Zrzuciła swoją przezroczystą koszulę nocną. Poszła do garderoby. Dotarły do niego odgłosy szamotaniny i trzask otwieranych szuflad. Po kilku minutach wyszła ubrana w wojskowe buty, spodnie w barwy ochronne typu woodland. Miała na sobie jego kamizelkę kuloodporną z kewlaru. Na głowie rosyjski hełm z wielką literą „V” i napisem „Blues Brothers Day”, który dostała na jakiejś imprezie. Z sejfu wyjęła swoją damską dwudziestkędwójkę. Przeładowała, wzięła dodatkowy magazynek i schowała do kieszeni. Pistolet idealnie się mieścił.
- No i co? Nie przydam ci się?
- Jestem pod wrażeniem. - Westchnął. - Ale, kochanie... Wszyscy ludzie, którzy zajmują się tą sprawą, giną.
- Ojej! Naprawdę? - Teraz Mariola westchnęła, parodiując Sławka. - A wiesz, od czego ty zginiesz?
- Od czego? - spytał zaintrygowany.
Otworzyła szufladę jego biurka i wyjęła butelkę wódki.
- Od tego! - wrzasnęła. Rzuciła w niego kartonem papierosów. - I od tego!
- Jezu! - Na kolanach szukał kartonu pod kanapą. - Czy wiesz, że jak choć raz strzelisz z tej twojej dwudziestkidwójki poza strzelnicą, to pójdziesz siedzieć?!
- Będę strzelać w obronie własnej! Nie puszczę cię na śmierć samego!
Podniósł głowę.
- Kocham cię, ty kompletnie porąbana wariatko.
- I ja ciebie kocham, kretynie!
Wstał, wyjmując z kartonu nową paczkę papierosów. Szamotał się z otwarciem. A kiedy mu się już udało i zapalił, podszedł do sejfu. Wyjął z niego ogromnego visa, podał Marioli.
- Masz armatę.
- A po co?
- Wiem, że dobrze strzelasz, ale to nie zawody sportowe. Swoją dwudziestkądwójką, jak ci adrenalina podskoczy, to pewnie nawet go nie trafisz, a jeśli trafisz, a on będzie na przykład pijany, to i tak cię dopadnie. Naprawdę weź armatę.
Mariola była dobrym strzelcem. Kiedy zaczynała uprawiać ten sport, pomyliła tarcze. Zamiast do pistoletowej, w odległości dwudziestu pięciu metrów, strzeliła do karabinowej, ustawionej dwa razy dalej. Miała dziesiątkę. No, ale to tylko trening.
- Ile mam nabojów w magazynku? - spytała.
- Cztery.
- Wystarczy?
- Tak. Walisz dwa na dzień dobry, z biodra, a potem jeden celowany. W głowę pacjenta.
- A czwarty?
- Ten jest dla ciebie. - Uśmiechnął się. - Jakby coś nie wyszło.
Zaczęła się śmiać. Sławek spojrzał poważnie.
- Pamiętaj. Strzelaj sobie w usta. A nie w skroń, bo co trzeci taki snajper przeżywa. I ma to różne przykre konsekwencje.
Dopiero teraz zrozumiała, że Staszewski nie żartuje.
- Aż tak źle? A jeśli oni będą mieć broń maszynową?
- To zacznij sobie układać nekrolog do gazety.
Przeładowała visa. Aż podskoczył.
- Jezus Maria! Nie!!!
- Co nie?
- Przecież on ma ruchomy bezpiecznik w rękojeści! Wystarczy, że chwycisz, i jest odbezpieczony. To nie jest nowoczesna spluwa z milionem przełączników i zabezpieczeń. Przeładujesz, chwytasz i strzelasz. A później trzeba dać na mszę za duszę napastnika. Tak napisali w instrukcji obsługi.
Roześmiała się i rozładowała.
- Dobra. Więc idę z tobą?
- OK.
Grunewald pisał:
Miszczuk i Wasiak wrócili po dobrej godzinie, kiedy Borowicz kończył czytanie akt.
- No i co? - spytał.
- Cienizna. Znaleźliśmy tylko dwóch oficerów, którzy widzieli tańczących wśród kwiatków. Jednego uratowali milicjanci, jak się chciał zabić.
- No to go wezwijcie.
- Niby jak? W tym morzu gruzów, gdzie nazwy ulic są albo po niemiecku, albo po polsku, albo w ogóle ich nie ma? Ewentualnie nie ma nawet ulic, tylko takie cegłowisko jedne. Nie wiemy, gdzie mieszka.
- A ten drugi?
- A tego to mamy pod ręką. Gestapowiec.
- No to tego wezwijcie.
- Ale on mówić nie chce. Wspomniał, że uratował go kolega, kiedy ześwirował i chciał się zabić. Ale więcej mówić nie chce. Od kolegów wie, gdzie go poślą.
- Gdzie?
- Na minus czterdzieści. I dowie się, co to jest chodzić z gaciami pełnymi własnego gówna. Ruscy mu nie darują.
Borowicz sortował niemieckie akta wedle znanego tylko jemu klucza. Miał doskonałą pamięć. Zamyślił się.
- No to niech go przesłucha ten Kuger. Macie go jeszcze w pierdlu?
- No pewnie - odparł Wasiak. - No ale żeby tam Niemiec Niemca przesłuchiwał? Możemy mu przypałować, ale...
- A kogo do tej pory przesłuchiwał? - Borowicz pokiwał głową. Ci dwaj nie mieli żadnych podstaw pracy policji. - Pałą od razu? - powiedział. - Poznajcie profesjonalne metody.
- Ale my z milicji!
- No to uczcie się. - Westchnął. - Możecie mu wystawić papiery, żeby jeszcze dzisiaj pojechał do Niemiec?
- Pewnie. On nam nic nie zawinił. Taki sam śledczy jak my.
- No to zróbcie tak: jeden z was pójdzie i załatwi papiery, żeby go zwolnić już dzisiaj. Drugi zwinie na ulicy dwójkę Niemców z wózkiem.
- Na cholerę ci wózek? - Wasiak aż przysiadł z wrażenia. - Chcesz im zrabować te ichnie klamoty?