Ron wyraźnie się rozluźnił, ale Hermiony nie potrafiło opuścić nieprzyjemne uczucie,
wpełzające powoli do jej umysłu.
- Voldemorta także nigdzie nie ma - powiedziała pospiesznie. - Myśli pan, że są
gdzieś indziej? Że Voldemort zabrał gdzieś Harry'ego?
Lupin spojrzał na nią przeciągle.
- Bardzo możliwe - odparł z namysłem. - Ale jeżeli to prawda... to niech Merlin ma
nas w swojej opiece.
Hermiona zagryzła wargę.
Czyżby wszystko, co robili... całe to poświęcenie, było na nic? Dlaczego go tu nie
było? Dlaczego Voldemort miałby zabrać gdzieś Harry'ego? A jeżeli już go zabił i...?
Nie. Nie zrobił tego. Nie zabił go. Gdyby Harry zginął, Voldemort z pewnością
pojawiłby się tutaj, aby ogłosić swoje zwycięstwo. On gdzieś tam jest... i tylko jedna
osoba jest w stanie go odnaleźć.
- Chodź, Ron - powiedziała, ciągnąć go za rękę. - Dziękujemy, profesorze Lupin, ale
dalej sami musimy sobie poradzić.
- Uważajcie na siebie - zakrzyknął jeszcze Lupin, zanim stracili go z oczu.
- Gdzie idziemy? - zapytał Ron, biegnąc za nią.
- Znaleźć Snape'a - powiedziała stanowczo, wbijając badawcze spojrzenie w kłęby
gryzącego dymu.
*
Ciał przybywało. Severus sunął pomiędzy nimi niczym cień, z różdżką w pogotowiu i
wyostrzonymi zmysłami, gotów w każdej chwili zaatakować. Zręcznie omijał miejsca
rozbrzmiewające wrzaskami torturowanych, kierując się coraz głębiej i głębiej w
nasączone cuchnącym oddechem śmierci pole bitwy, prowadzony naprzód tylko
jedną, jedyną myślą.
Potter.
Śmierciożercy atakowali na oślep, niczym stado wygłodniałych wilków, bez
zastanowienia eliminując każdego, kto wszedł im w drogę, i nie oszczędzając nikogo.
Severus kilkakrotnie natknął się na ślady walki - jeszcze ciepłe, dymiące ciała,
niektóre w całości, niektóre porozrywane na strzępy, jakby wielu Śmierciożerców
żałowało, że nie może używać siekier zamiast różdżek. Severus znał ich wszystkich
doskonale. Spędził z nimi wystarczająco wiele czasu, by poznać ich taktykę i słabe
strony. Atakowali bez finezji i bez planu. Byle tylko zadać ofierze jak najwięcej
cierpień przed śmiercią. W pewnym sensie przypominali to, co sami po sobie
zostawiali - zbroczone krwią ochłapy mięsa, poruszające się tylko i wyłącznie za
pomocą mechanicznej siły rozpędu, tratujące wszystko, co napotkały na swej drodze,
dopóki nie sczezły we własnych odchodach po spotkaniu z aurorem, który okazał się,
jakimś dziwnym trafem, przebieglejszy od nich.
Na razie straty po obu stronach wyglądały na wyrównane, chociaż zakapturzonych
ciał wydawało się być nieco mniej. Severus nie miał zamiaru mieszać się w walki, ale
ci głupcy, którzy ośmielali się go atakować, nie dawali mu wyboru. Musiał zachować
wszystkie swoje dojścia, zarówno po jednej, jak i drugiej stronie. Nawet jeżeli
wiedział, że po tej drugiej stronie jest całkowicie spalony, to nie zamierzał zamykać
sobie drzwi. Na razie starał się wcisnąć w nie stopę. Kiedy nadejdzie okazja, pchnie
je tak mocno, iż z pewnością otworzą się na całą szerokość.
Tym razem odległe echo perlistego śmiechu rozległo się bardziej na północ.
Był już blisko. Bellatriks zdawała się wciąż oddalać i zmieniać kierunki, ale on nie
stracił tropu ani na chwilę.
Przyspieszył. Gdzieś przed nim rozległy się huki i wrzaski wykrzykiwanych klątw,
więc błyskawicznie skręcił, jeszcze głębiej zaszywając się w skrywający go dym.
Po przejściu kilkunastu metrów, znów ją usłyszał. Znacznie bliżej.
Jego zmrużone i skrupulatnie badające okolicę oczy rozświetlił krótki, ostry rozbłysk.
Niczym wyładowanie elektryczne, zanim nadciągnie prawdziwa burza.
We mgle, parę metrów przed sobą dostrzegł kilka niskich głazów, układających się w
coś na kształt okręgu. Zatrzymał się z uniesioną różdżką. Pomiędzy głazami coś się
poruszało...
Zanim Severus zdążył wykonać jakikolwiek kolejny krok, potężna sylwetka oderwała
się od ziemi, obwąchując powietrze i Severus w jednej chwili zrozumiał, z kim ma do
czynienia. Ale wilkołak również to zrozumiał.
- No proszę, kogo my tu mamy... - wycharczał Greyback, porzucając zakrwawione,
rozszarpane ciało, którym się właśnie posilał, a następnie podnosząc się i
odwracając. Dolna połowa jego twarzy pokryta była brunatnoczerwoną posoką i
kawałkami mięsa.
- Zejdź mi z drogi - wycedził Severus, mierząc go spojrzeniem, które każdego innego
wprowadziłoby przynajmniej w lekki niepokój. Ale wilkołak jedynie wykrzywił usta w
parodii uśmiechu.
- Dokąd ci się tak spieszy, Severusie? - Greyback przechylił lekko głowę, obdarzając
go zaciekawionym spojrzeniem, zwykle zarezerwowanym dla tych, którzy jeszcze nie
zdają sobie sprawy z tego, że już niedługo jego kły będą wydzierać mięso z ich ciał.
Kawałek po kawałku. A najlepiej, gdy wciąż jeszcze będą się szamotać... - Chcesz
pomóc nam z tym szlamowatym plugastwem, czy też pragniesz dołączyć do
aurorów? Po której tak właściwie jesteś stronie?
Severus tak bardzo zmrużył oczy, iż w tej chwili wydawały się jedynie wąskimi
szczelinami, zza których spoglądała ciemność.
- Nie mam czasu wdawać się z tobą w dyskusje - wysyczał odpychająco, robiąc krok