Borowicz gwałtownie przełykał ślinę. Usiłował dojść do siebie.
- Mam teraz w żołądku jakieś okropne bakterie i mikroorganizmy.
- Spokojnie, to spiryt jest. - Wasiak poklepał go uspokajająco po plecach. - Jak robaki masz w brzuchu, to teraz wyjdą razem z gównem. O!
- Uciekną z obrzydzenia - usiłował zażartować Borowicz. - Macie trochę herbaty?
- Herbata jest w Chinach.
- No, cokolwiek do wypicia poza tą okropnością?
- Przyniesiemy ci tej amerykańskiej kawy, co nie ma smaku. Ale czarna jest przynajmniej. I z cukrem da się pić. - Wasiak otworzył okno. - Przyniesiemy ci też kapusty, bo sądząc po smrodzie, to właśnie gotują. Do stołówki cię nie wpuszczą.
- I chyba nie chcę tam iść. Ale podsunęliście mi niesamowity pomysł. Musimy znaleźć człowieka, który przeżył rytuał. Może był taki przypadek. Może ktoś go uratował.
- A niby jak mamy to zrobić?
- No przecież sami mówiliście, że jest obiad. Stańcie przed stołówką i wypytujcie wszystkich oficerów, czy widzieli coś takiego. Do samego końca. Czy widzieli kogoś tańczącego wśród kwiatów. Takiego, który przeżył.
- Rozumiem. - Miszczuk potarł brodę.
- A jak osobnika znaleźć potem wśród tych ruin? - dodał Wasiak. - Nawet jeśli jakiś przeżył.
- O Boże! Metoda! Procedura postępowania. Krok po kroku według regulaminu. Rutynowe śledztwo.
- A co to znaczy „rutynowe”?
Borowicz tylko westchnął.
- Rutyna to taka trucizna. Jak się nią poleje świeże kwiaty, to więdną. A jeśli wypije ją człowiek, to staje się taki jak wy. Niewyszkolony.
- Ale mnie wywieźli, jak miałem kilkanaście lat - powiedział Wasiak. - Gdzie się miałem szkolić? Na Sybirze? Ty wiesz, jak tam zimno? Oczy mi zamarzały.
Borowicz spuścił wzrok i powrócił do studiowania akt.
- Na szczęście nie wiem. A jutro będziemy mieć bandytę w rękach. Jeśli zrobicie swoje uczciwie. I przynieście coś do picia. Bo tej waszej „kałówki” nie tknę. - Zajął się konsumpcją zimnego kotleta, którego dostał od „wypędzonej” wilnianki.
* * *
Kuger znowu przerzucał akta. Plan rysował się jasny.
- Posłuchaj - zwrócił się do Grunewalda. - Musimy znaleźć kogoś, kto przeżył ten rytuał.
- Niby jak? A poza tym ty nie uczestniczysz w sprawie. Dzielimy tylko wspólny pokój.
- W którym będą mnie przesłuchiwać. Takie mam dziwne przeczucie. - Kuger nalał sobie herbaty. - Stańmy na głowie, ale znajdźmy tego gnoja, który to robi.
Śledztwo dosłownie go porywało. Czuł, że jest o krok za przestępcą, że czuje jego oddech, zapach potu... Bo tamten się poci. Z całą pewnością. Wie już, że Kuger o nim myśli. A żadnemu przestępcy takie myślenie nie zwiastowało niczego dobrego.
- Myślisz, że to jedna osoba?
- Nie mam zielonego pojęcia. Ale my jesteśmy zwykłymi policjantami, a nie jakimiś tam faszystami.
- Mów za siebie.
- Rozumiem. W każdym razie nawet jako nazista jesteś dalej policjantem i masz obowiązek ścigać przestępców! A nie, kurde, mordować, gdzie się da, kogo się da i kiedy się da!
Usiłował zgrabnie przemilczeć niewypowiedzianą na razie głośno sugestię spisku przeciw władzy. Gdyby głośno padło coś takiego, koniec śledztwa byłby od razu jasny. Zabito by natychmiast jakichś Żydów (jeśli jeszcze jacyś byli) albo kogokolwiek, kto nawinie się pod rękę, i pochwalono by się w samym Berlinie. Kuger łapał się na tym, że nie chciał już żyć. Po tej stronie krainy śmierci trzymało go jednak wpojone od dziecka poczucie obowiązku. On miał złapać przestępcę i wsadzić za kratki. Tyle jego Kugerowej mentalności.
- Ciszej! Cholera, ciszej!
- Co? Boisz się, że tu ktoś słucha? Ja jestem tylko policjantem. - Zamyślił się. - Ja nie chcę słyszeć, jak ktoś bije faceta w pokoju obok. Przesłuchuję zgodnie z regulaminem. Nawet Polacy mnie wypuszczą. Nie zrobiłem nic złego.
Zapalił papierosa jedną ręką. Gdy odrzucił zapałkę, przyszło olśnienie. Zerknął na kwiatek w doniczce, którym parę lat później Wasiak rzucił w oficerów UB i nie trafił.
- Musimy znaleźć człowieka, który przeszedł rytuał i przeżył.
- Jak?
- Nie wiem. Wypytajmy wszystkich przed stołówką. Zaraz obiad. Trzeba spytać, czy ktoś widział rytuał z kwiatami i pamięta żywą ofiarę. Może się ktoś trafi.
* * *
Mariola stanęła przy Staszewskim.
- A wiesz, o czym zapomniałeś?
- O czym, Helgo? - Dalej odtwarzał punkt po punkcie ostatni opisany dzień Grunewalda.
- Tam zawsze było dwóch policjantów. Dobry i zły.
- Nie mam partnera. Do czego zmierzasz?
- Posłuchaj, Grunewald i Kuger, Miszczuk i Wasiak. Zawsze jeden fajny, drugi mniej.
- Grzebałaś w moich aktach?
- No pewnie. Przecież jestem kobietą. - Pokręciła mu przed oczami swoją kształtną pupą. - Więc ja będę tym dobrym policjantem w naszym zespole.
O mało nie zakrztusił się papierosem.
- Ty?!
- No pewnie. Zaczekaj chwilę.