Zgadzało się to nawet dość nieźle z rzeczywistością, obie bowiem zajęte byłyśmy wycinaniem pokrzyw w odległym kącie ogrodu, starając się wykorzystać resztki dziennego oświetlenia i przekonując się nawzajem, że fizyczna praca dobrze wpłynie na naszą psychikę. Za pokrzywami znajdował się podobno pień, ktуry miałam wyciąć czy wygrzebać do spуłki z Pawłem. Wycinaniem zasłaniających go całkowicie pokrzyw Alicja życzyła sobie zająć się osobiście, miała bowiem w stosunku do nich jakieś zamiary. Ze skąpych i dość chaotycznych wyjaśnień zrozumiałam, że postanowiła je zaparzyć, albo może zalać spirytusem, w celu trucia mszyc, czy czegoś w tym rodzaju. Nie wnikałam w szczegуły, było mi wszystko jedno, co chce z tym zrobić, bo nie mszyce miałam teraz w głowie.
Gwałtowna śmierć Edka dotknęła mnie niejako osobiście. Wyjechałam z Warszawy w trzy dni po nim z mocnym postanowieniem zadania mu pewnego pytania. Odpowiedź na to pytanie interesowała nie tylko mnie, ale także kogoś jeszcze, i to, co gorsza, kogoś, komu za nic w świecie nie chciałabym zrobić zawodu. Pytanie było niewinne, odpowiedzi mуgł udzielić wyłącznie Edek, i nikt inny, i udzieliłby jej niewątpliwie, gdybym zdążyła go zapytać. Nie zamierzałam zresztą ukrywać, w jakim celu pytam. W ogуle rzecz cała była prosta, łatwa i niewinna, tyle że wymagała drogi bezpośredniej, nie zaś korespondencyjnej czy telefonicznej. No i pewnego pośpiechu.
A teraz nagle wszystko się skomplikowało i zrobiło wręcz podejrzane…
– Pojąć nie mogę, komu ten Edek tutaj przeszkadzał – powiedziałam z gniewem. – To było cholerne świństwo, tak go znienacka zadźgać! Że też o takich rzeczach nie wie się z gуry!
Alicja wyprostowała się z pękiem pokrzyw w ręku.
– On coś wiedział – powiedziała w zamyśleniu. – Cały czas od przyjazdu robił jakieś takie uwagi. Koniecznie chciał mi coś powiedzieć.
Moje zainteresowanie tematem gwałtownie wzrosło.
– Nie tylko tobie, zdaje się. Nie wiesz, co to mogło być takiego?
Alicja nagle jęknęła, machnęła pokrzywami, oparzyła się w nogę i jęknęła rozpaczliwiej.
– Co za kretynka ze mnie, że mu nie pozwoliłam powiedzieć! Nie dałam mu dojść do słowa! Traktowałam go jak pijanego! Nie słuchałam, co mуwił! Jak skończona idiotka, nie miałam czasu…!
– Daj sobie spokуj z tymi wyrzutami, w końcu on był rzeczywiście pijany. Kto mуgł przewidzieć, że go szlag trafi tak z dnia na dzień!
– A teraz już nic nie powie…
– No pewnie, że nie powie, zwariowałaś? Gdyby cokolwiek powiedział teraz, też byś nie słuchała, tylko uciekała w panice. Komu on jeszcze chciał to powiedzieć?
– Komu?
– Jakiemuś jemu. Powiedział przecież: „Jemu też powiem”.
– A rzeczywiście. Przytrzymaj tu nogą… Komu?
– A skąd ja mam to wiedzieć? Myślałam, że ty się domyślasz. Odniosłam wrażenie, że machnął ręką i pokazał kierunek. Stałaś obok, powinnaś widzieć na kogo.
– Cały czas machał rękami. Ciemno było. Kretyński pomysł z ta lampą. Zdaje się, że pokazał gdzieś między tobą a Ewą.
– Obie jesteśmy żeńskiej płci i żadna z nas nie była w spodniach – powiedziałam z niesmakiem, w ostatniej chwili unikając poparzenia twarzy następnym pękiem pokrzyw, ktуrymi Alicja zamiotła mi przed nosem. – Czy nie mogłabyś usuwać tego zielska mniej energicznie? Reumatyzmu już się pozbyłam. Przez dwa tygodnie gryzły mnie czerwone mrуwki.
– Dlaczego czerwone mrуwki? – spytała Alicja z wyraźnym roztargnieniem.
– Bo akurat takie były tam, gdzie byłam…
– Czekaj. Czerwone mrуwki…? Coś mi się kojarzy…
– Pewnie. Mrуwki czerwone. Wszystko czerwone…
– Czekaj. Czerwone mrуwki… Czy Zosia nie wie czegoś o Edku? Zdaje się, że słyszałam od niej o czymś takim. Właśnie jakby czerwone mrуwki…
– Zosia może coś wiedzieć, widywała przecież Edka w Polsce. Trzeba ją spytać. A co z tym listem?
– Przepadł – powiedziała Alicja z ciężkim westchnieniem. – Musiałabym chyba rozebrać dom na kawałki, żeby go znaleźć. Ktoś mi tu musiał robić porządki, wszystko jest poprzewracane do gуry nogami.
– Rewizja była – przypomniałam jej.
– Ale Zosia rzeczywiście może coś wiedzieć. Może on się z kimś spotykał w Polsce?
W środku drgnęło mi coś, zaskoczone jej nadzwyczajną intuicją. Z przejęcia puściłam przytrzymywane pokrzywy, ktуre oparzyły mnie przez ubranie. Reumatyzm powinnam mieć definitywnie z głowy.
– Wygląda na to, że to coś, co wiedział, to było o kimś – powiedziałam ostrożnie, myśląc rуwnocześnie, że chyba trzeba będzie wtajemniczyć Alicję w tę pierwotnie niewinną, a teraz podejrzaną sprawę. – I ten ktoś go zaszlachtował. Jak myślisz, ktoś z nas czy obcy?
Alicja przyjrzała mi się nieżyczliwie.
– Jeśli ktoś z nas, to kto? Ty?
– Zwariowałaś? Dlaczego ja?!
– Nie wiem. Ja nie. Możliwe, że ty też nie. Leszek i Henryk odpadają, ja też za każdym razem widziałam ich nogi. To kto? Zosia? Paweł? Elżbieta?
– Jeszcze zostają Anita, Ewa i Roj. Dlaczego ich pomijasz?
Alicja zamilkła na chwilę i w zadumie podrapała się łodygą pokrzywy w łokieć.