Читаем Radca stanu полностью

Po kolejnej ucieczce, mając dwadzieścia lat, Grigorij Grynberg stał się Grinem. Przeszedł półtora tysiąca wiorst i już pod samym Tobolskiem wpadł podczas banalnej obławy na włóczęgów. Trzeba było się jakoś nazwać i przyszedł mu do głowy właśnie „Grin”. Nie dla uczczenia swojego poprzedniego nazwiska, lecz w hołdzie Ignacemu Hryniewieckiemu, zabójcy cara.

Przy tysiąc osiemsetnym uderzeniu serca poczuł, że siły całkowicie mu się odnowiły, i lekko, nie podpierając się rękami, wstał z podłogi. Czasu miał dużo. Teraz wieczór, a przed nim jeszcze cała noc.

Nie wiadomo, jak długo trzeba będzie ukrywać się w Moskwie. Dwa tygodnie, pewnie krócej się nie da. Dopóki nie wycofają szpiclów z rogatek i dworców. O siebie Grin się nie martwił, wystarczy mu cierpliwości. Osiem miesięcy pojedynczej celi - to dobra szkoła wytrwałości. Ale chłopaki z grupy są jeszcze młode i zapalczywe, im będzie ciężko.

Opuścił sypialnię i wszedł do bawialni, gdzie siedzieli trzej towarzysze.

- Dlaczego nie śpisz? - spłoszył się Sniegir, najmłodszy. - To moja wina, tak? Za głośno gadałem?

W grupie wszyscy mówili sobie per ty, niezależnie od wieku i zasług rewolucyjnych. Nie można przecież być ze sobą na pan, jeśli nazajutrz albo za tydzień czy miesiąc wspólnie pójdzie się na śmierć.

Grin „tykał się” tylko z trzema osobami na świecie: Sniegirem, Jemielą i Rachmetem. Wcześniej byli inni, ale wszyscy już nie żyją.

Sniegir wyglądał świeżo, co było zrozumiałe - na akcję chłopaka nie wzięto, choć błagał i nawet płakał ze złości. Dwaj pozostali sprawiali wrażenie rześkich, ale odczuwali zmęczenie, co także było zrozumiałe.

Operacja przebiegła łatwiej, niż oczekiwali. Pomogła zamieć, ale najwięcej - śnieżna zaspa przed Klinem, prawdziwy podarek od losu.

Rachmet i Jemiela czekali z saniami o trzy wiorsty od stacji.

Przypuszczali, że Grin - według założeń planu - wyskoczy oknem z pędzącego pociągu i zapewne się porani. Wtedy by go przenieśli do sań i odjechali. Albo ochrona zauważy i ostrzela wyskakującego. W takiej sytuacji sanie też by się przydały.

Poszło lepiej. Grin po prostu przybiegł po torach, cały i nieposzkodowany. Nawet nie zmarzł - rozgrzał się, kiedy pokonywał trzy wiorsty biegiem.

Objechali łęg rzeczki Siestry, gdzie robotnicy oczyszczali drogę.

Na sąsiedniej stacji ukradli porzuconą starą drezynę i dojechali nią do samej Moskwy Przetokowej. Oczywiście „pompować” przerdzewiałą dźwignią przez ponad pięćdziesiąt wiorst, i to jeszcze pod zacinający śniegiem wiatr, okazało się niełatwo. Nic dziwnego, że chłopcy się zmęczyli, nie byli ze stali. Pierwszy osłabł Rachmet, a potem i krzepki Jemiela. Przez drugą połowę drogi musiał napędzać drezynę w pojedynkę.

- Ty, Grinycz, jesteś jak smok Gorynycz. - Jemiela z podziwem pokiwał lnianowłosą głową. - Wpełzłeś do pieczary na pół godzinki, zrzuciłeś stare łuski, odrąbane głowy ci odrosły i wracasz niczym nowy.

Ze mnie w końcu buhaj nie lada, a ciągle jeszcze nie mogę złapać tchu, język mi po pas sięga.

Jemiela był dobrym bojowcem. Mocarny, zrównoważony, bez inteligenckich fanaberii. Szlachetnej, uspokajającej ciemnobrązowej barwy. Pseudo przyjął na cześć Pugaczowa, wcześniej nazywał się Nikifor Tiunin. Prawdziwy proletariusz, pochodził z rodziny rusznikarzy.

Pleczysty, o szerokiej twarzy, z maleńkim, dziecinnym noskiem i okrągłymi, dobrodusznymi oczami. Rzadko się zdarza, żeby z uciemiężonej klasy pochodzili niezłomni, świadomi bojowcy, ale jeżeli już się taki znajdzie, to można na nim polegać jak na sobie samym. Grin osobiście wybrał go z pięciu kandydatów przysłanych przez partię. Uczynił to, gdy Sobol spudłował, rzucając bombą w Chrapowa, i w Grupie Bojowej zwolniło się miejsce. Sprawdziany na wytrzymałość nerwową i domyślność, jakim Grin poddał nowicjusza, wypadły zadowalająco. W jekaterynogrodzkiej akcji Jemiela wykazał się zimną krwią. Kiedy gubernatorska kolaska podjechała o wskazanym w liście czasie (i rzeczywiście pozbawiona eskorty) pod niczym się niewyróżniającą willę na Michelsonowskiej, Grin podszedł do wyłażącego z trudem grubasa i dwukrotnie wystrzelił z bliska. Potem wybiegł podcieniem na sąsiednią ulicę, gdzie czekał na niego Jemiela przebrany za dorożkarza. I wtedy zdarzyło się nieszczęście: akurat obok fałszywego dryndziarza przechodził cyrkułowy z dwoma posterunkowymi.

Policjanci usłyszeli wystrzały i w tej samej chwili z podwórza wyskoczył

człowiek - prosto w ich ręce. Grin, niestety, zdążył już wyrzucić rewolwer. Przewrócił jednego z przeciwników ciosem w podbródek, ale dwaj pozostali osaczyli go jak psy i złapali za ręce, a ten, który upadł, zaczął dmuchać w gwizdek. Sytuacja była paskudna, jednak nowicjusz nie stracił głowy. Niespiesznie zlazł z kozła, uderzył posterunkowego ciężką pięścią w potylicę, że ten aż sflaczał, a z drugim Grin poradził sobie sam. Pognali z szybkością wiatru przy akompaniamencie przenikliwych policyjnych gwizdków.

Перейти на страницу:

Похожие книги

1. Щит и меч. Книга первая
1. Щит и меч. Книга первая

В канун Отечественной войны советский разведчик Александр Белов пересекает не только географическую границу между двумя странами, но и тот незримый рубеж, который отделял мир социализма от фашистской Третьей империи. Советский человек должен был стать немцем Иоганном Вайсом. И не простым немцем. По долгу службы Белову пришлось принять облик врага своей родины, и образ жизни его и образ его мыслей внешне ничем уже не должны были отличаться от образа жизни и от морали мелких и крупных хищников гитлеровского рейха. Это было тяжким испытанием для Александра Белова, но с испытанием этим он сумел справиться, и в своем продвижении к источникам информации, имеющим важное значение для его родины, Вайс-Белов сумел пройти через все слои нацистского общества.«Щит и меч» — своеобразное произведение. Это и социальный роман и роман психологический, построенный на остром сюжете, на глубоко драматичных коллизиях, которые определяются острейшими противоречиями двух антагонистических миров.

Вадим Кожевников , Вадим Михайлович Кожевников

Детективы / Исторический детектив / Шпионский детектив / Проза / Проза о войне