Читаем Breslau forever полностью

- O Jezu, to symbol. Trzystu Greków broniło przejścia przeciwko miażdżącej przewadze wroga.

- To Grecy walczyli z Niemcami we Wrocławiu? I wygrali?

- Wszyscy zginęli.

Wasiak aż gwizdnął.

- O kurna! Rozstrzelali ich?

- Nie! Wtedy nie było broni palnej. Mówię o starożytnej Grecji. O Spartanach.

- Spartolili?

- O Matko Boska! Nie spartolili, tylko ich zabili. - Borowicz otarł pot z czoła. - Pamiętasz, jak nazwaliśmy nasz ufortyfikowany balkon w Hali Ludowej?

- Westerplatte.

- No właśnie. To symbol pozycji, z której nie można się już cofnąć. Nie ma gdzie - kontynuował. - Amerykanie mają Alamo, my Westerplatte, a Niemcy wybrali Termopile. To tylko nazwa, pomnik czegoś większego od nas samych. Rozumiesz?

Chłop z pepeszą podrapał się po brodzie.

- Ni cholery.

- Dobra. - Borowicz odwrócił głowę do Kugera, powiedział po niemiecku: - Proszę kontynuować przesłuchanie.

Kuger milczał dłuższą chwilę.

- Wyłączyło się światło, jak mniemam?

- Tak - odpowiedział gestapowiec. - Walnęło w elektrownię czy w coś. Na szczęście w bunkrze ściany były posmarowane fosforem. Zaczęły świecić. Widać było cienie ludzi. Ci od amunicji mogli ją dalej nosić. Ale lekarze nie mogli już nic. Kilku miało latarki. Trzymali je w zębach. Ale to była porażka. Ludzie umierali na moich oczach. Sam świeciłem zapalniczką przy jednej z operacji. Zwykłą zapalniczką. Nagrzała się jak szlag. Musiałem przekładać z ręki do ręki. Pacjent zmarł. Lekarz po prostu nic nie widział. Jakbym śnił. Cienie żołnierzy, grzmot armat z dachu, jęczący, płaczący, kręcący się po nic ludzie. Upiorne, świecące fosforem ściany. Tylko zieleń wokół. Zieleń. I te cienie na jej tle. Smród spalonej nitrocelulozy, który dostawał się przez wentylatory. Smród gówna. I środków odkażających. I te monstra na tle fosforyzujących ścian. Piekło Dantego. Krzyknąłem do kolegów: „Wychodzę z bunkra!”. I nagle coś mnie zatrzymało.

- Co?

- Widok faceta, który rozkłada pod ścianą doniczki z kwiatami. Powiedział, że musiał je przynieść, bo w domu by nie przetrwały. Krzyknąłem: „Ty defetysto!”.

Kuger przygryzł wargi. Gdzieś to już słyszał. Zdaje się, w wykonaniu Grunewalda.

- Co było dalej?

- Ogarnął mnie jakiś amok. Zacząłem wyrywać te kwiatki z doniczek i rozrzucać wokół. Ryczałem, że tu nie ma miejsca dla rannych, a on doniczki przynosi. Kiedy zaczął protestować, wyjąłem pistolet z kabury i przeładowałem.

- I co tamten powiedział?

- „Nie usiłuj być panem życia i śmierci. Nawet w stosunku do roślin”.

Zapadła cisza, którą Kuger przerwał dopiero po dobrej minucie.

- Jak się nazywał?

- Nie wiem. Ogarnął mnie jakiś szał. Wyrywałem te kwiatki, wrzeszcząc na niego i grożąc mu bronią. Tłukłem doniczki.

- Ile było tych kwiatków?

- Nie pamiętam. Może cztery, może pięć. Działo się ze mną coś dziwnego. Nie umiem tego opisać. Wyszedłem z bunkra.

- Sam? W taki ogień?

- Tak, sam. Było mi niedobrze. Płakałem. Ciekło mi z nosa. Kichałem i kaszlałem, jakiś ciężar położył mi się na płucach. Chciałem dojść do klasztoru, który stał tuż obok.

