Przypomniał sobie chwilę, gdy podczas „pojedynku” obaj z mordercą zerknęli w bok. Na kępę krzaków nad fosą. Morderca odszedł, kiedy zobaczył Mariolę z wycelowaną w niego dwudziestkądwójką. Wolał nie sprawdzać, czy dziewczyna dobrze strzela. I postąpił słusznie.
Kilkaset kilometrów dalej w swoim biurze Witek Müller wezwał cały swój personel do gabinetu. Kazał sekretarce przynieść koniak i kieliszki.
- Drodzy przyjaciele! - Wzniósł toast. - Dzisiaj przyjedzie do nas oficer śledczy. Prawdziwy. Niech ktoś wynajmie mu mieszkanie. Później rozejrzymy się za willą w dobrej dzielnicy.
- On naprawdę jest taki dobry? - spytał Günther, zastępca Witka.
- Najlepszy.
Złocisty płyn palił go w gardle.
- Chcę mieć też na jutro dobry samochód i cały sprzęt. No! Wypływamy na szersze wody.
Kiedy pracownicy wyszli, podniecony krążył po gabinecie. Zatrzymał się przed mapą Europy. Nagle zanucił na melodię polskiego hymnu:
Potem dodał ciszej:
- Tylko niech ostatni z fachowców zgasi światło, bo reszta nie będzie wiedziała, gdzie jest kontakt.
Podniósł z biurka swój kieliszek.
- Nalej mi jeszcze koniaku - poprosił sekretarkę.
Kiedy spełniła prośbę, uśmiechnął się do niej.
- Dziękuję, Helgo.
Koniec