Harry przełknął ślinę wymieszaną ze słonymi łzami, które spływając po twarzy,
zatrzymywały się na jego wargach.
- Voldemort - powiedział głośniej, ale Severus ponownie nim szarpnął, jakby chciał
wytrząść odpowiedź prosto z jego tłukącego się w piersi serca.
- Jeszcze raz! Masz to wykrzyczeć! Kto jest temu winien?
Harry poczuł, jak pod wpływem twardego, zdecydowanego spojrzenia Severusa, do
jego rozchwianego umysłu napływa pewność. A wraz z nią gniew.
- Voldemort! - wyrzucił z siebie na wydechu, zaciskając pięści na szacie mężczyzny i
mając wrażenie, jakby po jego ciele spływał roztapiający się szybko, twardy i ciężki
pancerz, który jeszcze chwilę temu próbował go zmiażdżyć i wgnieść w ziemię. - To
Voldemort! To wszystko przez niego! Przez niego! - krzyczał, ściskając czarną szatę,
jakby była jedyną stałą rzeczą w przypominającej tornado wichurze emocji, które
musiały znaleźć ujście i wylewały się z niego, niczym erupcja wulkanu. - To wina
Voldemorta! VOLDEMORTA!
Opadł do przodu, opierając twarz o pierś Severusa i dysząc ciężko. Poczuł
wplatającą się we włosy dłoń i ciepłe usta przyciskające się do czubka jego głowy.
Nie wiedział, ile czasu minęło. Stał wtulony w Severusa, wsłuchując się w jego
spokojny, ciepły oddech, owiewający mu włosy i w bicie własnego serca,
powracającego powoli do normalnego rytmu.
Po pewnym czasie Severus poruszył się lekko, odrywając wargi od jego głowy i
szepcząc z napięciem w głosie:
- Dobrze, a teraz posłuchaj mnie uważnie. Zajmę się wszystkim, ale musimy na
chwilę wrócić do Hogwartu, aby zabrać to, co będzie nam potrzebne. I nikt nie może
nas zobaczyć.
Harry uniósł głowę, ocierając wierzchem dłoni wilgotne ślady na policzkach i
spoglądając w górę, na przyglądającego mu się z uwagą mężczyznę.
Skąd miał w sobie tyle siły? Jak to robił, że nigdy nie okazywał słabości, nawet wtedy
gdy cały świat rozpadał się na kawałki? Wciąż utrzymywał się na powierzchni,
trzymając go za rękę i nie pozwalając, by Harry utonął, w tej czerwonej rzece krwi, w
której tylu poległo. Przez cały ten czas nigdy go nie puścił, choć sam o mało co nie
poszedł na dno. Jak to robił, że wciąż po tym wszystkim, co widział i czego
doświadczył, patrzył na niego z tą samą twardą zaciętością? To spojrzenie dotykało
jego skóry i nie pozwało mu zwątpić.
Zastanawiał się, czy gdyby miał go kiedykolwiek stracić... czy byłoby to równie
bolesne jak wszystkie tortury, którym poddał go Voldemort?
Nie.
Byłoby znacznie boleśniejsze.
I zabiłoby go powoli, jak odcięty nagle dopływ tlenu do płuc...
Dopóki Severus był przy nim... Harry miał powód, by oddychać.
Pokiwał głową, przełykając tę kwaśną, nieprzyjemną rzecz, która podeszła mu do
gardła, kiedy o tym pomyślał.
I wziął głęboki, długi oddech.
- Jestem gotowy.
*
Aportowali się u stóp Wrzeszczącej Chaty. Okolica wciąż była pokryta śniegiem.
Harry rozejrzał się, spoglądając na znajdujące się w oddali domy, ale zwykle tętniące
życiem miasteczko wyglądało na wymarłe. Prawdopodobnie większość mieszkańców
zdecydowała się wziąć udział w bitwie. Ale co się z nimi stało? Wciąż walczyli, czy
może...
Severus wyważył drzwi i za pomocą magi przetransportował do środka ciało
Voldemorta, które zabrali ze sobą, aby Czarodziejski Świat miał dowód na to, że
potwór naprawdę zginął. Następnie zapieczętował drzwi i obaj zeszli do
podziemnego tunelu wiodącego do Wierzby Bijącej. Severus szedł pierwszy,
oświetlając drogę różdżką i ciągnąc Harry'ego za sobą. Przez całą drogę mężczyzna
zaciskał palce na nadgarstku Harry'ego, jakby obawiał się, że jeżeli puści go chociaż
na chwilę, to znowu może go stracić. Harry niemal biegł za nim, próbując nadążyć za
jego długimi, zdecydowanymi krokami, kiedy sunęli przez ciemność. Kiedy znaleźli
się w jamie pod korzeniami Wierzby Bijącej, Severus użył skomplikowanego zaklęcia,
aby odblokować zamknięte pod koniec trzeciego roku przejście, lecz zanim
zdecydował się wyjrzeć na zewnątrz, sięgnął w głąb swej szaty i wyjął z niej
pogniecioną i poplamioną... Mapę Huncwotów.
Harry nie mógł uwierzyć własnym oczom. Dopiero po chwili przypomniał sobie, że
przecież mężczyzna odebrał mu ją wczoraj wieczorem, tuż przed tym, zanim Harry
rzucił na niego Legilimens Evocis i dowiedział się prawdy... Merlinie, wydawało się,
jakby to miało miejsce wieki temu...
Harry zareagował błyskawicznie. Zanim Severus zdążył sprawdzić, czy droga do
Hogwartu jest wolna, Harry wyrwał mu mapę z rąk i zaczął gorączkowo przeszukiwać
wzrokiem, mając nadzieję ujrzeć kogokolwiek... kogokolwiek...
Najpierw zobaczył profesor McGonagal , rozmawiającą w gabinecie dyrektora z
Ministrem Magii, Kingsleyem Shacleboltem i kilkoma innymi wysoko postawionymi
urzędnikami magicznymi. Następnie błyskawicznie odnalazł spojrzeniem Skrzydło
Szpitalne, wypełnione uczniami Hogwartu i mieszkańcami Hogsmeade. Dostrzegł
wśród nich Lunę i Tonks i po jego plecach spłynęła fala ulgi. Tonks leżała
nieruchomo, ale Luna poruszała się, kręcąc się pomiędzy szpitalnymi łóżkami. Harry
zobaczył kropki oznaczające Seamusa, Neville'a, Lavender Brown, Parvati Patil,