Читаем Desiderium Intimum полностью

Jego oczy rozszerzyły się. Rzucił się do przodu, odsuwając ją na bok, i kiedy spojrzał

w dół...

To nie była Luna. Odkryła to od razu, kiedy podeszła bliżej.

- Nie... - Ten cichy, złamany szept był gorszy niż wrzask. Wydawał się dobiegać nie z

gardła, a z samej duszy. - Nie. Nie Bill...

Kiedy zobaczyła, jak Ron opada na kolana, jej serce opadło wraz z nim.

- Zasłonił Fleur własnym ciałem - wyszeptała cicho, przyklękając obok i kładąc dłoń

na jego drżącym ramieniu.

Tak żałowała, że nie może go objąć, ale musiała zachować czujność. W tej sytuacji

tylko ona była w stanie zapewnić im bezpieczeństwo, ponieważ on wydawał się w

ogóle nie pamiętać o otaczającym świecie, wpatrując się z niedowierzaniem w ciało

swojego brata i bezgłośnie poruszając drżącymi wargami.

Merlinie, jak wiele by dała, by to powstrzymać, by zakończyć to szaleństwo, by już

nikt z ich bliskich nie cierpiał... ale tylko odnalezienie Harry'ego mogło przybliżyć ich do zwycięstwa, chociaż doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że wiązało się ono

również ze spotkaniem z Voldemortem. A na to nikt z nich nie był odpowiednio

przygotowany.

Nagły ruch po lewej zwrócił jej uwagę. Błyskawicznie odwróciła głowę i na chwilę

straciła dech w płucach, kiedy ujrzała ciemną sylwetkę i wycelowaną w Rona

różdżkę.

- Expelliarmus! - wrzasnęła, odpychając Rona na bok. Zaklęcie świsnęło tuż pod jej

ramieniem, uderzając w ziemię i rozbryzgując na boki wilgotne błoto.

Różdżka Śmierciożercy wylądowała kilka metrów od nich i kiedy zerwała się, aby po

nią pobiec, zobaczyła, jak mężczyzna rzuca się na zaskoczonego Rona,

przygniatając go do ziemi i zaciskając ręce na jego szyi. Wycelowała w niego,

krzycząc:

- Reduc...

Na lewo od siebie dostrzegła jasnożółty promień klątwy i musiała błyskawicznie się

schylić, aby jej uniknąć.

Było ich dwóch.

Podniosła się i desperacko rozejrzała, próbując zlokalizować drugiego

Śmierciożercę. Zobaczyła, jak Ron szamoce się, próbując zrzucić z siebie

przeciwnika, ale ten wymierzył mu cios prosto w twarz. Nie zdołała już jednak

dostrzec nic więcej poza oślepiającym blaskiem rzuconej w nią klątwy.

- Protego!

Tarcza zadrżała, ale zdołała powstrzymać atak. Hermiona cofnęła się kilka kroków,

niemal upadając w błoto.

Kolejna klątwa rozbiła jej tarczę w drobny mak.

- Protego!

Druga była znacznie słabsza, ale wytrzymała kolejne uderzenie.

Rozbieganym wzrokiem dostrzegła Rona. Jego twarz zalana była krwią, ale nadal

walczył, wymierzając pięściami ciosy w pierś i brzuch siedzącego na nim

Śmierciożercy.

- Drętwota! - wrzasnęła, celując w źródło nieustających ataków, ale Śmierciożerca

bez większego trudu odbił jej zaklęcie i w momencie, w którym wymierzyła w tego,

który walczył z Ronem, kolejna klątwa niemal trafiła ją w twarz. Poczuła swąd

palących się włosów.

Miała tylko jedno, jedyne wyjście. Odciągnąć go stąd.

Rzuciła się przed siebie, celując przez ramię w nacierającego na nią mężczyznę.

- Impedimento!

Usłyszała za sobą huk i śmiech ścigającego ją Śmierciożercy.

- Pudło, ślicznotko!

Ale tuż po tym do jej uszu dotarł kolejny huk, dochodzący zza pleców i dwa znajome

głosy, krzyczące:

- Zostaw naszego brata, ty Ścierwojadzie!

Ulga była tak osłabiająca, że Hermiona niemal potknęła się i przewróciła w błoto, ale

kolejna klątwa, która świsnęła jej tuż obok ramienia, skutecznie poderwała ją do

dalszego biegu.

- Reducto! Drętwota! Petrificus Totalus!

Rzucała zaklęcia na oślep, byleby go tylko spowolnić, byle dać sobie trochę

oddechu. Niemal wpadła na niską, krępą czarownicę, ale zanim zdążyła ją ostrzec,

klątwa ścigającego ją Śmierciożery trafiła w kobietę, odrzucając ją na kilka metrów,

jednak Hermiona nie mogła się zatrzymać. Biegła dalej, skręcając gwałtownie, aby

go zmylić. Przeskoczyła nad leżącymi na ziemi zwłokami przypominającymi drobne

ciałko któregoś z pracujących w Hogwarcie skrzatów i zbyt późno dostrzegła

rozbłyski zaklęć przed sobą.

Wbiegła wprost pomiędzy kilkoro walczących ze sobą aurorów i Śmierciożerców.

- Co ty wyprawiasz, dziewczyno? - usłyszała krzyk jednego z nich, kiedy zanurkowała

ku ziemi, przebiegła pomiędzy nimi niemal na czworakach i puściła się dalej biegiem.

Odwróciła się dopiero po kilkudziesięciu metrach, ale ścigającego nigdzie nie było

widać. Najwyraźniej on nie miał tyle szczęścia co ona. Wolała jednak nie zawracać,

aby to sprawdzić.

Zatrzymała się i przez chwilę dyszała ciężko, opierając się rękami o kolana. Kiedy

odzyskała oddech, wyprostowała się i rozejrzała uważnie. Słyszała dobiegające z

oddali okrzyki i eksplozje. I nagle, gdzieś niedaleko, w powietrze wzbiło się bolesne

wycie, które sprawiło, że jej ciało przeszył lodowaty dreszcz.

Rozpoznawała ten głos...

Ścisnęła mocniej różdżkę i ruszyła w tamtą stronę.

*

Powinna być gdzieś tutaj. Jej śmiech dobiegał dokładnie z tego miejsca. Śmiech

przerwany przez ten dziwny, przeszywający wrzask. Wrzask, który nie przypominał

ani krzyku torturowanej ofiary, ani niczego, co Severus znał, chociaż miał niejasne

przeczucie, że gdzieś go już kiedyś słyszał.

Powoli wsunął się w kolejny kłąb dymu, uważnie rozglądając się wokół. Minął spalony

doszczętnie krzak.

Перейти на страницу:

Похожие книги