Pуźnym popołudniem przyjechała, zgodnie z zapowiedzią, Anita spragniona wyjaśnień. Czas do jej przyjazdu spędziliśmy na kłуtni, czy pan Muldgaard, zagadnięty o zasadniczą sprawę, powiedziałby prawdę, czy nie. Zważywszy, że było nas czworo, a zdania były rуwno podzielone, nie zdołaliśmy się wzajemnie przegłosować. Alicja i Paweł twierdzili, że tak. Zosia i ja, że nie, przy czym każdy z nas swoją opinię uzasadniał inaczej. Osobiście byłam zdania, że pan Muldgaard, razem z cała resztą owych wspуlnych robotnikуw, czeka na jakiś wyraźny, zasadniczy błąd pewnego siebie mordercy i nie może sobie pozwalać na wtajemniczanie osуb postronnych, ktуre brakiem opanowania mogłyby zdradzić sekret, Zosia upierała się, że tak samo, jak my, zwyczajnie nie umie dokonać wyboru pomiędzy Anitą i Ewą.
W ostatniej chwili udało nam się przypomnieć sobie, że powiązania z Grecją pan Muldgaard zdradził nam poufnie. Poinformowałyśmy zatem Anitę tylko o tym, że znalazł się list Edka i że według tego listu pozostaje nam do wyboru ona sama i Ewa.
– No i kiedy się wreszcie zdecydujecie, ktуra z nas? – spytała Anita mniej przejęta niż zaciekawiona.
– Nie wiemy. Jeśli to ty, to możesz spać spokojnie. Nikt nie ma żadnego dowodu.
– A jaki dowуd wam jest potrzebny? Może ja wam dostarczę?
– No, na przykład twoja znajomość z tym facetem, ktуrego Edek spotkał w Warszawie. Masz może jakie zdjęcie w jego objęciach? Albo czułą korespondencję?
– Nie mam. Ale można by zrobić fotomontaż. Zdjęcia faceta nie macie?
– Nikt nie ma…
– Albo może przyznaj się po prostu – zaproponowałam.
– W końcu trzeba będzie – westchnęła Anita. – Ktуraś z nas będzie musiała się przyznać, ja albo Ewa, bo wyraźnie widzę, że nic innego nie pozostaje. A wy tego faceta nie znacie?
– Nawet jeśli znamy, to żadna z nas nic o tym nie wie.
– Szkoda. Ale jak wam znуw wyjdę następnym razem, to bardzo was proszę, dzwońcie o jakiejś innej godzinie…
Aż do poniedziałku panował niezwykły spokуj. W poniedziałek Paweł znowu został wezwany przez pana Muldgaarda i w ciągu kilku godzin dokonywał oględzin licznych podobizn rozmaitych facetуw. Jedyne zdjęcie, na ktуrym z całą pewnością znajdował się właściwy osobnik, prezentowało go od tyłu, w płaszczu i kapeluszu. Pomiędzy kapeluszem a kołnierzem płaszcza widoczne było ucho, ktуre, powiększone do nadnaturalnych rozmiarуw, kazano Pawłowi rozpoznać.
– Zwariowali chyba – powiedział z niesmakiem. – Czyja się znam na uszach? Wielkie takie, na całą ścianę, do niczego niepodobne, skąd mam wiedzieć, czy jego?
We wtorek pуźnym wieczorem przybyły z zagadkowym wyrazem twarzy pan Muldgaard doczekał się wreszcie Alicji, ktуra odbywała konferencję z Herbertem i została dłużej w Kopenhadze. Wydawała się trochę niezadowolona.
– Nie tylko ja mam sklerozę – powiedziała gniewnie. – Herbert też, chociaż młodszy. Taka byłam ciekawa, co jest w tej paczce, i okazało się, że jego żona wozi ją w samochodzie. On był piechotą. Umуwiłam się, że dostarczy mi ją jutro, a możliwe, że dopiero pojutrze, jeśli znуw nie zapomni. Jest coś nowego?
– Jest nowe – odparł pan Muldgaard. – Obca osoba strzygała żywopłot.
Zdziwiliśmy się wszyscy, a Alicja najbardziej. Pan Muldgaard wyciągnął znane nam już fotografie, robione w dniu, kiedy uszkodzono Agnieszkę. Fragmenty zdjęć zostały powiększone prawie tak, jak ucho podejrzanego osobnika.
– Jakaś mania powiększania… – zauważył Paweł krytycznie.
Pan Muldgaard sprawdzał powoli, ale wszystko, okazało się, że magistrat owego dnia żadnego pracownika do tej dzielnicy nie przysłał. Żadnych prac porządkowych nie wykonywano, nikt nie strzygł Alicji żywopłotu, ponadto nikt nie zna osobnika widocznego na zdjęciu. A zatem musi to być postać podejrzana.
Z nadzwyczajną uwagą obejrzeliśmy kawałki człowieka w roboczym kombinezonie. Miał krzaczaste brwi, nieznacznie przyciemnione okulary, wąsy i krуtką brodę. Daszek od czapki krył jego twarz w cieniu. Kombinezon robił wrażenie wypchanego gdzieniegdzie, a drewniaki były na wyjątkowo grubej podeszwie. Wyraźny kamuflaż, w rzeczywistości powinien być niższy, szczuplejszy, zapewne gładko ogolony, a możliwe, że w ogуle był kobietą.
Powiększone fragmenty prezentowały rуżne części ciała. Na jednym widoczna była pięta, nie w całości wprawdzie, ale w stopniu dostatecznym, żeby specjaliści, jak poinformował nas pan Muldgaard, uznali, iż ubrana jest nie w męską skarpetkę, ale w damskie rajstopy koloru prawdopodobnie czarnego. Na drugim znajdował się kawałek grdyki, według naszej oceny zbyt subtelnej jak na męską. Inne elementy były naszym zdaniem zbyt zamazane, żeby z całą pewnością stwierdzić, do jakiej płci należą.
– W każdym razie jedno jest pewne – powiedziała Alicja z żywą satysfakcją. – Rachunku mi nie przyślą, a żywopłot mam ostrzyżony…