Читаем Breslau forever полностью

- Są w prasie popularnej opisy wybuchów czy samozapłonów jakichś ludzi. Ale ja jestem naukowcem. Ja w to nie wierzę. Tak samo jak w to, że księżyc jest kawałkiem spleśniałego sera.

- Proszę nam pomóc. Jestem oficerem policji i ja to widziałem.

Profesor milczał dłuższą chwilę.

- Widział pan? - Znowu umilkł. - Na własne oczy? - zapytał wreszcie z wahaniem.

- Tak.

- No, teoretycznie można sobie wyobrazić, że ktoś łyka dwie kapsułki w otoczce, która się rozpuszcza w żołądku. Teoretycznie można połknąć semteks i uruchomić detonator telefonem komórkowym. - Zastanowił się. - Ale to są brednie! Zawsze znaleźlibyście ślady, czy chemii, czy semteksu.

- Więc co się stało?

- Nie wiem. - Chwila namysłu. - Ale mam wrażenie, że powinien pan sobie zadać inne pytanie. Jakim cudem widział pan ofiary samobójstw w trakcie akcji? Bo widział pan kilka, jak rozumiem?

- Tak.

- Ile? W trakcie „odpalania”.

- Cztery.

- Widzi pan, panie oficerze. Jestem naukowcem - powtórzył. - I nie wierzę w taką genialną koincydencję spraw, że jako policjant widział pan cztery wybuchy. - Profesor musiał coś jeść, bo głos miał coraz bardziej niewyraźny. - A ile widział pan na własne oczy przypadków kradzieży samochodów?

Bingo. Strzał w samą dziesiątkę. Facet z Wybrzeża był rewelacyjny. Ile kradzieży samochodów widział Staszewski na własne oczy? Ile morderstw widział na własne oczy? Ile wypadków samochodowych poza tymi, w których sam uczestniczył? Zero.

- Ma pan rację. Żadnego.

- Więc wszystko jasne. Podczas całej długiej, jak się domyślam, kariery nie zobaczył pan ani jednej kradzieży auta, ale za to aż cztery „samowybuchy”. No to podejdźmy do tego racjonalnie.

- Dobrze.

- Naukowiec widzi wszystko na sucho. Przyczyna, skutek. Tylko to, nic więcej.

Profesor mówił coraz bardziej konkretnie.

- Ale do czego to prowadzi?

- Wniosek jest prosty. Skoro nie widział pan ani jednej kradzieży samochodu, a widział pan cztery samobójstwa, to...

- To? - podchwycił.

Tamten był zdecydowany.

- Może pan jest przyczyną.

Ze Staszewskiego aż spadła kołdra. Mariola, choć sama w szoku, okryła go troskliwie.

- Czy był pan naocznym świadkiem jakiejkolwiekkradzieży? - kontynuował profesor.

- Nie.

- A tu cztery sprawy, w których pan uczestniczył osobiście. Nie wydaje się to panu dziwne?

Zaczęli szeptać z Mariolą. Profesor z Gdańska jednak nie dał im się nagadać.

- Nie kradnie pan, nie powoduje wypadków, lecz widzi pan cztery samobójstwa? I w dodatku takie same? Z naukowego punktu widzenia i z samej statystyki wynika, że to niemożliwe. Gdyby był pan złodziejem, to widziałby pan kradzieże. We własnym wykonaniu jedynie. Ale pan tylko łapie przestępców. Już po fakcie. A tu?

- Przyznam się, że nie rozumiem.

- Nie wiem, jak to panu powiedzieć. Spróbuję prościej: pan nie kradnie, więc nie widzi pan kradzieży. Ściga pan tylko sprawców. Proszę więc sobie odpowiedzieć na pytanie: jakim cudem zobaczył pan czterech samobójców, którzy popełnili swój czyn w pańskiej obecności? Przecież pan nie popełnił samobójstwa.

- Jaka jest odpowiedź?

Profesor przełknął jakiś większy kęs i popił kawą lub herbatą.

- Być może to pan jest odpowiedzią.

Kiedy odłożył słuchawkę, stali długo w milczeniu, skuleni pod kołdrą. Mariola, jakby bojąc się czegoś, szepnęła Sławkowi prosto do ucha:

- Zauważyłeś? Powtórzył to samo trzy razy.

- Zauważyłem.

Przytuliła się mocno.

- Sławek...

- Mm?

- Ale ty nie popełnisz samobójstwa?

* * *

Borowicz darł się z wnętrza opancerzonego pojazdu:

- No powiedzcie mi, gdzie jechać! Ja tu ze środka nicnie widzę.

- Otwórz taką klapkę z przodu.

- Chyba pomyliło ci się z czołgiem T-34! Tu nie ma żadnej klapki, tylko takie małe przezierniki!

- To skręć w lewo.

Rąbnęli w słup trakcyjny. Nie przewrócił się, ale pochylił. I to bardzo. Kable spadły na pojazd, lecz na szczęście nie były pod napięciem. Przed wojną Wrocław miał pięć przedsiębiorstw tramwajowych. Szyny, słupy, kable były wszędzie.

- No i jak prowadzicie? - Borowicz masował obolałe czoło. Dobrze, że miał hełm na głowie. W tej chwili już z odpryśniętą farbą z przodu.

- A ty jak prowadzisz? Myśmy mało z dachu nie spadli!

Borowicz wychylił się z włazu.

- No szlag mnie trafi. Co mam teraz zrobić?

- Wycofaj się i naprzód.

- Wycofaj? A gdzie tu jest wsteczny bieg? Może wiesz? Boja nie wiem.

- Spróbujmy na chybił trafił - powiedział Miszczuk.

- A srał to - dodał Wasiak. - Jedź przez słup.

Borowicz schował głowę. Ruszyli, masakrując linię trakcyjną. Potem jechali zygzakiem, niszcząc witrynę jakiegoś sklepu, rozwalając barierkę przystanku tramwajowego, wszystkie słupki sygnalizujące na drodze. Kiedy podjechali pod komendę, aż kilkanaście osób wybiegło z bramy. Chcieli sobie popatrzeć na niemiecki pojazd pancerny, który dymił, bo ognisko, na którym piekli mięso jeszcze nie zgasło, i na setki metrów kabli, zerwanych z przedwojennych trakcji tramwajowych, ciągniętych z tyłu. Większego ubawu nie mogli kolegom dostarczyć.

- Ty, popatrz - odezwał się ktoś z boku. - Angielscy komandosi.

Перейти на страницу:

Похожие книги

Враг, который не забудет
Враг, который не забудет

Закрученная детективная линия, неожиданные повороты сюжета, история искренней, глубокой, верной любви! Заключительная книга дилогии, название первой книги: «Девушка, которую не помнят», первая книга бесплатна.Неведомый убийца-менталист продолжает терроризировать империю, а поймать его может только другой сильный менталист. Ир Хальер убежден, что такой магиней высочайшего уровня является Алеся, но не ошибается ли он?Это роман – шахматная партия, в которой все фигуры на доске давно расставлены и немало ходов уже сделано. Алесе надо определиться, кто она на этом клетчатом поле боя: ферзь или пешка? И кто из сражающихся играет за черных? Ир Хальер упорно ловит беглую магиню, Алеся с не меньшим упорством уворачивается и даже не подозревает о настоящих планах своего врага.В тексте есть: попаданка в магический мир, тайны и приключения, умный злодей2020 год18+

Валентина Елисеева , Валентина Ильинична Елисеева

Фантастика / Самиздат, сетевая литература / Киберпанк