Toje samaje dumali i Seneka, i konsuł Lucynij. Tym časam na nizie ŭzburennie rasło. Narod uzbrojvaŭsia kamienniami j kałami ad pałatak, doškami z vazoŭ i tačak dy roznym žalezziem. Niezabaŭna niekalki kahortavych kamandantaŭ pryjšło z dakładam, što pretoryjanie ledź vytrymoŭvajuć liniju ad nalahajučaj chvali ŭzburanaha narodu i, nie majučy zahadu bić, nie viedajuć, što rabić.
— O, bohi! — narakaje Neron. — Što za noč! Z adnaho boku pažar, z druhoha — razhukanaje mora narodu.
I pačaŭ šukać dalej skazaŭ, jakija b najstrajniej mahli vykazać žudasć chviliny, ale, bačačy navokał bladyja tryvožnyja miny, taksama spałochaŭsia.
— Dajcie ciomny płašč z kapturom! — adazvaŭsia. — Ci sapraŭdy moža dajsci da bitvy?
— Uładaru, — adkazaŭ niapeŭnym tonam Tyhelin, — ja zrabiŭ usio, što moh, ale niebiaspieka josć pavažnaja… Zviarnisia da narodu, boski, z abiacankami.
— Cezar budzie havaryć da hałajstry? Chaj heta vykanaje inšy chto ad majho imia. Chto padručycca?
— Ja! — adkazaŭ Piatroni.
— Idzi, druža! Ty najviarniejšy ŭ kožnaj patrebie… Idzi i abiacanak nie škaduj!
Piatroni zviarnuŭsia da prysutnych z minaju pahardlivaj dy iraničnaj: — Prysutnyja tut sienatary, — kaža, — dy akramia ich Pizon, Nerva i Senecyj pajeduć sa mnoju.
I važna zyjšoŭ z vadaciahu, a tyja, jakich paklikaŭ — za im, nie biez chislivasci, ale z peŭnaju lhoju, čerpanaju z jahonaj dastojnaj spakojnasci. Piatroni, zatrymaŭšysia pad arkadami, zahadaŭ padać sabie biełaha kania, sieŭ na jaho i pajechaŭ na čale z tavaryšami praz hłybokija šerahi pretoryjanaŭ, da čornaj vyjučaj masy, biezabaronny, trymajučy ŭ ruce tonki kijočak z kosci słanovaj, z jakim pryzvyčajiŭsia chadzić.
I, padjechaŭšy zusim, upior kania ŭ nataŭp. Kruhom, jak voka siahała, vidzion byŭ les ruk, uzbrojenych, čym trapiła, razjušanyja vočy, ablityja potam tvary i razrykanyja zapienienyja vusny. Rasšalełaja chvala ŭmih akružyła jahonuju kampaniju, za joju vidać było isnaje mora hałoŭ — chvalujučaje, kipučaje, strašennaje.
Kryki zmahutnieli j zmianilisia ŭ nialudski ryk. Kały, viły, a nat šabli kivalisia nad hałavoju Piatronija. Dziarlivyja ruki łavili cuhli jahonaha kania dy jaho samoha, a jon ujazdžaŭ štoraz hłybiej, chałodny, suchadušny, z minaju abryzhłaj. Časami valiŭ kijem pa hałavie najzajadlejšych tak, jak by rasčyščaŭ sabie darohu, i taja samapeŭnasć i bieztryvožnasć jahonaja budziła ŭ nataŭpie podziŭ. Paznali jaho ŭrešcie, i mnohija hałasy pačali kryčać: — Piatroni! Arbiter elegantiarum! Piatroni!
— Piatroni!!! — zahuło z usich bakoŭ.
I čym bolš paŭtarana hena imia, tym bolš hasła zajzdrasć i pahroza, bo heny statny patrycyj, choć nikoli nie šukaŭ łaski ŭ naroda, byŭ adnak jahonym piupiłam. Mieŭ słavu čałavieka ludskoha, ščodraha, a papularnasć jahonaja pašyrałasia złašča ad časaŭ spravy Pedanija Sekunda, dla jakoha damahaŭsia łahodnaha prysudu, katorym pryhavorany byli da smierci ŭsie niavolniki prefiekta. Złašča niavolniki lubili jaho ad taje pary takoju luboŭju, jak ludzi pryhnoblenyja j biazdolnyja zvyčajna lubiać tych, chto choć krychu akazvaje im spačuccia. Da taho dałučałasia šče j cikavasć: što skaža vysłannik cezara, bo nichto nie sumniavaŭsia, što cezar vysłaŭ jaho znarok. A jon, zniaŭšy z siabie svaju biełuju, ablamavanuju škarłatam, tohu, padniaŭ jaje ŭharu i pačaŭ matlać nad hałavami, kab dać znać, što choča pramović.
— Cicha! Maŭčecie! — pajšło pa ŭsioj masie.
Cieraz chvilinu nastała cišynia. Tady jon vyprastavaŭsia na kani i pačaŭ havaryć pierakanaŭčym spakojnym hołasam: — Hramadzianie! Chaj tyja, što pačujuć maje słovy, pierakažuć tym, što stajać dalej, a ŭsie trymajciesia, jak ludzi, nie jak bydlata na arenach!
— Słuchajem! Słuchajem!
— Dyk słuchajcie! Horad budzie adbudavany. Parki Łukuła, Miecenata, Cezara i Ahrypiny dla vas buduć adkryty! Uzaŭtra raspačniecca vydača zbožža, vina i alivy tak, kab kožny moh napoŭnić žyvot až da horła! Pasla cezar spravić vam ihryščy, jakich sviet nie bačyŭ dahetul, budzie pačostka i darunki. Bahaciejšymi budziecie pa pažary, čym pierad pažaram!
Prycišny huł pakaciŭsia na ŭsie baki, by chvali pa vadzie, u jakuju ŭpaŭ kamień: hena bližejšyja pierakazvali słovy dalejšym. Tam-siam adhuknulisia taksama kryki hnievu abo patakavannia, jakija chutka zmianilisia ŭ adzin mahutny vierask: — Ranem et circenses!!!..[66] Piatroni atuliŭsia ŭ tohu i praz niejki čas słuchaŭ nieparušna, padobny ŭ svajoj biełaj vopratcy da marmurovaj statuji. Vierask mahutnieŭ, hłušyŭ huk pažaru, adzyvaŭsia z usich bakoŭ, štoraz hłybiejšy, a vysłaniec usio čakaŭ, mabyć, jašče niešta chacieŭ skazać, i, ucišyŭšy rukoju raskryčanaje mora, adazvaŭsia: — Budziecie mieć panem et circenses, hukniecie tolki na honar cezara, jaki kormić vas, apranaje, dy jdzi spać, hałajstra, bo chutka ŭžo svitacimie!