Читаем Rzeźnia numer pięć полностью

Weary w prawie nieustannej malignie opowiadał w kółko o trzech muszkieterach i czując, że umiera, przekazywał liczne polecenia dla swojej rodziny w Pittsburghu. Nade wszystko jednak pragnął być pomszczony, powtarzał więc ciągle nazwisko człowieka, który go zabił. Wszyscy w wagonie znali je na pamięć.

— Kto mnie zabił? — pytał Weary.

Wszyscy znali odpowiedź, która brzmiała: Billy Pilgrim.

* * *

Posłuchajcie: dziesiątego dnia wieczorem wyciągnięto skobel zamykający drzwi wagonu i otworzono drzwi. Billy Pilgrim wisiał na belce wzmacniającej ścianę wagonu jak na krzyżu, wczepiwszy się sinożółtymi szponami w ramę okienka. Kiedy otworzono drzwi, Billy zaczął kasłać, a kaszląc popuszczał rzadkim łajnem. Było to zgodne z trzecią zasadą dynamiki sir Izaaka Newtona. Zasada ta mówi, że każdemu działaniu towarzyszy równe mu i przeciwnie skierowane przeciwdziałanie.

Zasadę tę wykorzystuje się w technice rakietowej.

* * *

Pociąg przybył na bocznicę obozu, który został pomyślany jako obóz śmierci dla rosyjskich jeńców wojennych.

Konwojenci zajrzeli do środka i zagruchali coś uspokajająco. Nigdy dotychczas nie mieli do czynienia z Amerykanami, ale niewątpliwie znali się ogólnie rzecz biorąc na tego rodzaju ładunku. Wiedzieli, że jest to zasadniczo płynna masa, której ruchem można kierować za pomocą światła i wabiących dźwięków. Była noc.

* * *

Jedyne światło na dworze pochodziło od pojedynczej żarówki zawieszonej na słupie — wysoko i daleko. Wszędzie panowała cisza i tylko konwojenci gruchali jak gołąbki. I masa popłynęła. Tworząc zagęszczenia w drzwiach wagonów ściekała na peron.

Billy był przedostatnią istotą ludzką, która dotarła do drzwi. Ostatnią był włóczęga. Włóczęga nie mógł popłynąć, nie mógł wylać się z wagonu. On już przeszedł ze stanu ciekłego w stan stały. Zdarza się.

* * *

Billy nie chciał wypaść z wagonu na ziemię. Był święcie przekonany, że stłucze się jak szklanka. Konwojenci pomogli mu wysiąść, nie przestając gruchać. Postawili go twarzą do pociągu. Jaki malutki był teraz ten pociąg!

Składał się z lokomotywy, węglarki i trzech małych wagonów. Trzeci wagon to był raj na kółkach strażników. I znowu w tym raju stał stół zastawiony do obiadu.

* * *

Przy słupie, na którym wisiała żarówka, piętrzyły się trzy jakby stogi siana. Amerykanów wabiono do tych stogów, które, jak się okazało, były stosami płaszczy zdjętych ze zmarłych jeńców. Zdarza się.

Konwojenci wyrazili zdecydowane życzenie, aby wszyscy Amerykanie, którzy nie mają płaszczy, wzięli sobie po jednym. Płaszcze były sklejone lodem w jedną bryłę, więc konwojenci, posługując się bagnetami, nadziewali jakiś kołnierz albo rękaw, oddzierali płaszcz i wręczali go komuś na oślep. Płaszcze były sztywne i miały kształt dzwonów od leżenia na stosie.

Billy Pilgrim dostał płaszcz tak mały, pognieciony i zmarznięty, że wyglądał nie jak płaszcz, ale jak duży, czarny, trójgraniasty kapelusz. Były na nim jakieś lepkie plamy, jakby rdzawe zacieki albo zaschły dżem truskawkowy. Przymarzło do niego coś, co przypominało zdechłego kota. Był to, okazało się, futrzany kołnierz.

Billy rozejrzał się tępo po płaszczach swoich sąsiadów. Wszystkie miały mosiężne guziki, jakieś blaszki, sznury, numery albo naszywki, orły, gwiazdki czy inne księżyce. Widać było, że to płaszcze wojskowe. Tylko Billy dostał płaszcz z nieboszczyka cywila. Zdarza się.

Potem Billy’ego wraz z resztą zachęcono, aby powlekli się w stronę obozu, mijając po drodze swój lilipuci pociąg. Nie było tam nic tylko tysiące długich, niskich, wąskich, nieoświetlonych baraków.

Gdzieś w oddali rozszczekał się pies. Strach, echo i zimowa cisza sprawiały, że jego głos rozbrzmiewał jak wielki mosiężny gong.

* * *

Billy’ego i pozostałych jeńców wabiono kolejno przez kilka bram, aż wreszcie Billy zobaczył swojego pierwszego Rosjanina. Człowiek ten był zupełnie sam pośród nocy — kupa łachmanów z okrągłą, płaską twarzą, która świeciła jak fosforyzująca tarcza zegarka.

Billy minął go w odległości jarda. Oddzielał ich drut kolczasty. Rosjanin nie zrobił żadnego znaku ani się nie odezwał, tylko zajrzał Billy’emu prosto w duszę ze słodką nadzieją, jakby oczekiwał od niego dobrej nowiny — nowiny, której może nie potrafi zrozumieć, ale która mimo to będzie dobrą nowiną.

* * *

Billy przeżył chwilę zamroczenia, kiedy tak przechodził przez kolejne bramy. Wreszcie wszedł do jakiegoś budynku i wydało mu się, że jest na Tralfamadorii. Wnętrze było jaskrawo oświetlone i wyłożone białymi kafelkami. Znajdował się jednak na Ziemi, w obozowej odwszalni, przez którą musieli przejść wszyscy nowo przybyli więźniowie.

Billy rozebrał się, tak jak mu kazano. Na Tralfamadorii też tak się zaczęło.

Jakiś Niemiec objął dłonią ramię Billy’ego i spytał swego towarzysza, co to za armia wysyła takich cherlaków na front. Rozglądali się teraz wśród pozostałych Amerykanów, wskazując sobie wielu innych, którzy wyglądali nie lepiej niż Billy.

* * *
Перейти на страницу:

Похожие книги

Аччелерандо
Аччелерандо

Сингулярность. Эпоха постгуманизма. Искусственный интеллект превысил возможности человеческого разума. Люди фактически обрели бессмертие, но одновременно биотехнологический прогресс поставил их на грань вымирания. Наноботы копируют себя и развиваются по собственной воле, а контакт с внеземной жизнью неизбежен. Само понятие личности теперь получает совершенно новое значение. В таком мире пытаются выжить разные поколения одного семейного клана. Его основатель когда-то натолкнулся на странный сигнал из далекого космоса и тем самым перевернул всю историю Земли. Его потомки пытаются остановить уничтожение человеческой цивилизации. Ведь что-то разрушает планеты Солнечной системы. Сущность, которая находится за пределами нашего разума и не видит смысла в существовании биологической жизни, какую бы форму та ни приняла.

Чарлз Стросс

Научная Фантастика