że któreś z tych ciał, które spotykamy, może należeć do Luny albo do Neville'a, albo
do...
- Może trochę ciszej, panno Granger, chyba że chcecie ściągnąć tu wszystkich
Śmierciożerców z okolicy.
Hermiona odwróciła się gwałtownie, unosząc różdżkę.
*
Szybciej...
Szybciej.
Szybciej!
W biegu mijała rozmazane sylwetki walczących, przeskakiwała nad ciałami i ciskała
zaklęciami, jeżeli tylko dostrzegła sugestię czarnego kaptura.
- Tonks, uważaj! - Okrzyk walczącego ze Śmierciożercą Artura Weasleya ostrzegł ją
o zbliżającej się klątwie. Zrobiła unik i biegnąc w pozycji pochylonej, powaliła
Śmierciożercę zaklęciem żądlącym. Wyminęła Molly i jej córkę, a kilka metrów dalej
dostrzegła w dymie Freda i George'a Weasleyów, rzucających w dwóch
Śmierciożerców eksplodującymi oślepiająco kulkami.
Bellatriks się przemieszczała. Tonks słyszała jej przybliżający się i oddalający
śmiech.
Przyspieszyła. Ciskała zaklęciami w każdego, kto stanął jej na drodze. Widziała łunę
rozbłyskujących czarów. A to oznaczało, że jest jeszcze szansa... że nadal się broni.
W biegu odbiła rykoszetujące zaklęcie i wydawało się, że dym nagle rozstąpił się,
ukazując jej drobną postać, klęczącą na ziemi z wyciągniętą różdżką i bujnymi blond
włosami, potarganymi teraz i zlepionymi błotem.
- Protego maxima! - krzyknęła, zatrzymując się tuż przed nią i osłaniając ją przed
pędzącym w jej stronę strumieniem błękitnego światła. Tarcza, którą wyczarowała,
zadrżała i rozbiła się, ale klątwa została zniwelowana.
Miała tylko sekundę.
Odwróciła głowę, spoglądając wprost w rozszerzone z zaskoczenia, błękitne oczy.
- Uciekaj stąd! - wrzasnęła. Merlinie, gdyby tylko miała odrobinę więcej czasu, aby ją
pochwycić i nie puścić, dopóki nie aportuje się z nią w miejsce, w którym byłaby
bezpieczna.
Odwróciła się z powrotem w tej samej chwili, w której z mgły wyłoniła się Bellatriks.
Jej twarz wykrzywiła się chwilowym zaskoczeniem, kiedy zamiast bezbronnej ofiary,
którą już niemal miała na haczyku, ujrzała celującego w nią aurora. Ale to
zaskoczenie błyskawicznie zmieniło się w rozbawienie.
- Witaj, moja droga siostrzenico - wycedziła, uśmiechając się w taki sposób, jakby
jedyne, czego jej brakowało, aby wzbudzać jeszcze większą grozę, były kły. - Nie
wiesz, że to nieładnie przerywać komuś pościg za taką małą, zwinną małpeczką?
Tonks oblizała zaschnięte od biegu i dymu wargi.
- A czy ty nie wiesz, droga "cioteczko", że to nieładnie próbować chwytać cudze małpki?
Zaskoczenie. Dokładnie to chciała osiągnąć. I natychmiast je wykorzystała.
- Fractum! - wykrzyknęła, robiąc krok w przód.
Bellatriks z największym trudem zdołała odbić zaklęcie.
- ŚMIESZ MNIE ATAKOWAĆ, TY PARSZYWY ODMIEŃCU?! CRUCIO!
Tonks skoczyła w bok, błyskawicznie łapiąc równowagę i rzucając w Bellatriks
zaklęciem porażającym. I nie czekając na jego skutki, natychmiast zaczęła ciskać
kolejnymi. Jeden po drugim. Raz za razem, by przeciwnik nie miał szansy nawet
pomyśleć o ataku.
Nacierała, przesuwając się do przodu, zupełnie nie dbając o obronę, byle tylko ją
zniszczyć, spopielić na miejscu, raz na zawsze, by już nigdy nie mogła podnieść na
nią ręki! Jej dłoń niemal drżała z wściekłości, wypełnione ogniem oczy zdawały się
żądlić, ale Bellatriks odbijała niemal każde zaklęcie, chociaż ich siła zmuszała ją do
nieustannego cofania się.
- Conbustum! - wykrzyknęła w końcu ochryple, rzucając jedno z najsilniejszych
zaklęć, jakie znała. Jego żar oślepił niemal ją samą, ale Bel atriks zdołała
wyczarować przed sobą tarczę ochronną i chociaż Tonks nacierała, wkładając w nie
całą swą moc, nie była w stanie jej stopić, dopóki zza pleców po swojej prawej
stronie nie usłyszała głosu Luny:
- Reducto!
Usłyszała pełen wściekłości krzyk Bel atriks, która musiała uskoczyć na bok, aby
odbić zaklęcie Luny, pozbywając się swojej ochronnej tarczy i czar Tonks trafił w
znajdujący się za nią, wysuszony krzak, który natychmiast stanął w oślepiających
płomieniach.
Eksplozja była zbyt silna. Tonks przymknęła powieki i jej zmysł widzenia na ułamek
sekundy został rozchwiany, kiedy walczyła z białymi plamami, które pojawiły się
przed jej oczami.
Rozejrzała się błyskawicznie, próbując wyłowić z powodzi światła ciemną sylwetkę,
ale nigdzie jej nie było. Nigdzie!
Konsumująca wściekłość zmieniła się w grozę, kiedy odwróciła się, poszukując
wzrokiem Luny.
Zniknęła.
- No, no, muszę przyznać, że twarda z ciebie suka...
Pomimo żaru emanującego z płonącego krzewu, ciało Tonks pokryło się szronem,
kiedy odwróciła powoli głowę i ujrzała dwie sylwetki.
Bellatriks stała za Luną, trzymając ją za włosy i przykładając różdżkę do jej gardła, a
jej uśmiech przypominał teraz nadpływającego szybko, wygłodniałego rekina.
*
- Profesor Sinistra - westchnęła Hermiona, opuszczając rękę i niemal czując
spływającą po skórze ulgę.
- Nic wam nie jest? - zapytała nauczycielka, podchodząc bliżej.
Hermiona pokręciła głową. Co prawda jej ramię wciąż pulsowało, ale rana nie była na
tyle poważna, by o niej wspominać.
- Widzieliście po drodze jakichś rannych? Odtransportowuję ich do Hogwartu.