Vołat marhnuŭ paviekami, vidać, ad nadmieru sviatła, padyjšoŭ na siaredzinu areny, razhladajučysia naŭkoła, jak by chacieŭ raspaznać, z čym jamu pryjdziecca spatkacca. Usim aŭhustyjanam i bolšasci publiki było viadoma, što jon zadušyŭ Kratona, dyk, hledziačy na jaho, zašumieli, zahuli ŭsie łavy. U Rymie nie mała było hładyjataraŭ, šmat pieravyšajučych narmalnuju mieru čałavieka, ale padobnaha vočy kvirytaŭ jašče nie bačyli. Kasij, što stajaŭ u podyjumie za cezaram, vyhladaŭ nasuprać jaho, by mały chłapčuk. Sienatary, viastałki, cezar, aŭhustyjanie dy narod z zachaplenniem znatockim dy amatarskim ahladali jahonyja mahutnyja, hrubyja, by biarvienni, sciohny, padobnyja da dvuch złučanych ščytoŭ hrudzi dy Hierkulesavyja plečuki-ruki. Pošum mahutnieŭ z kožnaj chvilinaj. Dla henaje publiki nie mahła paprostu isnavać bolšaja raskoša, jak ahladannie takich muskułaŭ padčas ihry, napružannia j zmahannia.
Šum i homan zmianiŭsia ŭ kryk i haračkavyja pytanni, dzie žyvie narod, jaki haduje padobnych vialikaludaŭ; a toj stajaŭ pasiarod amfiteatru nahi, padabniejšy da kamiennaha kałosa, čym da čałavieka, z scipłaju sumnaju minaju barbara i, bačačy pustuju arenu, paziraŭ zdziŭlenymi svajimi błakitnymi vačyma dziciaci to na publiku, to na cezara, to na kraty kunikułaŭ, adkul čakaŭ kataŭ.
U momancie, kali vychodziŭ na arenu, jahonaje prastavataje serca zajhrała apošni raz nadziejaj, što mo čakaje jaho kryž, ale jak nie ŭbačyŭ ani kryža, ani hatovaje jamy, padumaŭ: nie hodny ja taje łaski, vidać, pryjdziecca pamierci inakš, niajnačaj ad zviaroŭ. Byŭ biezabaronny, dyk rašyŭsia zhinuć, jak prystojiła słuzie Baranka, spakojna i ciarpliva. Tym časam chacieŭ pamalicca jašče da Zbaŭcy, dyk uklenčyŭ na arenie, złažyŭ ruki i padniaŭ vočy da zoraŭ, što mihacieli nad adkrytym uhary cyrkam.
Henaja poza nie spadabałasia publicy. Davoli ŭžo nahladzielisia na tych chryscijan, pamirajučych, jak aviečki. Skiemili, što kali vołat nie zachoča baranicca, vidovišča moža pravalicca. Tut i tam pačulisia syki niezadavalniennia.
Niekatoryja zaklikali mastyhoforaŭ, što bizunami padhaniali da baraćby. Pa chvilinie zacichła, adnak, usio, bo nichto nie viedaŭ, što čakaje asiłka i ci nie pačnie zmahacca, jak spatkajecca voka ŭ voka z smierciu.
I nie tre było doŭha čakać. Nahła adazvaŭsia razdzirajučy ryk miedzianych trubaŭ, a na toj znak adčyniłasia krata nasuprać cezaravaha podyjuma, i na arenu vyskačyŭ siarod krykaŭ biestyjaryjaŭ vializny hiermanski tur, niesučy na hałavie nahaje dziavočaje cieła.
— Lihija! Lihija! — kryknuŭ Vinić.
I pačaŭ na hałavie rvać vałasy, sahnuŭšysia ŭ duhu, jak čałaviek, pranizany strałoju, dy kryčać nialudskim hołasam: — Vieru! Vieru!.. Chryscie! Cudu!
Nie čuŭ nat, jak u tym momancie Piatroni zakryŭ jamu hołaŭ tohaju. Jamu zdałosia, heta smierć abo bol zasłaniaje vočy. Nie hladzieŭ, nie bačyŭ. Aharnuła jaho pačuccio niejkaje strašennaje parožni. Uciakli z hałavy ŭsie dumki, vusny tolki paŭtarali, by ŭ malitvie: — Vieru! Vieru! Vieru!..
Naraz amfiteatr zamoŭk. Aŭhustyjanie, jak adzin čałaviek, paŭstavali, bo na arenie stałasia niebyvałaja reč. Pakorny i hatovy na smierć lih, ubačyŭšy svaju karaleŭnu na rahach dzikaje biestyi, padskočyŭ, jak prypiečany raspalenym žalezam, i, pryhnuŭšysia, rynuŭsia na razjušanaha zviera.
Z usich hrudziej vyrvaŭsia vułkan podzivu i zdumlennia — dyj znoŭ cišynia.
Lih, dabiehšy ŭmih da rasšalełaha byka, schapiŭ jaho za rohi.
— Hlań! — adzyvajecca Piatroni, zryvajučy tohu z hałavy Vinicija.
A toj ustaŭ, adchinuŭ uzad hołaŭ i šklastymi nieprytomnymi vačyma hladzić, zbialeły, na arenu.
Zamierła ŭva ŭsich dychannie. Muchu pralatajučuju lho było pačuć. Ludzi nie vieryli sobskim vačam. Jak Rym Rymam, nie bačyli takoha dziva.