemieckiemu inwalidzie! Tu chodzi naprawdę wyłącznie o sprawę kryminalną.
Gestapowiec tylko kręcił głową. Zaciskał wargi, cmokał. Coś tam jednak niemiecki śledczy zdołał zdziałać.
- No może i masz rację. Bardzo ciężko jest w Rosji?
- Nie wiem. Nie byłem. Spytaj tych dwóch Polaków. - Wskazał Miszczuka i Wasiaka. - Oni tam byli. Jest chyba nieciekawie.
- O nic nie będę pytał Polaków.
Borowicz, który tłumaczył na bieżąco milicjantom, o mało nie ryknął śmiechem. Miszczuk tylko pokiwał głową. Wasiak westchnął ciężko.
- Powiedz mu - szepnął - że jak tam się znajdzie, to sto razy bardziej będzie chciał pytać Polaków - przerwał, żeby zaraz dokończyć: - którędy uciekać.
Borowicz przetłumaczył:
- On mówi, że wyłącznie interesuje nas sprawa wybuchających ludzi. Nie będziemy pytać o nic innego. Nie musi się pan pogrążać w bagnie. No i powiedział, że w Rosji jest nieźle. Będzie pan miał znośne warunki. Wie pan, ten wspaniały klimat, doskonałe rolnictwo. Będzie pan miał dużo jedzenia. No i ciepło.
Ale na Krymie, dodał w myślach. Ciebie jednak wyślą na Kołymę. Też na literę K. Nawet gestapowiec się zdziwił.
- On to wszystko powiedział jednym zdaniem? - Wskazał na Wasiaka.
- Och, streszczał się po prostu.
Kuger przejął śledztwo.