- A, dzień dobry. - Podali sobie ręce. - Ale może przejdziemy na ty. Będzie mniej oficjalnie.
- Świetny pomysł. Sławek.
- Andrzej.
Kelner podbiegł z boku z pytaniem:
- To co zwykle?
- To co zwykle, poproszę.
Sławek roześmiał się.
- Będę się powtarzał. Czy jest jakaś knajpa w Polsce, gdzie cię nie znają?
- Na pewno jest. Chyba nie byłem jeszcze w Kielcach.
- Pięknie. - Sławek przełączył swoją przeglądarkę na tryb wyszukiwania. Wyświetlił wybrane fragmenty tekstu. - O to by mniej więcej chodziło.
- O Jezu. Zeskanowałeś całą powieść? - Ziemski skupił się nad wybranymi fragmentami powieści. - Słuchaj. Jest tu jeden problem. Jestem pisarzem, lecz pisarzem fantastą.
- Do czego zmierzasz?
- Opieram się na faktach. Jeśli czegoś nie wiem, to zawsze konsultuję u fachowców. Ale... - zawiesił głos. - Nie wciskam kitu czytelnikom. Z tym że powieść to powieść. Musi tam być trochę fantastyki. Trochę zmyśleń. Jakaś fabuła, którą trzeba zaczerpnąć wyłącznie z własnej głowy.
Pisarz zajął się przyrządzaniem przyniesionego właśnie befsztyku tatarskiego.
- Dotarliśmy do tego samego dokumentu - kontynuował. - Te kobiety złapali w centrum ubecy, czy jak oni się tam wtedy nazywali. Znaleźli w wózku klamoty z Wilna, które zdołały wywieźć, i bochenek chleba, który dał im Miszczuk. Zaczęli wypytywać. A kiedy się okazało, że połowa ich mężczyzn jest w Anglii, a połowa w gułagu, no to od razu do pierdla. Uratował je list Miszczuka. Ten, w którym przekazywał im swoje mieszkanie. No i... już bez wózka i bez chleba mogły zająć to mieszkanie.
- A to skąd wiesz, bo w dokumencie nic na ten temat nie ma?
Andrzej uśmiechnął się szeroko.
- Z opowieści rodzinnych. Ta kobieta to była moja babcia.
- UB robiło szaber? - Staszewski potrząsnął w zdumieniu głową. To tym pisarz wypełniał luki, które pozostawiały policyjne dokumenty!
- Ależ skąd. Tylko konfiskaty. - Andrzej upił łyk piwa. - W tysiąc osiemset którymś car skonfiskował mojej rodzinie dobra za udział w powstaniu i posłał mężczyzn na Sybir. Sowiety zabrały dziewczynom sklep z nabiałem w Wilnie, którym się usiłowały ratować przed głodem. A potem ubecy zabrali im wózek ze szmatami i bochenek chleba. Był czas przywyknąć.
Staszewski dostał specjalność lokalu - boeuf Strogonow. Zajął się nim bezzwłocznie, choć był strasznie gorący. Jedzenie wyraźnie mu smakowało. Popił zimnym piwem.
- No to co, powiesz mi coś? - spytał Ziemskiego. - Do jakich dokumentów dotarłeś? I może coś jeszcze z opowieści rodzinnych?
- Nie ma sprawy. - Andrzej skończył już bełtanie tatara i też zabrał się do niego skwapliwie. Mówił więc troszkę niewyraźnie. - Sprawa wyglądała bardzo dziwnie. Ludzie wybuchali, palili się albo popełniali samobójstwa. Bez powodu. Zawsze towarzyszyły im kwiaty. Opowiadał mi o tym Kuger, ale za defetyzm został odsunięty od śledztwa. I chyba dzięki temu przeżył. Choć go później poharatały ruskie bombowce, których się strasznie bał.
- Coś więcej?
- Dotarłem do różnych dokumentów w archiwach. Otóż trzeba było przejść skomplikowany rytuał. Tylko się nie śmiej, proszę.
- Nie będę się śmiać.
Kolejny kęs tatara.
- O ile dobrze zrozumiałem, cały sens rytuału polegał na tym, żeby żadnego nie przechodzić.
Staszewski mimo obietnicy z trudem opanował mięśnie twarzy.
- A te kwiatki, tańce?
- To sam koniec. Wtedy już jest po wszystkim.
- Nie rozumiem.
- Wiesz, dotarłem tylko do strzępów informacji. Zorientowałem się, że większość ofiar miała nerwicę natręctw. Jak ja.
- Ja też. Witamy w klubie.
Ziemski roześmiał się, podnosząc szklankę piwa.
- No to jesteś w grupie ryzyka.
- Eksperymentowałeś, żeby dojść do rozwiązania?
- Tak. Ale przestraszyłem się. Dokładnie w momencie, kiedy trzymałem lufę pistoletu przy skroni i krzyczałem do swojej kobiety: „Trzymaj mnie, trzymaj!”. Na szczęście rosła i silna jest. Przytrzymała.
- A kwiatki były?
- Nie zamawiałem w kwiaciarni ani nie rwałem z klombu. Moja kobieta kocha roślinność. Ciągle w domu jest pełno kwiatów, często egzotycznych.
- Czy Grunewald miał też nerwicę natręctw?
- Tak. Z całą pewnością.
- A Miszczuk i Wasiak?
- Tego nie wiem. Z akt milicji też się nie dowiesz.
- A inne osoby?
- Wszystkie miały. Na ile zdołałem odczytać z tych papierów. Ale wiesz, jeśli ktoś cierpi na to samo i zna objawy, to każdy drobiazg naprowadza na cel.
- Dokładnie. Powiedz coś więcej o tym rytuale. Przerwali na chwilę, żeby kelner mógł zabrać naczynia.
- Ciężko o tym opowiadać. Może inaczej: trudno ubrać w słowa. To są powtarzające się sytuacje. Jakieś drobiazgi. Rzeczy pozornie bez znaczenia. Na przykład jednemu facetowi bierki za każdym razem układały się w ten sam sposób. Inny, kiedy się zdenerwował i krążył pomiędzy pokojami, przekraczając próg, zawsze robił to lewą nogą. Jakkolwiek by obliczał odległości, robił mniejsze czy większe kroki, zawsze wypadała lewa noga. Gdy się ma nerwicę natręctw, to takie coś strasznie przeszkadza.
- Wiem coś o tym.
- Domyślam się. Były inne rzeczy. Liczenie sztachet w płocie, patrzenie na zegarek, o której rano pojawi się kot sąsiadów w oknie. Stepowanie na kafelkach, żeby nie nadepnąć na fugę...