Читаем Radca stanu полностью

Na miejsce zbiórki, do budki dróżnika Windawskiej Drogi Żelaznej

- zbyt niebezpiecznie. Miejsce odsłonięte, ktoś mógł zobaczyć, jak zanoszą worki, pomyśleć, że to skradziony towar z pociągu, i zameldować policji.

Do innego hotelu? Z workami do pokoju nie wpuszczą, a oddawać je na przechowanie - ryzykowne.

Wyjście znalazła Julia. Wydawało się, że tylko siedzi w swojej chusteczce mieszczki, zatopiona w milczeniu. Zasępiona, o nic nie pytała, nie przeszkadzała rozmyślać. I nagle powiedziała:

- A na Nikołajewski? Mam walizy w przechowalni bagażu. Zabiorę kufry, a na ich miejsce wstawię worki. Tam panują surowe porządki, nikt nie będzie obszukiwał. I policji do głowy nie przyjdzie, że pieniądze leżą pod samym jej nosem.

- Ja nie mogę się tam pokazać - wyjaśnił Grin. - List gończy.

- Nie musisz. Powiem, że jestem pokojówką, przyjechałam po walizy panienki. Mam kwit. A w workach są państwa książki. Kogo to zainteresuje?

Ty jesteś woźnicą, zostaniesz w saniach, na dworzec nie pójdziesz.

Przyprowadzę tragarzy.

Grin poczuł się dziwnie i niezręcznie, kiedy usłyszał, jak Julia zwraca się do niego per ty. Ale pomysł z przechowalnią bagażu był dobry.

Z dworca pojechali do hotelu „Kitież” obok Krasnych Wrót, który nie był wprawdzie pierwszorzędny, za to miał telefon przy kontuarze, co teraz było niebłahą zaletą.

Grin zadzwonił do łączniczki.

- Jak oni? - spytał.

Igła mówiła drżącym głosem.

- To pan? Dzięki Bogu! Wszystko z panem w porządku? Ma pan towar?

- Tak. Jak pozostali?

- Wszyscy zdrowi, tylko Arsen zachorował. Musieliśmy zostawić.

- Leczą? - zasępił się.

- Nie, za późno. - Głos znowu jej zadrżał.

- Poślijcie po moich na Dworzec Windawski. Niech przyjadą do hotelu „Kitież”. To na początku Basmannej. I pani też niech się tutaj zjawi. Numer siedemnasty. Niech pani weźmie spirytus, igiełkę, surowe nici.

Igła przyjechała szybko. Skinęła głową Julii, ledwie na nią spojrzawszy, chociaż widziała ją po raz pierwszy. Popatrzyła na owiniętą głowę Grina, na zlepioną brew, sucho zapytała:

- Pan jest ciężko ranny?

- Nie. Przyniosła pani?

Postawiła na stole malutki sakwojaż.

- Tutaj jest spirytus, igła i nici, tak jak pan prosił. I jeszcze gaza, wata, bandaż, plaster. Kończyłam kursy sióstr miłosierdzia. Niech pan tylko pokaże, a ja wszystko zrobię.

- To dobrze. Bok mogę zszyć sam. Brew, ucho i rękę niewygodnie. I dobrze, że przywiozła pani plaster. Ściągnie złamane żebro.

Rozebrał się do pasa i Julia żałośnie westchnęła, widząc wielkie siniaki i mokry od krwi opatrunek.

- Nożowe, niegłębokie - powiedział Grin o ranach na boku. -

Niczego ważnego nie naruszono. Wystarczy przemyć i zaszyć.

- Niech pan się kładzie na kanapę - rozkazała Igła. - Umyję ręce.

Julia usiadła obok. Jej lalkowata twarz była zeszpecona cierpieniem.

- Grinczyk, mój biedaku, bardzo cię boli?

- Pani nie powinno tutaj być - rzekł. - Pani już swoje zrobiła.

