Nikt inny nie potrafiłby tego dokonać. Nie byłby wystarczająco brutalny,
wystarczająco bezwzględny. I wiem również, że w takich chwilach... to pomaga
również jemu. Karmi jego własną ciemność. Jego własne, nienasycone pragnienie,
które co jakiś czas musi zostać zaspokajane, aby nie przejęło nad nim kontroli.
Kto raz stał się Śmierciożercą, nigdy nie przestaje nim być. Nigdy nie zwalczy w
sobie głodu krwi i cierpienia. Może go zagłuszyć, ale po pewnym czasie głód stanie
się zbyt silny, by można było nad nim zapanować i wtedy nic nie będzie w stanie go
powstrzymać. Dlatego tak ważne jest regularnie karmienie.
Obaj mamy swoje demony, które nas prześladują. I czasami tę ciemną sylwetkę,
która wypełnia całe moje lustro, cały mój świat... zalewa gęsta ciemność, wnikając
we wszystkie szczeliny jego duszy, wszystkie stworzone przez mrok blizny,
wypełniając je na powrót trującą nienawiścią. I wtedy jest popękany i muszę bardzo
uważać, żeby się nie skaleczyć... ale i tak czasami mi się nie udaje i ranię się o jego
ostre odłamki.
Harry stał jak sparaliżowany w salonie i patrzył na Severusa odzianego w szaty
Śmierciożercy. Na jego zimy, odległy wzrok utkwiony w ścianie, na rękę zaciśniętą
mocno na różdżce, na jego wykrzywione wargi i pozbawione emocji, blade oblicze.
Zdawał się zupełnie nie kontaktować, pogrążając się w swoim świecie, w którym
istniał jedynie mrok i Harry wiedział, że po raz kolejny jego demon go odnalazł.
- Severusie - wyszeptał, podchodząc do niego powoli i przez cały czas obserwując
dłoń, w której mężczyzna ściskał swoją różdżkę. - Musisz do mnie wrócić.
Ostrożnie dotknął jego ramienia i wtedy spojrzenie Severusa oderwało się od ściany i
wykute z czarnego lodu oczy spoczęły na nim, przeszywając go niczym piorun i w tej
samej chwili ręka Severusa wystrzeliła w górę, zaciskając mu się na gardle z
miażdżącą siłą.
- To ja, Severusie - wycharczał Harry, próbując rozewrzeć jego palce i złapać
oddech. - Wróć do mnie. Błagam.
Wciąż pamiętał pierwszy raz. Nie wiedział wtedy, co się dzieje, dlaczego Severus
nagle zaczął zachowywać się tak, jakby go nie rozpoznawał i kiedy Harry próbował
go zatrzymać, popchnął go tak mocno, że Harry rozwalił sobie łokieć o jedną z półek
i dlaczego nie było go niemal przez pół nocy, a kiedy wrócił, na jego szacie i dłoniach
była krew... Nie pytał, co się stało. Nie chciał wiedzieć. Po prostu podszedł i wtulił się w niego, dziękując wszystkim duchom, za to, że do niego wrócił i starając się
powstrzymać szarpnięcia żołądka, kiedy Severus uniósł zakrwawioną dłoń i dotknął
jego policzka i Harry poczuł w sobie porażające nerwy przerażenie, uświadomiwszy
sobie, iż jeszcze chwilę temu ta dłoń mogła kogoś zabić...
Ale tym razem nie pozwoli mu odejść. Nie puści go. Nie pozwoli mu wkroczyć
samotnie w ciemność.
- Uderz mnie, jeśli chcesz. Zrań mnie. Ukarz mnie. Ale nie odchodź - wyszeptał,
wbijając twarde spojrzenie wprost w wypełnione czernią szczeliny, które wydawały
się wdzierać niemal wprost do jego duszy.
I Severus zrobił to. Rzucił go na podłogę i nakarmił się nim do syta.
I wrócił.
A potem bardzo długo całował jego twarz.
I wszystkie ślady, które jego zęby i palce pozostawiły na ciele Harry'ego.
Wciąż musimy się nawzajem pilnować, ponieważ to, co nam grozi nie jest materialne
i nie możemy po prostu odgrodzić się od tego ochronną barierą, jak od całego
świata. To niewidzialny wróg, którego nigdy nie pokonamy, ponieważ kiedy raz
zapuści korzenie w twojej duszy, to nigdy nie uda się go już wyplenić. Dokładnie tak,
jak mówił Severus. Możemy jedynie próbować się nawzajem ochraniać. Dlatego
zawsze, kiedy zasypiam, czuję na sobie jego wzrok. Kiedy wyrywam się ze snu w
środku nocy, czuję obejmujące mnie ramiona. Zawsze jest tuż obok. Oprócz
poranków.
Za każdym razem, kiedy się budzę, jego już nie ma. Nie mam pojęcia, o której
wstaje, chociaż czasami wydaje mi się, że pamiętam, jak ostrożnie uwalnia mnie ze
swoich ramion i kładzie moją głowę na poduszce, a następnie bezszelestnie
wyślizguje się z sypialni. Nie mamy w niej okien, więc nigdy nie wiem, która jest
godzina i czasami okazuje się, że kiedy w końcu wstaję, jest już niemal przed
południem. Ale nie przeszkadza mi to, że go nie ma. Nie. Ponieważ wiem, że kiedy
tylko wyjdę z sypialni i w piżamie udam się do kuchni... na stole będzie czekało na
mnie śniadanie. I cynamonowa kawa. I wiem, że kiedy wezmę tacę do rąk i wyjdę z
nią na taras, zobaczę go w ogrodzie, pochylonego nad ziołami...
Harry odstawił tacę ze śniadaniem na drewniany stół i rozejrzał się po ogrodzie.
Słońce stało już wysoko i nawet pomimo cienia, Harry czuł, jak ziemia i otaczające
dom krzewy i drzewa prażą się w jego promieniach. Severus kucał przy
wnykopieńkach, przycinając przyschnięte pędy. Nawet w upale miał na sobie czarne
spodnie i czarną koszulę o długich rękawach. Harry zszedł boso po dwóch stopniach
i przeszedł przez nagrzaną słońcem ścieżkę, zmierzając wprost ku ukrytej wśród
zieleni, ciemnej postaci.
- Dzień dobry, Severusie - powiedział cicho, pochylając się i obejmując go od tyłu