- Jak tam goście? Zebrali się?
Drzwi otworzyły się jakby same z siebie. Dołgoruki zatrzymał się na progu, żeby obecni mieli czas zauważyć wejście gospodarza i stosownie się przygotować. Obrzuciwszy wzrokiem zebranych, książę potrząsnął głową.
- A kto to ta, w purpurze? Ta, która jedyna stoi odwrócona plecami?
- To moja znajoma, Esfira Awiessałomowna Litwinowa - żałośnie odrzekł radca. - Pan przecież sam zapraszał...
Dołgoruki zmrużył oczy dalekowidza, poruszył wargami.
- Froł, gołąbeczku, pobiegnij do sali bankietowej i zamień karteczki na stole. Przesadź gubernatora z żoną dalej, a Erasta Pietrowicza i jego damę przenieś tak, żeby siedzieli po mojej prawicy.
- Jak, jak? Po mordzie? - z niedowierzaniem, jakby się przesłyszał, zapytał generał-gubernator i nagle bardzo szybko zamrugał
oczyma. - Dopiero teraz zauważył, jak u sąsiadki rozchodzą się skraje wycięcia w sukni.
U szczytu stołu, gdzie siedzieli najznamienitsi z zaproszonych gości, po tym nieparlamentarnym słowie od razu zapanowała cisza.
- No tak, po mordzie - głośno powtórzyła Esfira przygłuchemu staruszkowi. - Dyrektor gimnazjum powiedział: „Wobec takiego zachowania, Litwinowa, nie zatrzymam tu pani za żadne żydowskie srebrniki”. I wtedy dałam mu po mordzie. A pan jak by postąpił na moim miejscu?
- Tak, istotnie, wyjścia nie było - przyznał Dołgoruki i z zaciekawieniem zapytał: - No, a co on na to?
- A nic. Wygnał mnie z wilczym biletem, dalej musiałam uczyć się w domu.
Esfira siedziała obok księcia, dzieląc uwagę między wyśmienite kruche bliny a ożywioną rozmowę z najwyższą władzą w Moskwie.
Właściwie w biesiadzie uczestniczyło tylko tych dwoje - jego jaśniewielmożność i ekstrawagancki gość. Wszyscy pozostali przysłuchiwali się ich rozmowie, nie otwierając ust, a nieszczęsny radca stanu zupełnie skamieniał.
Pożądanie fizyczne u kobiet, kwestia robotnicza, szkodliwość bielizny, problem zezwoleń kwaterunkowych - to tylko niektóre z tematów, poruszonych przez mademoiselle Litwinową w trakcie trzech pierwszych dań.
Kiedy odchodziła, nie zapominając precyzyjnie wszystkim wyjaśnić, dokąd się właśnie udaje, Władimir Andriejewicz z nieudawanym zachwytem szepnął
Fandorinowi do ucha:
- Elle est ravissante, votre elue*. [Pańska wybranka jest czarująca (franc.).]
Ale i Esfira odwróciła się ku Erastowi Pietrowiczowi, wypowiadając się przychylnie o księciu.
- Miły staruszek. Dlaczego nasi tak mu złorzeczą?
Przy szóstej zmianie, kiedy po siewrudze, pasztecie ze sterleta i kawiorach wniesiono owoce, miody i cukry, w odległym końcu sali bankietowej pojawił się dyżurny adiutant. Podzwaniając akselbantami, podbiegł na palcach przez całe długie pomieszczenie. Nie pozostał
niezauważony. Ze zrozpaczonej twarzy oficera można było wyczytać, że przydarzyło się coś nadzwyczajnego. Goście odwracali się, odprowadzając gońca pytającymi spojrzeniami, i jedynie generał-gubernator tkwił w nieświadomości, szepcząc coś do ucha Esfirze Awiessałomownie.
- Łaskocze - powiedziała, odsuwając się od jego puszystych, ufarbowanych wąsów i z ciekawością popatrzyła na adiutanta.
- Wasza ekscelencjo, nadzwyczajne wydarzenie! - Zameldował, ciężko dysząc kapitan. Starał się nie mówić głośno, ale w ciszy, która zapadła, jego słowa rozeszły się daleko.
- Tak? Co takiego? - spytał wciąż jeszcze uśmiechnięty Dołgoruki.
- Co za wydarzenie?
- Najświeższa wiadomość. Na Dworcu Nikołajewskim dokonano napaści na pełniącego obowiązki naczelnika gubernialnej Dyrekcji Żandarmerii, Swierczyńskiego. Pułkownik nie żyje. Jego adiutant jest ranny. Są i inne ofiary. Napastnicy uciekli. Ruch pociągów do Petersburga wstrzymano.
Rozdział ósmy,
W nocy spał tylko dwie godziny. Nie z powodu pluskiew czy duchoty i nawet nie z powodu pulsującego bólu - podobne błahostki nie zasługiwały na uwagę. Miał na głowie o wiele ważniejsze sprawy. Grin leżał, założywszy ręce za głowę, i w skupieniu rozważał sytuację. Obok, na podłodze ciasnej komórki, spali Jemiela i Sniegir. Pierwszy wiercił się niespokojnie, widocznie dręczony przez zmory. Drugi cichutko pokrzykiwał
przez sen.
Zadziwiające, że w ogóle zasnął po wczorajszym.
Nieoczekiwany wyskok Atuta wymusił szybkie działania. Najpierw Grin doprowadził do przytomności histerycznie łkającą Julię. Aby to osiągnąć, musiał ją kilkakrotnie lekko spoliczkować. Nie przestając się trząść, wypełniała wszystkie jego polecenia, ale wzrokiem uciekała od nieruchomego ciała i świetlistej kałuży wina, która już ciemniała, mieszając się z krwią. Potem na chybcika opatrzył swoje rany. Najtrudniej było z uchem, dlatego po prostu przykrył je chusteczką i jak najniżej naciągnął ocieplaną furażkę oficjalisty. Julia przyniosła dzban wody, aby zmyć krew z twarzy i rąk.
Teraz można było uciec.
Grin zostawił Julię przy saniach, a sam przeniósł do nich worki, tak jak wcześniej, tyle że nie udało mu się brać po dwa na raz - nie należało nadwerężać rannego nadgarstka więcej niż trzeba.
Dokąd zawieźć pieniądze, zaczął rozważać dopiero wtedy, gdy pomyślnie oddalili się od „Indii”.