Lepiej niech ona się tym zajmie. Proszę odejść.

Igła szybko, zręcznie zdezynfekowała ranę spirytusem. Surową nić też wymoczyła w spirytusie. Wyżarzyła w ogniu świecy igiełkę.

Chcąc ją nieco rozluźnić, Grin spróbował zażartować.

- Igła z igłą - powiedział.

Widać nie było to zbyt dowcipne - nawet się nie uśmiechnęła.

Uprzedziła:

- Będzie bolało, proszę wytrzymać.

Ale on prawie nie czuł bólu - pomogły treningi, a i Igła znała swoją robotę.

Z ciekawością obserwując, jak nakłada drobne, równe szwy najpierw na boku, a potem na nadgarstku, spytał:

- Dlaczego „Igła”?

Pytanie wyszło niezgrabne, sam to wyczuł, ale Igła zrozumiała.

- Nie... To z tego powodu.

Szybkim ruchem uniosła rękę ku ciężkiemu węzłowi włosów z tyłu głowy i wyciągnęła stamtąd długą, ostrą szpilę.

- Po co? - zdziwił się. - Do obrony?

Przemyła mu spirytusem rozbitą brew, nałożyła dwa szwy i dopiero potem odpowiedziała.

- Nie. Aby się zakłuć, jeśli mnie aresztują. Wiem, że trzeba idealnie tutaj. - I pokazała na szyję. - Mam klaustrofobię. Nie cierpię ciasnych pomieszczeń. W więzieniu mogę się załamać.

Twarz kobiety silnie się zarumieniła - widać było, że to wyznanie nie przyszło jej łatwo.

Po niedługiej chwili dotarli Jemiela i Sniegir.

- Ranny? - spytał z trwogą Sniegir.

A Jemiela rozejrzał się, zmrużył oczy i rzucił:

- A gdzie Rachmet?

Pierwsze pytanie Grin zignorował, było niepotrzebne. Zamiast odpowiedzi na drugie, oznajmił:

- Jesteśmy teraz we trzech. Opowiadajcie.

Mówił Sniegir, Jemiela od czasu do czasu dorzucał coś od siebie, ale Grin prawie nie słuchał. Wiedział, że chłopak musi się wygadać - po raz pierwszy był na prawdziwej akcji. Jednak detale strzelaniny nie miały żadnego znaczenia, teraz trzeba było myśleć o czymś innym.

- ...odbiegł kawałek i upadł. O, tutaj go trafiło. - Sniegir pokazał powyżej obojczyka. - Chcieliśmy go z Gwoździem ponieść na rękach, ale on tak szybko przystawił rewolwer do skroni... Głowa opadła na bok, on sam też upadł. A my wszyscyśmy odbiegli...

Перейти на страницу:

Похожие книги

1. Щит и меч. Книга первая
1. Щит и меч. Книга первая

В канун Отечественной войны советский разведчик Александр Белов пересекает не только географическую границу между двумя странами, но и тот незримый рубеж, который отделял мир социализма от фашистской Третьей империи. Советский человек должен был стать немцем Иоганном Вайсом. И не простым немцем. По долгу службы Белову пришлось принять облик врага своей родины, и образ жизни его и образ его мыслей внешне ничем уже не должны были отличаться от образа жизни и от морали мелких и крупных хищников гитлеровского рейха. Это было тяжким испытанием для Александра Белова, но с испытанием этим он сумел справиться, и в своем продвижении к источникам информации, имеющим важное значение для его родины, Вайс-Белов сумел пройти через все слои нацистского общества.«Щит и меч» — своеобразное произведение. Это и социальный роман и роман психологический, построенный на остром сюжете, на глубоко драматичных коллизиях, которые определяются острейшими противоречиями двух антагонистических миров.

Вадим Кожевников , Вадим Михайлович Кожевников

Детективы / Исторический детектив / Шпионский детектив / Проза / Проза о войне