- Ty - Borowicz zerknął na Wasiaka - on opisuje objawy ciężkiej alergii.

- A co to jest alergia?

- Ja też mam takie obawy czasem - włączył się Miszczuk.

- Objawy - poprawił go Borowicz. - Macie plan miasta?

- Mamy. Ale niekompetentny, bo jeszcze nie wszystkie polskie nazwy wprowadzono.

- Niekompletny - znowu poprawił Borowicz. Pochylił się nad mapą wyjętą z szuflady. - Którędy szedł? Spytaj - zwrócił się do Kugera.

Gestapowiec odpowiedział sam:

- Pierwsza, najkrótsza uliczka była kompletnie zawalona gruzami, więc poszedłem jakieś dwadzieścia metrów dalej i...

- Jesteśmy w domu! - wrzasnął Borowicz. - Ja już wiem!

Miszczuk i Wasiak patrzyli zdziwieni.

- Co wiesz?

Podniósł głowę znad mapy.

- On poszedł ulicą Nożowniczą, bo nie mógł sforsować ulicy Jeleniej, skręcił na plac Bankiera, idąc ulicą Łaciarską. Potem wszedł do klasztoru, z kimś porozmawiał i wszedł na ukwiecony dziedziniec. Patrzcie na pory roku. Najpierw była zima, a teraz maj.

Wasiak wziął się pod boki i stanął w rozkroku.

- A! - To dokładnie zrozumiał i kiwnął głową, będąc pod wrażeniem umiejętności przedwojennego policjanta. - Znaczy kłamie skurwysyn?

- Nie. Ma luki w pamięci.

- A skąd ty możesz wiedzieć, którędy szedł? - spytał Miszczuk.

- Bo czytam wasze akta. Dokładnie. - Borowicz zwrócił się do Kugera: - Zapytaj, jak trafił do klasztoru.

- Przez Altbuserstrasse.

- Czyli Łaciarską. Szedł z naładowanym pistoletem - mówił Borowicz po polsku. - Dygotał.

- Szedłem z odbezpieczonym pistoletem. Cały się trząsłem ze strachu.

- A co pana tak przerażało? - spytał Kuger. - Poza ostrzałem sowieckiej artylerii.

- To, że znajdę rozwiązanie.

- Słucham?

- Nie wiem. Nie potrafię wytłumaczyć. Wydawało mi się, że spotkam kogoś, kto pokaże mi dalszą drogę w życiu.

- I spotkał pan?

- Tak.

- Kto to był?

- Nazywał się Albert Grunewald.

- Jak?! - Kuger o mało nie spadł z krzesła. - Mój Boże! Mój Boże!

- Przedstawił mi się jako Albert Grunewald - powtórzył gestapowiec.

- Jak wyglądał?

- Dość niski, korpulentny, bardzo stanowczy, w płaszczu dobrej marki, starannie wyprasowanym.

Перейти на страницу:

Похожие книги

Враг, который не забудет
Враг, который не забудет

Закрученная детективная линия, неожиданные повороты сюжета, история искренней, глубокой, верной любви! Заключительная книга дилогии, название первой книги: «Девушка, которую не помнят», первая книга бесплатна.Неведомый убийца-менталист продолжает терроризировать империю, а поймать его может только другой сильный менталист. Ир Хальер убежден, что такой магиней высочайшего уровня является Алеся, но не ошибается ли он?Это роман – шахматная партия, в которой все фигуры на доске давно расставлены и немало ходов уже сделано. Алесе надо определиться, кто она на этом клетчатом поле боя: ферзь или пешка? И кто из сражающихся играет за черных? Ир Хальер упорно ловит беглую магиню, Алеся с не меньшим упорством уворачивается и даже не подозревает о настоящих планах своего врага.В тексте есть: попаданка в магический мир, тайны и приключения, умный злодей2020 год18+

Валентина Елисеева , Валентина Ильинична Елисеева

Фантастика / Самиздат, сетевая литература / Киберпанк