- Zostawiłem panu prawo pierwszej nocy. - Książę uśmiechnął się łobuzersko. - Co prawda, to nie na długo zatrzymał się pan w przybytku tej piękności. Kiedy pan opuszczał jej pałac, miał pan tak radosną minę, że ja, grzesznik, pozazdrościłem panu. Czyżby Fandorin, pomyślałem, już ją wypatroszył, i to w takim tempie? Ale z zachowania się czarodziejki wywnioskowałem, że odszedł pan z niczym.
- Pan z nią rozmawiał? - zadziwił się radca stanu. Pożarski rozchichotał się, widocznie odczuwając prawdziwą przyjemność z tej konwersacji.
- I nie tylko rozmawiałem... Boże mój, a u niego brwi znowu w kształcie dachu! Słynie pan jako pierwszy moskiewski Don Juan, a zupełnie pan nie rozumie kobiet. Nasza bidulka Diana została sierotką, poczuła się porzucona i nikomu niepotrzebna. Wcześniej wokół niej kręcili się sami znani, wpływowi kawalerowie, a teraz, została zwyczajną współpracownicą, i to w dodatku zbył długo pozostającą w centrum niebezpiecznej intrygi.
Czyżby nie próbowała znaleźć w panu nowego protektora? No właśnie, widzę po pana rumieńcu, że próbowała. Nie jestem tak zarozumiały, żeby wmówić sobie, że niby zakochała się we mnie od pierwszego wejrzenia. Pan odtrącił biedną kobietę, a ja - nie. Za co zostałem wynagrodzony w pełnej mierze. Damy, Eraście Pietrowiczu, są równocześnie bardziej skomplikowane i znacznie bardziej proste, niż sądzimy.
- A więc wydawała jednak Diana? - jęknął Fandorin. - Niemożliwe!
- Ona, ona, gołąbeczka. Mechanizm psychologiczny jest dość banalny, szczególnie teraz, kiedy wyjaśniły się wszystkie okoliczności.
Widziała się w roli Kirke, władczyni mężczyzn. Jej miłości własnej nadzwyczaj silnie pochlebiało to, że steruje losami groźnych organizacji i samego cesarstwa. Przypuszczam, że Diana odczuwała z tego powodu nie mniejszą rozkosz erotyczną niż w wyniku swoich przygód sercowych.
Dokładniej - jedno dopełniało drugie.
- Ale jak pan sprawił, że się p-przyznała? - Erast Pietrowicz ciągle nie mógł oprzytomnieć.
- Mówię panu, że konstrukcja psychiczna kobiety jest znacznie prostsza, niżby to wynikało z zapewnień panów Turgieniewa i Dostojewskiego. Proszę mi wybaczyć płaskie samochwalstwo, ale w hierarchii królestwa amorów jestem nie fligeladiutantem, tylko co najmniej feldmarszałkiem. Wiem, jak wznieść kobietę na szczyty rozkoszy, szczególnie taką, pożądającą upojeń cielesnych. Najpierw natężyłem wszystkie swoje zdolności, aby mademoiselle Diana przeobraziła się w rozpuszczone lody, a potem nagle ze słodkiego jak syrop stałem się żelaznym. Wyliczyłem wszystkie fakty, jakimi dysponowałem, postraszyłem, ale najsilniej podziałało światło słońca. Odsłoniłem story i ona, jak wampir, zupełnie opadła z sił.
- D-dlaczego? Zobaczył pan jej twarz? I kim ona się okazała?
- O, to pana zaciekawi - nie wiadomo dlaczego zaśmiał się książę.
- Od razu pan zrozumie, gdzie pies pogrzebany. Ale o tym później... Tak więc wyjaśniło się, że otrzymując od Burlajewa i Swierczyńskiego tajne wiadomości, Diana przekazywała je terrorystom z GB, przy czym nie kontaktowała się z nimi bezpośrednio, tylko za pomocą przesyłanych notatek. Podpisywała je inicjałami „TG”, co miało oznaczać „Terpsychora (z) Gór (Helikońskich)” - mam nadzieję, że pan pamięta, iż muzy zamieszkują Góry Helikońskie. Oryginalny dowcip, nie sądzi pan? -
Pożarski westchnął. - Dopiero potem zrozumiałem, dlaczego tak łatwo ośmieliła się na szczerość. Wiedziała o naszym spotkaniu w łaźniach i była pewna, że ani ja, ani pan, żywi stamtąd nie wyjdziemy. Odegrała strach i skruchę, żebym jej natychmiast nie aresztował. Liczyła na to, że zechcę ją wykorzystać, aby pojmać terrorystów. I dobrze szacowała.
Podstępna bestia, nie można zaprzeczyć. Pewnie jeszcze potem pośmiała się z mojej triumfalnej miny.
- A więc to pan jej powiedział, że będziemy w szóstej kabinie? -
Twarz Erasta Pietrowicza rozjaśniła się.
Ale promyczek nadziei, który się pojawił, natychmiast zgasł.
- W tym cały dowcip, że nie. Niczego takiego jej nie mówiłem. Ale o naszym spotkaniu wiedziała, co do tego nie ma żadnych wątpliwości.
Kiedy już nocą, płonąc żądzą zemsty, znowu pojawiłem się u Diany, spojrzała na mnie tak, jakbym wrócił z piekieł. Wtedy zrozumiałem: wiedziała, wiedziała, łajdaczka! Tym razem postąpiłem rozsądniej.
Zostawiłem swojego człowieka, aby ją obserwował. Jeden dyżurował tutaj, przy panu, drugi zajął posterunek przed domem Diany. Ale skąd ona dowiedziała się o szóstej kabinie? - Pożarski wrócił do nieprzyjemnego tematu. - Pan nikomu nie wspomniał, w ochranie albo w dyrekcji? Pewnie oprócz Burlajewa i Swierczyńskiego jeszcze tam kogoś ma.
- Nie, ani w ochranie, ani w żandarmerii o kabinie numer sześć nikomu nie m-mówiłem - wycedził Fandorin, starannie dobierając słowa.
Książę przechylił głowę na bok; ze słomianego koloru włosami i czarnymi jak węgle oczami stał się podobny do tresowanego pudla.