Читаем Desiderium Intimum полностью

Jego słowa zagłuszyły dobiegające z prawej strony krzyki. W powietrzu świsnęły

zaklęcia. Severus przypadł do ziemi. Jedna z klątw uderzyła w młodego Notta, a

druga trafiła w wysokiego, potężnie zbudowanego Śmierciożercę.

Z mgły wyłoniło się pięcioro aurorów, ciskając zaklęciami z taką szybkością, że ich

różdżki były zaledwie smugami światła. Śmierciożercy zwarli szereg, kontratakując.

Severus złapał bezwładne ciało Dołohowa i osłaniając się nim jak tarczą, zaczął

ciskać zaklęciami w nacierających aurorów. Jednego z nich powalił Sectumsemprą,

ale już nie zdążył odbić zaklęcia, które trafiło w Dołohowa, przewracając ich obu na

ziemię. Zrzucił z siebie martwe ciało i błyskawicznie uskoczył na bok, zasypywany

grudkami ziemi. W miejscu, w którym jeszcze przed chwilą leżał, ział niewielki krater.

- Avada Kedavra! - ryknął, trafiając prosto w pierś najbliżej stojącego aurora, którego

twarz zamieniła się w maskę zaskoczenia, a jego ciało z impetem uderzyło w ziemię.

- Protego! - Bariera zadrżała pod wpływem siły skierowanego w niego zaklęcia, ale z

największym wysiłkiem zdołał ją utrzymać. Znajdujący się dwa metry od niego Nott

powalił nacierającego na nich napastnika w tej samej chwili, w której ostatni

pozostały przy życiu auror cisnął w niego zaklęciem, które posłało jego ciało w górę i

rzuciło o ziemię z taką siłą, że Severus usłyszał chrupnięcie łamanego karku i już

wiedział, że Nott z pewnością się po tym nie podniesie. Kilkoro ocalałych

Śmierciożerców, widząc, że ich przywódca zginął, niemal natychmiast ulotniło się z

miejsca bitwy, a Severus wykorzystał powstałe przy tym zamieszanie, ciskając

Klątwą Uśmiercającą prosto w ostatniego aurora. Kiedy nieruchome ciało padło na

ziemię, Severus błyskawicznie rozejrzał się wokół, gotów do obrony. Ale w pobliżu

nie pozostał już nikt żywy.

Oddychając ciężko, wyprostował się i odrzucił do tyłu spocone włosy. W którymś

momencie jakieś zaklęcie minęło go o włos, rozcinając mu szatę na ramieniu i skórę

pod nią, ale rana była płytka i niegroźna. Potoczył wzrokiem po leżących na ziemi

ciałach. Wydawały się być wszędzie. Zastygłe w pozie obronnej albo też

porozrywane, leżące w kałużach krwi.

Tupot biegnących stóp sprawił, że jego mięśnie ponownie napięły się, a dłoń

trzymająca różdżkę uniosła. Z mgły wyłoniło się kilkoro kolejnych aurorów. Severus

dostrzegł wśród nich Shacklebolta. Opuścił nieco różdżkę, by nie wyglądało na to, że

bezpośrednio grozi pięciu aurorom, ale nie na tyle nisko, by nie mógł w każdej chwili

cisnąć w nich zaklęciami, gdyby go do tego zmusili.

- Co tu się stało, Severusie? - zapytał Kingsley, rozglądając się po polu bitwy.

- Cóż, na drzemkę mi to raczej nie wygląda - odparł szyderczo Snape, trącając stopą

martwe ciało Notta, którego głowa wygięta była pod dziwnym kątem. Merlinie, jakim

cudem człowiek, który biega po polu bitwy i natykając się na martwe ciała, pyta "co się stało?" mógł zajść tak daleko? - Ale jeśli ci na tym zależy, to spróbuj ich obudzić i przepytać. Może ci odpowiedzą.

- To nie czas na kpiny - warknął poważnie Kingsley, wpatrując się badawczo w

Severusa. - To nie ja stoję wśród ciał wrogów po kostki we krwi. No, chyba że

zdążyłeś się tu aportować, aby sprawdzić, czy jeszcze dyszą. - Spojrzenie Kingsleya

było tak natarczywe, jakby pragnął wypalić dziurę w czaszce Snape'a i zajrzeć do

środka. Ale najwyraźniej zapomniał, że to Severus był Mistrzem Legilimencji. -

Dlaczego nie aportowałeś się razem z nami? - zapytał auror. Severus ujrzał

unoszące się w górę różdżki. Wszystkie celowały prosto w niego.

Podszedł o krok bliżej, zatrzymując się na wprost Kingsleya i zanurzając stalowe

spojrzenie w jego oczach.

- Zejdź mi z drogi, Kingsley - wysyczał przez zaciśnięte zęby głosem zimniejszym niż

zbocza góry lodowej. - Jeżeli pragniesz odpowiedzi, to zwróć się do Dumbledore'a. Z

pewnością ci ich udzieli.

Ich skrzyżowane spojrzenia ścierały się ze sobą z taką siłą, iż powietrze pomiędzy

nimi wydawało się iskrzyć.

Severusie...

Severus odwrócił się nagle i rozejrzał wokół desperackim wzrokiem, ale poza nimi

nikogo tu nie było. Kiedy spojrzał ponownie na Kingsleya, zauważył, że auror ma

zmarszczone brwi i również obserwuje okolicę, ale najwyraźniej niczego nie

zauważył, bo ponownie wbił podejrzliwe spojrzenie w Severusa.

Severusie...

- Z drogi - warknął stanowczo Snape, odsuwając aurora na bok. Niczym

zahipnotyzowany, nie zważając na wycelowane w siebie różdżki, ruszył za tym

głosem i dopiero przeszywające wrzaski i seria rozbłysków na lewo od nich sprawiła,

że do jego zamglonego spojrzenia powróciła ostrość. I Severus usłyszał ten dobrze

znany, wysoki, perlisty śmiech.

To ona! To musi być ona! Czarny Pan nikogo innego nie darzył tak wielkim

zaufaniem.

Mocniej zacisnął dłoń na różdżce i wbiegł w dym, kierując się prosto w stronę

niesionego wiatrem śmiechu.

*

Miała wrażenie, że płuca palą ją żywym ogniem, a nogi przypominają dwie kamienne

kolumny, którymi coraz trudniej było poruszać. Każdy kolejny krok wymagał

nadludzkiego wysiłku. Ale biegła dalej, przeskakując nad leżącymi na ziemi ciałami,

Перейти на страницу:

Похожие книги