ujrzał przed sobą jej uśmiechniętą twarz, zerkającą na niego znad książek i
rzucającą mu karcące spojrzenia.
Otworzył usta, ale jedynym, co się z nich wyrwało był spazmatyczny szloch,
przelewający mu się przez gardło niczym parząca przełyk lawa.
- Ona żyje! Kłamiesz! Nie wierzę ci!
Nie mogła zginąć. Była zbyt inteligentna. Zawsze potrafiła znaleźć rozwiązanie. Nie
mogła tak po prostu... nie!
Rzucił się do przodu, uderzając pięściami w klatkę piersiową mężczyzny i z całej siły
zaciskając rozmyte od łez oczy, aby tylko pozbyć się z głowy obrazu skupionej
twarzy przyjaciółki, kładącej na stoliku przed nim naręcze książek.
- Nie! Proszę, powiedz, że to nieprawda! Ona nie mogła... - Szloch był bolesny.
Rozrywał mu gardło, zatapiając umysł w odmętach otępiającej grozy.
Zawsze była przy nim. Od samego początku. Zawsze.
- Hermiono - wycharczał, nie będąc w stanie złapać tchu i osuwając się na ziemię po
szacie Severusa. - Hermiono...!
Poczuł ciało Severusa, osuwające się na ziemię zaraz po nim i zakleszczające go w
mocnym, bezlitosnym uścisku ramion.
- To moja wina... To ja powinienem zginąć - wyrzucał z siebie w spazmach, trzęsąc
się niczym w febrze. - Gdybym nie postanowił... to wszystko przeze mnie... oni
wszyscy...
Ciemność ponownie nadpływała. Wypełniona przerażającymi wrzaskami cierpienia,
rozrywającymi jego płuca i serce, sprawiającymi, że miał ochotę jedynie wić się po
lodowatej ziemi i konać tak samo długo, jak oni. Byle zniknęli. Byle przestał ich
słyszeć... Byle przestał widzieć rozrywane na kawałki ciała i wyzierającą z
przekrwionych oczu rozpacz...
I wtedy poczuł brutalne szarpnięcie i przedzierający się przez krzyki, ostry głos, który wbił mu się w umysł niczym rozgrzane do czerwoności ostrze, wypalające otwartą
ranę:
- Przestań! Spójrz na mnie! - Kolejne silne szarpnięcie, które sprawiło, że przez
rozmytą ciemność przedarła się blada twarz i wbijające się w niego, rozpalone
skumulowanymi emocjami, czarne oczy. - A teraz posłuchasz mnie uważnie! Wojna
była tylko kwestią czasu. Wszyscy ją podskórnie wyczuwali i przygotowywali się do
niej od ponownego pojawienia się Czarnego Pana, który zdążył zgromadzić o wiele
większą armię popleczników niż poprzednio. Opętanych jego wizją świata,
zaślepionych nienawiścią do Mugoli. Jak myślisz, czy po tym wszystkim, czego
dokonali, ot tak powróciliby do zwyczajnego życia, nawet gdyby ich przywódca został
pokonany? - W głosie Severusa wibrowały bardzo silne emocje, a jego oczy płonęły
gorączkowo, kiedy wpatrywał się w Harry'ego, potrząsając nim gwałtownie. - Musieli
zostać rozbici, póki nie zgromadzili jeszcze większych sił, aby zemścić się za upadek
swego przywódcy. Nigdy nie zdołałbyś pokonać ich wszystkich w pojedynkę.
Mordowali, palili i torturowali. Byli równie niebezpieczni jak sam Czarny Pan, a teraz,
kiedy została ich zaledwie garstka, nie zdołają już powrócić do swej potęgi i bardzo
łatwo będzie ich odnaleźć i wysłać do Azkabanu albo skazać na pocałunek
Dementora. Wszyscy, którzy zginęli na tej bitwie właśnie za to oddali swoje życie.
- Ale... nie mieli szans... - szeptał rozpaczliwie Harry. - Nie mieli...
Severus szarpnął nim jeszcze brutalniej.
- Słuchaj mnie! Każda wojna pochłania ofiary i tak już jest. To nie ty ich zabiłeś! Nie
jesteś temu winien ani ty, ani nikt inny.
Harry odwrócił głowę, spoglądając w ziemię i pragnąc uciec przed sztyletującym go,
kąsającym boleśnie spojrzeniem czarnych oczu, ale w tej samej chwili Severus złapał
jego brodę w żelazny uścisk i bezlitośnie odwrócił jego twarz z powrotem ku sobie,
warcząc wściekle:
- Patrz na mnie, do cholery! I odpowiedz na moje pytania! Czy jeżeli dyrektor pozwolił
im na udział w walce, to oznacza, że to on jest winny ich śmierci? Czy jeżeli to ja
zasugerowałem, że uczniowie powinni włączyć się w bitwę, to oznacza, że ja jestem
winien ich śmierci? A może to oni są sobie winni, ponieważ postanowili wybrać się na
wojnę, aby uwolnić się od trwającego latami terroru, nawet jeśli nie mieli pojęcia o
prawdziwej walce i nie znali żadnych ofensywnych zaklęć? Czy może to wina
Śmierciożerców, ponieważ to oni rzucali klątwy? A może to wina tego cholernego
skrzata, który zaprowadził nas na pole bitwy? Kto tak naprawdę jest winny ich
śmierci?! Kto rozpętał tę wojnę?! Kto jest przyczyną, dla której wszyscy wzięli w niej
udział?! Kto zaprowadził terror, od którego pragnęli się uwolnić?! Kto wysłał
Śmierciożerców, żeby zabili każdego w polu widzenia?! Kto jest temu winien? Kto
jest odpowiedzią na te wszystkie pytania? Powiedz to! Chcę to usłyszeć z twoich ust!
Harry wpatrywał się w Severusa szeroko otwartymi oczami, czując jak piekący uścisk
uwalnia jego gardło, a płuca ponownie zaczynają pracować. A upiorne wycie w
umyśle powoli przycicha, zastępowane obrazem gadziej twarzy o płonących,
czerwonych oczach. Twarzy, która była już martwa i nigdy nie powróci.
- Voldemort - wyszeptał niemal bezgłośnie.
Severus ponownie nim szarpnął, wbijając w jego oczy niemal opętańcze spojrzenie.
- Jeszcze raz! Kto jest temu wszystkiemu winien?!