W rogach wagonu, pod dachem, były wąskie okienka. Billy stał pod jednym z nich i kiedy tłum zaczął napierać, wszedł na ukośną belkę w narożniku, aby zrobić miejsce. W ten sposób jego oczy znalazły się na poziomie okienka i mógł widzieć pociąg stojący na sąsiednim torze.
Niemcy wypisywali na wagonach niebieską kredą liczbę osób w każdym wagonie, ich stopień wojskowy, narodowość i datę załadowania. Inni Niemcy zabezpieczali zamknięcia wagonów drutem, gwoździami i innym złomem, jaki można znaleźć przy torach. Billy słyszał, że ktoś pisze również na jego wagonie, ale piszącego nie widział.
Większość szeregowców w wagonie to byli bardzo młodzi chłopcy, na pół jeszcze dzieci. Jednak w rogu obok Billy’ego znalazł się były włóczęga, który miał już czterdziestkę.
— Bywałem bardziej głodny niż dzisiaj — powiedział do Billy’ego. — Bywałem w gorszych opałach. Nie jest tak źle.
W wagonie na sąsiednim torze wołano, że ktoś tam przed chwilą umarł. Zdarza się. Słyszało to czterech konwojentów. Wiadomość nie wywarła na nich większego wrażenia.
—
Konwojenci nie otworzyli wagonu z nieboszczykiem. Otworzyli natomiast sąsiedni wagon i Billy Pilgrim był urzeczony tym, co zobaczył. Wyglądało to jak kawałek raju. Paliły się świece, na pryczach leżały kołdry i koce. Był żelazny piecyk z parującym garnkiem kawy. Był stół z butelką wina, bochenkiem chleba i kiełbasą. I były cztery talerze zupy.
Na ścianach wisiały fotografie zamków, jezior i pięknych dziewczyn. Był to wędrowny dom strażników kolejowych — ludzi, których praca polegała na pilnowaniu ładunków. Czterej strażnicy weszli do środka i zamknęli drzwi.
W chwilę później wyszli stamtąd paląc cygara i rozmawiając z zadowoleniem w miękkim, dolnym rejestrze języka niemieckiego. Jeden z nich dojrzał twarz Billy’ego w okienku i pogroził żartobliwie palcem, dając mu do zrozumienia, żeby był grzeczny.
Amerykanie z wagonu naprzeciwko znowu powiedzieli strażnikom o nieboszczyku. Strażnicy wyciągnęli ze swojego przytulnego wagonu nosze, otworzyli wagon z nieboszczykiem i weszli do środka. Wagon z nieboszczykiem nie był zatłoczony jak inne. Zajmowało go tylko sześciu żywych pułkowników i jeden nieżywy.
Niemcy wynieśli tego nieżywego. Był to Dziki Bob. Zdarza się.
W nocy lokomotywy zaczęły pogwizdywać do siebie i ruszać w drogę. Lokomotywa i ostatni wagon każdego pociągu ozdobione były chorągiewkami w pomarańczowe i czarne pasy, które miały uprzedzać lotników, żeby nie strzelali, bo pociąg wiezie jeńców wojennych.
Wojna dobiegała końca. Lokomotywy ruszyły na wschód pod koniec grudnia, a wojna miała się skończyć w maju. Wszystkie niemieckie obozy były przepełnione. Więźniów nie było czym karmić, nie było opału, żeby ich ogrzać. A tu tymczasem przybywali nowi.
Pociąg Billy’ego, najdłuższy ze wszystkich, nie ruszał przez dwa dni.
— Nie jest źle — powiedział Billy’emu na drugi dzień włóczęga. — To jeszcze drobiazg.
Billy wyjrzał przez okienko. Stacja kolejowa opustoszała, jeśli nie liczyć stojącego na dalekiej bocznej linii pociągu sanitarnego ze znakami Czerwonego Krzyża. Jego lokomotywa gwizdnęła. Lokomotywa Billy’ego Pilgrima odpowiedziała. Wymieniały pozdrowienia.
Mimo że pociąg stał, wagony trzymano przez cały czas zamknięte. Nikomu nie wolno było wychodzić aż do stacji przeznaczenia. Dla strażników chodzących wzdłuż pociągu każdy wagon stał się jednym organizmem, który jadł, pił i wydalał przez swoje otwory. Przez te same otwory mówił, a czasem krzyczał. Do środka szła woda, bochenki czarnego chleba, kiełbasa i ser, a wychodził stamtąd kał, mocz i mowa.
Istoty ludzkie stłoczone w środku oddawały kał do stalowych hełmów, które przekazywano do wylania tym, którzy stali przy okienkach. Billy był jednym z tych wylewaczy. Istoty ludzkie podawały również manierki, które strażnicy napełniali wodą. Kiedy przychodziło jedzenie, istoty stawały się ciche, ufne i piękne. Dzieliły się wszystkim po równo.
Istoty ludzkie w wagonach stały i leżały na zmianę. Nogi stojących były jak słupy wbite w ciepłą, drgającą, pierdzącą i wzdychającą glebę. Tę dziwną glebę stanowiła mozaika śpiących, ułożonych jeden przy drugim jak srebrne łyżki w pudełku.
Pociąg zaczął pełznąć na wschód.
Gdzieś tam świętowano Boże Narodzenie. Billy Pilgrim w świąteczną noc leżał jak łyżka w pudełku przytulony do włóczęgi. W tej pozycji zasnął i przeniósł się w czasie do roku 1967 — w noc, kiedy to został porwany przez latający talerz z Tralfamadorii.
4
Billy Pilgrim nie mógł zasnąć po weselu córki. Miał czterdzieści cztery lata. Przyjęcie weselne odbyło się po południu w wesołym, kolorowym namiocie rozpiętym w ogrodzie Billy’ego. Namiot był w pomarańczowo-czarne pasy.